Выбрать главу

– Dobrze, towarzyszu Japończyku – przerwał wystąpienie Narkom. – Dalej już sprawa jasna. Teraz wysłuchamy towarzysza Amerykanina.

Wówczas Październicyn podniósł głowę, zaczął słuchać uważnie. „Amerykanina” (on jeden był w garniturze i krawacie) widział po raz pierwszy. Wiedział tylko, że to Jepanczyn ze Służby Łączności – wydziału Kominternu, kierującego nielegalną robotą za granicą. Sądząc po nazwisku i sposobie mówienia – z dawnych „wyższych sfer”. Nie białogwardzista, oczywiście, na to był za młody, ale z drugiego pokolenia emigrantów, ludzi, którzy wyjechali z Rosji jako dzieci. Tacy stanowili znakomity materiał do pracy agenturalnej. W swoim czasie, służąc za granicą, Październicyn aktywnie ściągał podobnych chłopaków, i to z wcale dobrym skutkiem.

„Amerykanin” ciągnął w swoją stronę, tak jak należało.

Każdy trzeźwo myślący i umiejący patrzeć w przyszłość człowiek zrozumie: sfery rządzące w USA postawiły sobie za cel panowanie nad światem. Pierwszy krok na tej drodze Amerykanie zrobili dzięki wojnie imperialistycznej, kiedy światowe centrum finansowe przeniosło się z Londynu do Nowego Jorku. Nowa kłótnia ogólnoeuropejska jest amerykańskiej oligarchii tylko na rękę. Wielka wojna osłabi i Europę Zachodnią, i Związek Radziecki, a kapitaliści USA wzbogacą się na zamówieniach wojskowych i dostawach. Znane Narkomowi źródło „Palacz” donosi, że kierownictwo wywiadu amerykańskiego przygotowuje szereg posunięć mających na celu wywołanie jak najrychlej konfliktu między Moskwą i Berlinem. Prezydent Roosevelt jest wysoce zaniepokojony wzmocnieniem pozycji Niemiec; amerykańska administracja ma nadzieję, że Wehrmacht na długo ugrzęźnie na Wschodzie. Jeśli teraz pozwolimy amerykańskim agentom w Europie działać bez kontroli, będzie to miało opłakane skutki.

Mniej więcej od połowy wystąpienia Październicyn zaczął znowu rysować; teraz przeważnie różne esy-floresy. Argumenty „Amerykanina” nie były zbyt mocne.

– Bez obaw. – Narkom zaśmiał się. – Wsadzimy Hirohito w tyłek jankesom, żeby się nie nudzili. Towarzysz Japończyk już tam nad tym pomyślał i popracował.

Leżawa, dotąd ponury, zaczął kiwać głową, rozpływając się w uśmiechu.

– Teraz wy, towarzyszu Angliku.

Starszy lejtnant, który zdążył jednak capnąć z patery brzoskwinię, wypluł pestkę w dłoń. Otarł usta i poderwał się z miejsca. Październicyn już raz, też na „five o’clocku”, widział tego chłopaka z wydziału zagranicznego, Matwieja Kogana, i nadał mu w myślach przezwisko „Lejzorek Rojtszwaniec”. Starszy lejtnant był rudy, miał dosyć bezczelną, obsypaną bladymi piegami twarz, i bystre oczy. Październicyn pomyślał, że z takich ludzi wyrastają dobrzy agenci, i nagle się skrzywił. Uświadomił bowiem sobie, że w tym gronie jest najstarszy, za kilka miesięcy stuknie mu pięćdziesiątka. Obaj komisarze ludowi ledwie po czterdziestce, Leżawa, zdaje się, ma trzydzieści sześć, Jepanczyn i Kogan najwyżej po trzydzieści.

To nic, powiedział sobie starszy major. Nie jestem jeszcze staruszkiem, a że inni są młodsi, to dobrze. My, czekiści, mamy na razie siłę i ostre zęby, z męskością też wszystko w porządku.

„Anglika” słuchał tak samo uważnie, jak „Amerykanina”.

– Towarzysze, przebywam teraz przeważnie za granicą. Figaro tu, Figaro tam, i raczej tam niż tu, niemniej jednak towarzysze z odcinka angielskiego polecili mi przedstawić wam nasze pryncypialne stanowisko. Bo ja tu, towarzysze, przybywam, jak to powiadają, prosto z pola bitwy. Oczywiście, każda pliszka swój ogon chwali, ale uczciwie mówię, towarzysze, ten nasz brytyjski ogon jest ważniejszy od waszych. To mur-beton.

Początkowo ta dezynwoltura nie spodobała się Październicynowi, w notesie pojawiła się więc podobizna ropuchy, ale potem znów wróciły kwadraty i prostokąty, bo Lejzorek podpierał się solidną logiką, wznosił gmach cegiełka po cegiełce, a informacje miał istotnie wyjątkowo ważne.

– Zawieszenie broni między Wielką Brytanią a Niemcami jest kwestią tygodni, a może nawet dni. Anglia jest wycieńczona wojną w powietrzu i atakami niemieckiej floty podwodnej. Wszędzie rozmowy w tym samym tonie: to nie nasza sprawa, dlaczego mamy cierpieć za Polaków i żabojadów? Mniejsza z tym, to są tak zwane wiadomości agencji TASS (Teściowa Ani Słyszała od Sąsiadki). Ale my, towarzysze, mamy też poważniejsze informacje. Źródło „Lord” zwraca naszą uwagę na wzmożoną aktywność antyradzieckiej partii stronników pokoju, w szczególności tak zwanej kliki z Cliveden, grupy bywalców salonu lady Astor.

– To ta paniusia, która powiedziała Churchillowi: „Gdyby pan był moim mężem, wsypałabym panu trucizny do kawy”? – spytał Narkom z uśmiechem.

– Ta właśnie. A Churchill, jak pamiętacie, odpowiedział: „Gdybym był pani mężem, madame, z przyjemnością bym tę kawę wypił”. – Kogan też się uśmiechnął, ale zaraz znów spoważniał. – Jeśli mówimy o Churchillu, to jego pozycja jest niepewna jak nigdy dotąd. Oponenci premiera otwarcie żądają pokoju z Niemcami na warunkach przedwojennego status quo i nietykalności kolonii brytyjskich. W dzisiejszej sytuacji urządzałoby to Niemców w zupełności. „Lord” informuje, że „klika z Cliveden” utrzymuje kontakty z nazistowską „górą”. Informowaliśmy o tym kontrwywiad brytyjski, ale oni wiedzą to i bez nas. Tyle że nie mogą nic poradzić. Albo nie chcą; w kontrwywiadzie też są dwie frakcje. Zrozumcie, towarzysze, Anglicy gotowi są zawrzeć pokój, to absolutnie realne niebezpieczeństwo. Jeśli Hitler jutro zrobi jakiś efektowny gest, który zaspokoi miłość własną Brytyjczyków, partia pokojowa weźmie górę. „Lord” donosi, że podczas tajnych rozmów przedstawicieli Wielkiej Brytanii i Niemiec omawia się najbardziej fantastyczne warianty. Ponoć sam Rudolf Hess ma przylecieć do Anglii bez żadnych warunków wstępnych, licząc wyłącznie na rycerskość Anglików.

– No, też coś! – Październicyn nie wytrzymał i parsknął śmiechem – Może jeszcze sam Führer się do nich pofatyguje? Chyba was bajtluje ten „Lord”.

– Nie bajtluje! – wybuchnął Kogan. – To absolutnie pewne źródło, ręczę za nie. A wy, towarzyszu starszy majorze, jak nie wiecie, to nie mówcie!

Narkom skinął głową uspokajająco, dając do zrozumienia, że wie i wierzy, więc „Anglik” trochę się zmitygował.

– Widzicie, jak jest, towarzysze. Sytuacja na odcinku angielskim ma znaczenie absolutnie pierwszorzędne. – Starszy lejtnant akcentował każde słowo i jeszcze przy tym wymachiwał zaciśniętą pięścią. – To, czy Hitler nas tego lata zaatakuje, czy nie, zależy od wyniku tajnych pertraktacji brytyjsko-niemieckich. Oto gdzie w chwili obecnej przebiega nasza główna linia frontu. Jeśli chodzi o mnie, to wszystko, towarzysze.

Rezultaty dyskusji podsumował Narkom.

Stwierdził, że sytuacja jest trudna, ale to nic; czy kiedykolwiek była łatwa? Każdy z odcinków jest dla nas ważny, na każdym w dowolnym momencie może nastąpić kryzys. Dlatego wszyscy muszą pracować tak, jak pracowali do tej pory.

– I „Japończycy”, i „Niemcy”, i „Amerykanie” i „Anglicy” powinni nadal uważać, że właśnie na ich odcinku decyduje się los przyszłej wojny – mówił Narkom, przenosząc wzrok z jednego na drugiego. – Słusznie powiedział Kogan: my, wywiadowcy, jesteśmy teraz na pierwszej linii. Każdy z nas broni socjalistycznej ojczyzny. Nie pozwólcie wedrzeć się do niej wrogowi.