Выбрать главу

– Do konspiracyjnego lokalu. Kuźniecki Most dziewiętnaście.

– Patrzcie, jacy bezczelni – zdziwił się Październicyn. – To przecież sto metrów od Łubianki!

– To nie bezczelność – tłumaczył Niemiec, jak gdyby się usprawiedliwiając. – Widzi pan, w tamtym rejonie w eterze aż roi się od sygnałów radiowych, które wychodzą z waszego resortu. Jeszcze jeden nie zrobi różnicy. Tak jest lepiej.

Starszy major uśmiechnął się z zadowoleniem.

– To znaczy, że ten Hrycio jest radiotelegrafistą. Była to jedna z naszych wersji. Ale niech pan, Launitz, powie nam jednak, jakie było hasło?

– VZ!

Październicyn spojrzał z ukosa na Jegora i bezradnie rozłożył ręce.

– Masz ci miód wrzosowy! I mądry czasem głupi, trafiła kosa na kamień, człowiek uczy się przez całe życie, a cudza dusza – zagadka. Prawdę mówią przysłowia ludowe… Dobra, nie będziemy posypywać głowy popiołem. To nie koniec roboty. Idziemy, Dorin, przydasz mi się jeszcze.

A von Launitzowi major pogroził na ostatek:

– Niech panu nie przyjdzie do głowy naruszyć naszą umowę. Fakty są faktami: my przechwyciliśmy „ładunek”, pan zdradził lokal na Kuźnieckim. Zapewniam, że korzystniej będzie, i to w każdym sensie, iść przez życie razem z nami.

Rozpędził się i wbiegł na urwisko.

– No, co u ciebie, Podjabłoński? Ocknął się?

– Podjabłonkin, towarzyszu naczelniku. Nie, leży. Mam dać mu amoniaku?

– Sam się nim zajmę. Podeślij mi sapera.

Starszy major wziął silnie woniejącą flaszkę i nachylił się nad radiotelegrafistą, któremu ciągle jeszcze krew leciała z nosa; z rozwartych ust wyrwał się nagłe chrapliwy oddech.

– Jestem saperem, towarzyszu naczelniku – zameldował sołdat, który podbiegł ze skórzaną torbą na plecach, podobną do tornistra.

– Weźcie plecak. Sprawdźcie, czy nie ma w nim miny. Abwehra wprowadziła nową modę: przed zrzuceniem ładunku nastawiają mechanizm zegarowy. Jeśli agent się zabił albo został schwytany, po czterdziestu minutach albo po godzinie następuje wybuch. Dziewiętnastego lutego pod Kownem straciliśmy w ten sposób trzech chłopaków. Ale tutaj mi nie grzeb! – krzyknął na sapera, który zaczął rozpinać plecak. – Weź go dalej, bo wysadzisz naszego drogiego gościa. A przy okazji i mnie.

Zanim Październicyn podsunął flakonik spadochroniarzowi pod nos, powiedział:

– No, Dorin, dotąd to było małe piwo. Duże będzie teraz. Trzeba go złamać od razu, póki mózg nie wróci do formy, bo potem będzie trudno. Teraz jest najlepszy moment. Szok, wola osłabiona wskutek utraty przytomności. Nachyl się, żeby cię widział. I zrób trochę sroższą minę.

Dał jeńcowi powąchać amoniaku. Spadochroniarz potrząsnął głową, jęknął boleśnie i zamrugał oczami.

W pierwszym momencie wzrok miał niezogniskowany, potem zobaczył surową minę Jegora, chlipnął i widać było, że chętnie zapadłby się pod ziemię.

Październicyn szturchnął Dorina łokciem. Ten zrozumiał bez słów.

– Ech ty, gadzino faszystowska! – rzucił i podniósł pięść.

– Na razie go nie ruszaj! – krzyknął na niego starszy major i zwrócił się do spadochroniarza: – Ktoś ty? Dywersant? Terrorysta? Przeciw komu planowałeś zamach? Przeciw kierownictwu Związku Radzieckiego?

– Ni, ja ne dywersant! Radiotełehrafyst, ja radiotełehrafyst… – zaczął mamrotać jeniec, nie spuszczając oczu od pięści Jegora.

– Ej, saper, jest tam w worku radiostacja? – zawołał Październicyn, odwracając się.

– Nie ma, towarzyszu naczelniku! – doleciało z ciemności. – A mina?

– Jest jakieś pudełko. Jeszcze do niego nie zajrzałem. Ale nic nie tyka.

– To ne myna, to radio. Noweho typu – powiedział jeniec – ja pokażu.

Pękł? A jeśli to jednak mina, i szpieg chce się wysadzić razem z czekistami?

O tym samym pewnie myślał i Październicyn. Wówczas Jegor przejawił inicjatywę i lekko stuknął telegrafistę w szczękę. Niby nic, ale ten aż się zatrząsł.

– To naprawdu radio! Słowo honoru!

– No cóż. – Starszy major uśmiechnął się. – Saper, jak ci tam! Dawaj tu pudło!

Nadajnik był płaski, ważył najwyżej trzy kilogramy, a rozmiary miał grubej książki. Na zajęciach z radiotechniki Jegor nie widział takich poręcznych urządzeń.

– Ho, ho, to dopiero – zachwycił się starszy major – To u was w wydziale „T” teraz takie się robi? Klasa!

– Jest dopiero kylka próbnych egzemplarów – pośpieszył z wyjaśnieniem radiotelegrafista. – Sygnał jest unikatowy, sprawdza się na odbiorniku-bliźniaku. Przydziela się go tylko wyjątkowo ważnym agentom.

– Kto jest wyjątkowo ważny? Ty? – lekceważąco spytał Październicyn.

Specjalnie go tak drażni, pomyślał Jegor. Chce gościa złamać moralnie.

– Ne, szo wy! Jestem do dyspozycji agenta Wassera.

– Ach, do Wassera, to takie buty. – Starszy major ścisnął palcami łokieć Jegora: uwaga! I powiedział – Rozuuumiem. Aha, potrzebny mu radiota… No więc jak, zdrajco ojczyzny, pomożesz nam spotkać się z Wasserem? Albo… – Grożące kiwnięcie na Jegora.

– Ta czoho teraz… Pomohu… – Jeniec zwiesił głowę.

– Opatrzyć go! – polecił Październicyn.

Kiedy telegrafiście bandażowali rozbitą twarz, Dorin spytał szeptem:

– A kto to jest ten Wasser, towarzyszu starszy majorze?

– Pierwszy raz o nim słyszę. Ale wszystko wskazuje na to, że jakaś wielka szycha. Wysłali mu osobistego radiotę, i to jeszcze z jaką pompą. Radiostacja też dla szczególnie ważnej persony To nie przypadek. Mam przeczucie, że Herr Wasser rzuci nam nieco światła na główną zagadkę bytu: kiedy zacznie się wojna. No dalej, przyciśnij go. Ma do ciebie dziwną słabość.

– Tak jest, przycisnę.

Dorin usiadł w kucki obok spadochroniarza, a tamten od razu zaczął mrugać oczami z przerażenia.

– Nie bój się, nie ruszę cię. Ja się nazywasz?

– Stepan. Stepan Karpenko.

– I jak się dostaniemy do Wassera, Stepanie Karpenko?

Starszy major stał z tyłu i uważnie słuchał, jak Dorin prowadzi przesłuchanie.

– Ta ne znaju. On sam zadzwoni na skrzynkę kontaktową.

– Przypuśćmy. A jak wygląda? Wiek, wzrost, cechy szczególne.

– Jej Bohu, ne znaju. Mene kazały: czekaj, zadzwoni czołowik i poda hasło. Mam być do jego dyspozycji. Jak da rozkaz: masz zginąć, to mam zginąć. I już.

– A jakie to hasło?

– „Przepraszam, towarzyszu Karpienko, mi wasz telefon dali w biurze adresowym. Nie jesteście przypadkiem synem Piotra Siemionycza Karpienki?”

– A odzew jest?

– Jest. Trzeba powiedzieć: „Ni, towaryszu, mój baćka nazywał się Petro Hawryłowycz”. Wtedy Wasser powie, co robić.

– Co jeszcze możesz powiedzieć o Wasserze?

– Nic. Przysięgam, na co chcecie.

Październicyn dotknął ramienia Jegora: wystarczy. Odciągnął go na bok i powiedział:

– Brawo, bokserze. Podsumujmy teraz. Operacja „Połów pod lodem”, przeprowadzona nie bez przeszkód, została uwieńczona sukcesem. Rezultaty połowu są następujące: zwerbowany Launitz; ujęty i przesłuchany radiotelegrafista ze sprzętem; a co najważniejsze – przez niego możemy nawiązać kontakt z jakąś grubą rybą, Wasserem, o którym na razie nic nie wiemy, ale marzymy o tym, żeby go poznać.

Rozdział piąty

Five o’clock u Narkoma

Intensywny błękit nieba i wyjątkowa przejrzystość powietrza świadczyły wymownie o tym, że wiosna nadeszła i nabiera siły. Słoneczne światło wdzierało się do środka przez wysokie okna. Tym, którzy siedzieli przy długim stole, zdarzało się od czasu do czasu rzucić okiem na te złote prostokąty, gdzie między rozsuniętymi zasłonkami widać było dachy, a nad nimi iglicę Wieży Spasskiej, z gwiazdą na szczycie. Kto tylko spojrzał w stronę okien, niezawodnie mrużył oczy, a na jego twarzy na chwilę pojawiał się jakiś trudny do określenia wyraz, jakby dziecięcy zachwyt, co w żaden sposób nie licowało z ogólnym wyglądem i atmosferą gabinetu.