Выбрать главу

– Daję wam sto dwadzieścia minut, żeby wszystko było gotowe – oficjalnym tonem rozkazał Październicyn. – Wykonać.

Stary wyszedł, a Dorinowi z emocji serce skoczyło do gardła. Za dwie godziny? Tak szybko?

Październicyn wyszedł zza biurka, chwycił krzesło i postawił przed Jegorem oparciem do przodu. Usiadł, podbródek z dołkiem oparł na skrzyżowanych rękach.

– No to słuchaj, Dorin. Wprowadzę cię teraz w tok sprawy. Po kolei, od spraw ogólnych do szczegółów. Pierwszy fakt, który musisz przyjąć do wiadomości. Wkrótce zacznie się wojna. Z Niemcami.

Jegor zamrugał oczami. Nie nowina, że z Niemcami trzeba będzie się kiedyś zmierzyć, każdy to wie. Ale „wkrótce”?

– Tę decyzję podjął Führer jeszcze zeszłego lata, od razu po upadku Francji. Szwaby już od kilku miesięcy ściągają wojska nad naszą granicę, nawet specjalnie się z tym nie kryją. Dlatego z rozkazu Narkoma rozpoczęliśmy akcję specjalną o kryptonimie operacyjnym „Plan”, mającą na celu zebranie danych o zagrożeniu wojennym ze strony Niemiec i pracy na tym odcinku. Na razie wszystko jasne?

Dorin kiwnął głową.

– Idźmy dalej. Fakt numer dwa. Według doniesień naszych źródeł, Niemcy powinni byli uderzyć w połowie maja. Dlatego nasi agenci podjęli operację zapobiegawczą w Jugosławii. No, o tym na pewno słyszałeś.

– Tak jest. Czytałem w gazetach. Patriotycznie nastrojeni oficerowie armii jugosłowiańskiej dokonali przewrotu i zerwali pakt z faszystami.

– No właśnie. Zorganizować przewrót to nie taka trudna sprawa. Myśleliśmy, że Führer wpadnie w histerię, przerzuci swoje dywizje z naszych granic na Bałkany i ugrzęźnie przynajmniej na miesiąc, dwa. Wówczas napaść na Związek Radziecki w tym roku stanęłaby pod znakiem zapytania. Zanim wymienią się notami, postawią ultimatum, zanim wojska dotrą do Jugosławii, pobiją przeciwnika i przemieszczą się z powrotem, zrobi się połowa lata. Tyle że nie doceniliśmy Führera. Nie tracił czasu na dyplomację, uderzył błyskawicznie, w dziesięć dni po przewrocie. Już w tydzień rozpirzył całą armię jugosłowiańską. Wiesz, jak złamali ducha w Jugosłowianach? Bestialsko zbombardowali Belgrad. Pięćdziesiąt tysięcy zabitych, prawie wyłącznie cywilów. Do tej pory tak się nie walczyło. Cóż, potworne, ale skuteczne. Po czymś takim poddała się armia jugosłowiańska, trzysta czterdzieści tysięcy żołnierzy. I co mamy po tym całym zamieszaniu? Kompletną niewiadomą, ot co. – Październicyn zrobił dosyć głupkowatą minę. – Siedzimy i wróżymy z fusów: zaatakuje nas Hitler w tym roku czy też się rozmyślił? Są doniesienia, że chce najpierw dobić Anglię, a z nami rozprawić się w przyszłym roku. Prawda czy dezinformacja? To najważniejsze pytanie, na które powinna odpowiedzieć moja grupa. Od tego, czy ta odpowiedź będzie trafna, za – leży decyzja KC i w bardzo dużym stopniu rezultat nadchodzącej wojny – Czy mamy prędko rzucać wszystkie siły dla umocnienia granic, Wstrzymać reorganizację wojska, rezygnować z długoterminowych planów budowy nowych typów samolotów i czołgów? Czy też spokojnie, bez pośpiechu, dokończyć przed wiosną czterdziestego drugiego planowe zadanie umocnienia obrony, a wtedy poradzimy sobie z samym diabłem.

Starszy major przerwał, dając słuchaczowi możność przetrawienia tego, co usłyszał.

– Ty się, Dorin, nie dziw, że ciebie, młodszego lejtnanta, wtajemniczam w wielką politykę. W swojej grupie nie uznaję statystów. Każdy pracownik, nawet gdy się go ściągnie tak jak ciebie, musi mieć pojęcie nie tylko o swoim odcinku, ale o całości sprawy. A także znać swoją odpowiedzialność za to, co się dzieje. Straszliwą odpowiedzialność. No bo co potem będzie? Zrobimy co trzeba, a ja przedstawię wniosek Narkomowi. Nar – kom pójdzie z naszym wnioskiem do Wodza, Wódz podejmie decyzję. Jeśli się pomylimy, to nasza socjalistyczna ojczyzna może zginąć. Rozumiesz to?

– A który narkom? – Spytał Dorin. – Towarzysz narkom bezpieczeństwa czy sam Szef?

Październicyn się obruszył:

– Pewnie, że Szef.

W lutym NKWD rozdzielono na dwa narkomaty – Spraw Wewnętrznych i Bezpieczeństwa Państwowego. Pracownicy jeszcze się nie przyzwyczaili do tego podziału, zresztą był on raczej umowny. Wszyscy siedzieli pod jednym dachem, chodzili tymi samymi korytarzami, jeździli do wspólnych domów wypoczynkowych. Nawet kierownictwo się nie zmieniło; po prostu były naczelnik urzędu bezpieczeństwa też uzyskał rangę komisarza ludowego. Żeby ich nie mylić, pracownicy nazywali go teraz „narkomem bezpieczeństwa”, a o dotychczasowym komisarzu spraw wewnętrznych mówili zwyczajnie „Narkom” albo po prostu „Szef”. W zasadzie głównego czekistę kraju należałoby teraz nazywać „zastępcą przewodniczącego Rady Komisarzy Ludowych”. Niedawno otrzymał tę zaszczytną nominację i nadzorował teraz nie tylko Organy, ale jeszcze kilka kluczowych resortów.

Gdyby zresztą grupa podlegała narkomowi bezpieczeństwa, byłoby to czymś zupełnie innym niż teraz, kiedy podlega bezpośrednio Narkomowi.

Jegor, jak to mówią, wczuł się w sytuację.

– Fakt trzeci. Mamy przeciwko sobie Abwehrę, organizację, której nie muszę ci przedstawiać, w SSP tę wspaniałą instytucję poznawałeś na oddzielnym kursie. Zadaniem Abwehry jest zamydlić nam oczy. Jeśli atak zdecydowano odwołać, powinni starać się wywrzeć na nas wrażenie, że straciliśmy siły na darmo. Jeśli zaś termin napaści pozostaje niezmieniony, Abwehra będzie się starała nas przekonać, że do wojny w tym roku z całą pewnością nie dojdzie. To są bystrzy chłopcy, pomysłowi, pracują, jak to się mówi, z polotem. Zgodnie z tradycją, mają tam sporo byłych oficerów marynarki, a i szef, jak ci wiadomo, jest admirałem. Co mi się u nich podoba, to fakt, że stanowiska przydziela się tam nie według stopnia, tylko zależnie od przydatności zawodowej, tak że kapitan czy nawet nadporucznik ważniejszy bywa od pułkownika. Nie stopień (który zależy w końcu od wieku) się liczy, tylko zalety osobiste. Niełatwo będzie przechytrzyć ludzi Abwehry. Szczególnie jeśli wziąć pod uwagę nasze mizerne kadrowe status quo.

Starszy major ciężko westchnął. Jegor nie pamiętał, co to jest „status quo”, ale na wszelki wypadek kiwnął głową.

– Na tym kończę ogólny szkic sytuacji i przechodzę do sprawy zasadniczej. – Październicyn się ożywił. Można powiedzieć, że poweselał w oczach. – Wczoraj w nocy nasze źródła doniosły, że dwudziestego kwietnia o północy, to znaczy dzisiaj, w rejonie jeziora Święte (koło Szatury) z samolotu zostanie zrzucony szczególnie ważny ładunek. Przesyłka czy człowiek, tego nie wiemy. Jednakże fakt, że zajmują się tym osobiście niemiecki attache wojskowy, generał Kóstring, i jego zastępca, pułkownik Krebs, a także nieduża odległość zrzutu od Moskwy – świadczą o szczególnym znaczeniu tej akcji. Nasze źródło donosi, że przygotowania są prowadzone z zachowaniem nadzwyczajnych środków tajności. Ładunek będzie odbierał Reschke, kapitan Abwehry. Jest trzecim sekretarzem ambasady. To dobry, doświadczony wywiadowca. Jego dossier jest grube jak powieść Hrabia Monte Christo, a w treści nawet ciekawsze. Jeśli sam Reschke przejmuje ładunek, to już nie są żarty. Ale i my okażemy szacunek samolotowi. – Szef grupy „Plan” chytrze zmrużył oczy. – Z naszej strony witać będzie go nie jakiś tam kapitan, ale przedstawiciel wyższego dowództwa, według niemieckiej skali – generał – major. – Żartobliwie, niby to z dumą poklepał się po wyłogach. – Mam rozkaz Narkoma: przejść od biernej obserwacji do działań aktywnych. Już dawno była na to pora.

– Co to są „działania aktywne”, towarzyszu starszy majorze?

– Przejmiemy go. Nie będziemy już tańczyć ze Szwabami menueta, czas nagli. Przechodzę na szybkiego fokstrota, a także na tango „Gdy zamknę cię w objęciach swych”.

– A to co znowu?

– Sam zobaczysz. – Październicyn uśmiechnął się tajemniczo i znowu mrugnął. – Jeśli ładunek będzie miał ręce i nogi, powitamy go obaj, czystej krwi Aryjczycy. Że przy wsparciu grupy nierozmownych kolegów, to jest samo przez się zrozumiałe. Tak że rolę masz odpowiedzialną, na dobrą sprawę – główną.

Jegor się wyprostował, całą swą postawą demonstrując: „Nie obawiajcie się, nie zawiodę”, chociaż nieprzyjemnie zadrżały mu kolana. Główna rola! Bez prób, w nieznanej sztuce, i to jeszcze jakiej…

– Rola jest mówiona czy jak? – zapytał, siląc się na łobuzerski uśmiech. – Nie martwcie się, pamięć mam dobrą, zapamiętuję od razu.

– Zapamiętaj to, co najważniejsze. Nasz teatr jest zawodowy, a nawet akademicki, tak że amatorszczyznę wykluczamy. Improwizacji nie potrzebujemy. Z własnej inicjatywy nie otwieraj ust. Jeśli spadochroniarz zwróci się do ciebie, odpowiadaj monosylabami, z tym swoim śpiewczym bawarskim akcentem, tak jak ty to potrafisz. Jesteś moim pomocnikiem, wykonujesz rozkazy. Zrozumiano? Jeśli uznam, że sprawy mają się źle, rzucam rozkaz: „Działaj!”. A ty – sierpowy i nokaut. Tylko uważaj, nie przesadź, nie rozwal mu łba.

– Jeśli tak, to lepszy będzie prosty. Krótsze ramię siły.

– Chcesz prosty, niech będzie prosty. Ty jesteś specjalistą. Ale mam nadzieję, że się bez tego obejdzie.

Dorin nie spuszczał oczu ze starszego majora, czekając na dalszy instruktaż, ale Październicyn nic nie mówił.

– To znaczy: nie otwieram ust. Na pytania odpowiadam krótko, na komendę walę prostym. Rozumiem. Co jeszcze?

– Nic więcej. – Październicyn uśmiechnął się, spoglądając życzliwie na młodszego lejtnanta. To już cała twoja rola.

– A miała być główna! – powiedział rozczarowany Jegor. – „Podano do stołu” – tylko tyle?

– A coś ty chciał, żebym takiemu żółtodziobowi powierzył werbalne opukiwanie doświadczonego agenta Abwehry?

„Werbalnym opukiwaniem” w żargonie służb specjalnych nazywa się pierwszy kontakt słowny z mało znanym obiektem, żeby możliwie najszybciej określić jego status, charakter i stopień stwarzanego zagrożenia. Do tej jubilerskiej roboty potrzebna jest bezbłędna intuicja, doświadczenie, szybkość reakcji.

– No, nie opukiwanie oczywiście, ale może chociaż coś podegrać… Powiedzieć, żeby wypadło naturalnie, swobodnie…

– Ja ci dam „swobodnie”! Noc, wszyscy mają nerwy napięte do ostatnich granic. Skoczek wylądował i jeszcze w ogóle nie rozumie, na jakim świecie żyje. Skąd tu, u diabła, swoboda?! A poza tym, Dorin, w dobrym teatrze nie ma małych ról. Słyszałeś o metodzie Stanisławskiego? Nawet jeśli aktor mówi tylko: „Podano do stołu”, powinien o swojej postaci wiedzieć absolutnie wszystko: znać jej biografię, cechy charakteru, upodobania. Tym się właśnie teraz zajmiemy. Jak mówił towarzysz Stanisławski: „Wierzę – nie wierzę”. Trzeba, żebyś zachowywał się przekonująco, inaczej widz ci nie uwierzy. A widz będzie szczególny. Jeśli źle zagrasz, nie wyjdzie do bufetu na piwo, tylko walnie z obu luf, prosto w bebechy.

Październicyn wetknął twardy palec w brzuch Jegora i roześmiał się.