Wtedy właśnie skontaktował się z nim były członek IRA i powiadomił, że jest robota. Wszystko w najgłębszej tajemnicy. Na początku Williamson był zaskoczony: co były członek IRA robi dla pieprzonego rządu? Gilły szybko jednak odkrył, że praca nie ma nic wspólnego z rządem. Wręcz przeciwnie. Przez prawie rok przechodził szkolenie dla astronautów. Bardzo się bał lotu na orbitę, ale starał się, żeby nikt nie zobaczył tego strachu. Dlaczego ktoś, kto ma nieuleczalnego raka płuc, miałby się bać lotu w kosmos?
Trzecim członkiem grupy był Malfud Buczaczi, chudy, łysiejący, ponury algierski inżynier, który pomagał w opracowaniu planu zniszczenia mostu Golden Gate. Buczaczi był nieco starszy od Williamsona i był już weteranem kilku zamachów terrorystycznych. Miał nerwy ze stali, był zimny i wyrachowany, nie ufał nikomu, nawet temu Rosjaninowi, który miał ich zabrać na jankeskiego satelitę energetycznego.
Wioząc pasażerów i sprzęt ze furgonetką ze stacji w kierunku drewnianych baraków, Nikołajew paplał radośnie.
— To nie jest luksusowy hotel — ostrzegał ich — ale toalety przeważnie działają, a jedzenie da się znieść. Łapiecie dowcip? Znieść! — Zarechotał.
Gdy opuścili stację, dostrzegli na tle pustego nieba ko-smodrom: rzędy dźwigów przy stalowych konstrukcjach, nieruchome, rdzewiejące.
— Mój dziadek pracował przy tej budowie — Nikołajew przekrzykiwał rzężenie silnika furgonetki, prowadząc ją jedną ręką wyboistą drogą. — Jeszcze za Chruszczowa coś tu się działo, port kosmiczny, okno na wszechświat, mówię wam.
Irlandczyk i Algierczyk milczeli, patrząc na długie rzędy rdzewiejących wież.
— A teraz tak tu pusto — mówił dalej Nikołajew. — Rząd nie ma już kasy na program kosmiczny. Prywatne firmy — może czasem. Ale też niedużo.
— Nasi ludzie sporo zapłacą za ten lot — zauważył Williamson.
Całkiem sporo, pomyślał Buczaczi, mając ma uwadze, że to lot w jedną stronę.
April pomyślała, że kolacje z al-Baszyrem są przyjemne, ale zawsze czuła się przy nim spięta i niespokojna. Najlepsza restauracja w Lamar pewnie i nie była miej scem odpowiednim miejscem dla człowieka o jego pozycji, ale zachowywał się, jakby stek mu smakował, a rozmowa była cały czas ciekawa. Jadali razem kolację co najmniej raz w tygodniu. Czasem po kolacji tańczyli, choć trudno było znaleźć miejsce, gdzie grano muzykę inną niż country western.
April czuła się mile połechtana, że poświęca jej tyle uwagi, a ał-Baszyr nigdy nie był natarczywy ani nachalny. Całowała go na dobranoc pod domem i to wszystko. Nawet nie próbował się wprosić na górę.
Jednak było coś w tych jego ciemnych oczach, jakieś dziwne rozbawienie czy oczekiwanie, którego nie rozumiała. Czy ja mu się naprawdę podobam, czy umawia się ze mną, żeby się dowiedzieć, co robi Dan? To niemożliwe, powtarzała sobie. Dan pozwala mu chodzić wszędzie i pytać, o co tylko chce.
Ku zdumieniu April, ta sytuacja trwała całe tygodnie. Wiedziała, że Amerykanin już dawno wykonałby jakiś ruch. Z tego, co słyszała, Arabowie traktowali kobiety raczej instrumentalnie. Al-Baszyr zaś był miły i uprzejmy. Przyjemnie się z nim rozmawiało, świetnie tańczyło. Pomyślała, że dobrze się przy nim bawi. Z jednym wyjątkiem: niepokoiły ją jego oczy, czuła się jak sarna, na którą zaczaił się wilk. Rozbiera mnie wzrokiem, pomyślała. Czuła się przy tym niepewnie.
Zastanawiała się, jakby to było, gdyby umówiła się z Da-nem. Czy też byłby tak miły, cierpliwy i uprzejmy? Wiedziała, że nie. I zrozumiała, że nie chce, żeby tak było.
Al-Baszyr również świetnie się bawił podczas randek z April. Była urocza, inteligentna i szybko się uczyła. Uwielbiał, jak słuchała z otwartymi szeroko oczami jego opowieści o podróżach po całym świecie i międzynarodowych interesach. Nie chciała się angażować w romans, ale wiedział, że ma mnóstwo czasu. A w Houston było pod dostatkiem kobiet zaspokajających jego wszelkie życzenia.
April jest jak piękna, czuła gołębica, pomyślał. Nie należy na nią polować, należy ją zdobyć, jak w starej historii o pięknej i bestii.
Kiedy już satelita energetyczny wykona swoją pracę, powiedział sobie. Kiedy zniszczymy Astro Corporation, a Dan Randolph zostanie ukrzyżowany przez polityków i media. Kiedy April będzie bez pracy i bez nadziei. Wtedy zwróci się do mnie, zdobędę ją, a Garrisona wyślę do diabła. I będę miał prawdziwą władzę.
Al-Baszyr uśmiechnął się do siebie. Przyszłość zapowiadała się zachęcająco.
HOUSTON, TEKSAS
Z małej budki, tuż obok biura Chaveza, Kelly Eamons zatelefonowała do Aprił w siedzibie Astro Corporation.
Gdy April rozpoznała agentkę na ekranie komputera, na jej twarzy pojawił się wyraz zdziwienia.
— Cześć, Kelly! Co u ciebie? Znalazłaś coś nowego? Żałując, że nie ma dobrych wieści, Eamons odparła ostrożnie:
— Niespecjalnie. Co u ciebie?
— Straszny młyn. W przyszłym tygodniu odpalamy satelitę. Wszystkie media w kraju dostały obłędu. Wszyscy chcą rozmawiać z Danem albo z Gerrym Adairem, naszym astronautą. Ba, chcą rozmawiać nawet z inżynierami.
Eamons z trudem ukryła rozczarowanie. Miała nadzieję, że April znajdzie czas, by pomóc jej w śledztwie, które utknęło w martwym punkcie.
— Myślałam, że Dan pomylił się, ustalając termin włączenia satelity na niedzielę — trajkotała dalej April — ale on się zna na tym znacznie lepiej ode mnie. W niedzielę w mediach niewiele się dzieje, więc te aż się ślinią, żeby dostać ciekawy materiał.
Niezły materiał, jeśli satelita zadziała, pomyślała Eamons, po czym naszła ją myśclass="underline" a jak nie zadziała, to jeszcze lepszy.
— Jak rozumiem — rzekła do April — jeden z dyrektorów Tricontinental Oil spędza dużo czasu na Matagordzie — i zanim April zdołała zapytać, dodała: — Asim al-Baszyr.
— Och, tak. Asim jest tu cały czas.
— Asim? — Eamons nadstawiła uszu. April ściszyła głos.
— Widuje się z nim czasami.
— Widujesz się z nim?
— Nic poważnego. Czasem jakaś kolacja.
— Naprawdę?
— Jest bardzo sympatyczny. Na swój sposób.
Eamons w panice usiłowała podtrzymywać luźną rozmowę, zastanawiając się, ile może powiedzieć April. Ta mała nie jest wyszkoloną agentką, powiedziała sobie. Już wpakowałaś ją w wystarczające kłopoty w aferze z Robertem i Kinskym. Jeśli to al-Baszyr jest rzeczywiście mózgiem, który stoi za Robertem i wszystkimi innymi…
— Zaprosił mnie, żebym wpadła do niego do Houston — mówiła April. — Może mogłybyśmy się wtedy spotkać.
— To brzmi trochę jak wejście do smoczej jamy — mruknęła Eamons, cały czas zastanawiając się, co robić.
— Nie martw się. I tak się nie ruszę z biura, dopóki nie uruchomimy satelity.
— Ale jednak…
— Będę mieć własny pokój w hotelu — rzekła April z coraz szerszym uśmiechem. Zachichotała i dodała: — Jak się tak o mnie martwicie, to wyślijcie agenta, żeby za mną chodził krok w krok.
Możemy też założyć ci pluskwę, pomyślała Eamons.
Jane ignorowała wiadomości od Dana całymi miesiącami. Naprawdę była zbyt zajęta, żeby się z nim zobaczyć, asystując Morganowi Scanwellowi w kampanii prezydenckiej. New Hampshire, Iowa, Karolina Południowa, wspaniałe zwycięstwo w dzień prawyborów, a teraz zbliżały się prawybory w Kalifornii i Teksasie. Te najważniejsze.
Dan dzwonił ciągle, prawie codziennie, od ich krótkiej, głupiej przygody na wyspie. Jakie to głupie, myślała Jane za każdym razem, gdy widziała jego nazwisko na liście wiadomości, na które nie odpowiedała. Pozwoliłaś, żeby hormony wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem. Jeśli Morgan kiedyś się dowie…! Chłodno, logicznie, tłumaczyła sobie jednak, że Morgan nie zrobiłby nic, gdyby się dowiedział. Może by cierpiał, może się załamał, ale nie zrobiłby nic, co mogłoby zagrozić jego kampanii prezydenckiej.