W ten sposób młodszy lejtnant Dorin, można powiedzieć, wyszedł na prostą, zajął się prawdziwą robotą, wielką, ważną sprawą. Niech tam wojak Pawłów bierze sobie tytuł walkowerem, mała strata.
Zaczęło się nowe życie, całkiem niepodobne do poprzedniego. Służba pod dowództwem Październicyna to była sama radość – spokojna, wesoła, i za diabła się człowiek niczego nie boi prócz tej jednej rzeczy – że zawiedzie szefa.
Taki właśnie powinien być przełożony. Prawdziwy bolszewik, profesjonalista wysokiej klasy i, co bardzo ważne, dobry człowiek. To samo mówił idiota Juszka (który w rzeczywistości nazywał się Waśka Lachów), chociaż nie należał do grupy, tylko był czasowo odkomenderowany: „Fajnie się pracuje z waszym Październicynem. Robotą zawali cię po uszy, obijać się nie pozwoli, ale nie żąda rzeczy niemożliwych. A co najważniejsze, wiadomo, że nie zdradzi swoich ludzi. Jeśli spartolisz robotę, to ci głowę urwie, ale przed naczalstwem wszystko weźmie na siebie. Fajny chłop, w porządku. U nas, w Organach, złych ludzi masz do licha i trochę, cóż, taka służba, a ten jest dobry”.
Akurat tego, czy Październicyn jest dobrym człowiekiem, Jegor nie był pewien, zwłaszcza po pewnej pamiętnej rozmowie.
To było pierwszego dnia, u szefa w gabinecie. Kiedy tamten wyjaśniał, jak należy pracować z radiotelegrafistą i dlaczego jest tak ważne, żeby nie stracić śladów prowadzących do agenta zwanego „Wasser”, Dorin zapytał: a co będzie, jeśli ucapimy tego Wassera, a ten się zaprze i nie będzie mówił? Przecież najwyraźniej to stary wyga, szpieg ekstra klasa.
– Jak mu przysmażymy jaja, to zacznie gadać – uśmiechnął się starszy major – a nawet zaśpiewa pięknym falsetem. W pierwszej chwili Jegor pomyślał, że się przesłyszał.
– Czegoś wytrzeszczył gały? – Szef spojrzał na niego nieżyczliwie. – Środki przymusu fizycznego nie zostały nigdy zniesione. Jest to oczywiście wstrętne, ale na obecnym etapie nie można się bez nich obejść. Stwierdzono to w tajnej uchwale KC 10 -01. – Starszy major cytował z pamięci: – „Metody przymusu fizycznego winny być nadal traktowane jako uzasadnione i w drodze wyjątku stosowane wobec jawnych i zatwardziałych wrogów ludu”. Komitet Centralny Wszechzwiązkowej Partii Komunistycznej (bolszewików) tak postanowił, zrozumiano? Mając na uwadze szczególne nasilenie walki o istnienie naszego robotniczo – chłopskiego państwa. Jak aresztujemy Wassera, to nie będziemy wzywali adwokata.
Szef chciał kontynuować instruktaż postępowania z Wasserem, ale kiedy spojrzał na twarz młodszego lejtnanta, postanowił rozwinąć przykry temat, tak żeby nie pozostawiać niedomówień.
– Zapamiętaj sobie, Dorin: metody przymusu fizycznego to cała nauka, oparta głównie na psychologii. Nasi oprawcy z wydziału śledczego nie posiedli jej, wiem to z własnego doświadczenia. Chodzi mianowicie o to, że dobry psycholog zazwyczaj nie musi się uciekać do samego przymusu fizycznego. Wystarczy, tak jak w średniowieczu, pokazać przesłuchiwanemu narzędzia tortur. Trzeba tylko dokładnie ustalić, czego człowiek najbardziej się boi.
– A skąd to można wiedzieć? – spytał Dorin, zachęcony informacją, że można poprzestać na samej psychologii.
– To nie jest kwadratura koła. Mężczyźni dzielą się na dwie kategorie: oczy i jaja. Prawdziwego chłopa biciem po mordzie czy szpilkami pod paznokcie się nie złamie. Mój głupi śledczy sobie o mnie pięści porozbijał, palec sobie przyciął cążkami, nowe portki zapaćkał krwią, a nic nie osiągnął, bo był głupi jak cep. Ale gdyby mi się lepiej przyjrzał, przewertował akta, postał, ile czasu tracę na baby – od razu by powiedział: „Październicyn, ty wrogu ludu, jak nie podpiszesz, że się przyzna – jesz do winy – to ci jaja wyrwę”. A ja w jednej chwili bym podpisał, że jestem frankistowskim szpiegiem i tajnym agentem ośrodka monarchistycznego. – Październicyn roześmiał się, patrząc na zmartwiałą twarz młodszego lejtnanta. – No, a druga kategoria to ci, co się boją oślepnąć. Taki, jak mu zagrozisz, że go pozbawisz wzroku, załamie się od razu.
Jegor zerknął na karafkę, bo od tej rozmowy zaschło mu w gardle. Ale wody sobie nie nalał, bał się wyjść na słabeusza.
– Z kobietami też nietrudna sprawa. Jeśli widzisz, że dba o siebie: fryzura, manikiur, kolczyki itede, to możesz uważać, że sprawa załatwiona. Zagroź, że jej wyrwiesz nozdrza albo odetniesz górną wargę. Pokaż zdjęcia, żeby zobaczyła, jak wyglądają kobiety, którym to zrobiono.
– Ale przecież to świństwo! – wyrwało się Dorinowi. – Podłość! A jednak nie wytrzymał, zbłaźnił się przed szefem.
– Przecież już ci mówiłem: dobre jest to, co służy sprawie. A podłe – to wszystko, co jej szkodzi. A o jakiej sprawie mowa, sam dobrze wiesz. W naszej pracy to jest jedyne źródło ocen moralnych. W dodatku, powtarzam – ton starszego majora złagodniał – przy prawidłowej diagnozie psychologicznej nie trzeba uciekać się do takich metod. Jeśli facet się nie przestraszył „oczu-jaj”, a baba obciętego nosa, nie ma co tracić czasu i sił na tortury. Znaczy, że to potencjalni samobójcy albo, co gorsza, masochiści – ludzie, którzy od bólu i ran tylko stają się silniejsi duchem. O świętych męczennikach was teraz w szkole nie uczą; szkoda, bo od razu byś zrozumiał, o co mi chodzi.
– I co wtedy trzeba robić?
– Jeśli jest dostęp do krewnych albo bliskiej osoby, można spróbować nacisku psychologicznego. Ale z naszym klientem Wasserem ten wariant jest mało prawdopodobny. To z pewnością Niemiec i wszyscy jego bliscy mieszkają w Vaterlandzie. Nie szkodzi, coś się wymyśli. Trzeba go tylko złapać.
Październicyn nadal nie mógł się uspokoić – czy to rozjątrzył go temat, czy też wyraz twarzy Dorina.
– Po okropnościach wojny imperialistycznej, a jeszcze bardziej – domowej, nie ma miejsca na żadne skrupuły – powiedział z przekonaniem. – Jakimi bestiami byli biali, co wyrabiali nasi, tego ci nie pokażą na filmie Czapajew. Żyjemy w okrutnych czasach – I jeśli chcemy przeżyć i zwyciężyć, też powinniśmy być okrutni… No dobra, dosyć o tym. Kontynuujemy pracę.
Taki wykład starszy major zrobił Jegorowi od razu pierwszego dnia. No więc po tym wszystkim powstaje pytanie: Jaki właściwie jest – dobry czy zły?
Myślał o tym Dorin, myślał i doszedł do następującego wniosku. Szef jest dobry dla swoich towarzyszy, dla wrogów to bestia. I tak być powinno. Dobroć nie jest powszechnie uznawaną wartością. Jak wszystko na tym świecie, ma charakter klasowy, polityczny. Co złe dla wroga, to dobre dla nas. I na odwrót. Cóż może być prostszego?
A zresztą w owych dniach młodszy lejtnant nie miał zbyt dużo czasu, żeby go marnować na abstrakcyjne rozważania.
Pierwszym zatem miejscem pracy nowego członka grupy specjalnej „Plan” była zapuszczona komunałka przy Kuźnieckim Moście. Niemcy mieli łeb na karku, wybierając to mieszkanie. Trzypiętrowy budynek stał na przechodnim podwórzu, z okien widać było wszystkie prowadzące doń drogi. W razie potrzeby można było uciec i tylnym wyjściem, i po dachach, przez strych.
Agenci Abwehry dobrali mądrze także i sąsiadów: pokój, który przeznaczyli dla radioty, należał do człowieka pracującego na Kamczatce, a w dwóch pozostałych mieszkali głuchoniemy staruszek Demidycz i sprzedawczyni lodów Zinaida Kulkowa z synem Juszą, przerośniętym oligofrenikiem.
Jak wiadomo, co Rosjaninowi wyjdzie na zdrowie, od tego Niemiec umiera. A co dobre dla Niemca, powiedział Październicyn, to i nam pasuje. Blisko na Łubiankę? Znakomicie. Ubodzy sąsiedzi? Doskonale. We wszystkich otaczających podwórze domach starszy major rozmieścił kilka grup pracujących zmianowo – na wypadek, gdyby Wasser pofatygował się osobiście.