– Ma pani coś do żarcia?
Pokazała papierową torbę, leżącą na stole.
– Tak, tu ma pan śniadanie. Ale najpierw poskłada pan nadajnik i zrobimy seans. Przyniosłam wszystko, o co pan prosił.
Przysunęła nogą tekturową walizeczkę.
Ładny mi wywiadowca, zganił się Dorin w duchu. Otworzyła kluczem żelazne drzwi, szeleściła torbą, szurała walizką po podłodze, a ja – ni cholery nie słyszałem.
– No, zobaczmy…
Rozłożył części na stole. Rzeczywiście, kupiła wszystko. Nawet wytrzasnęła skądś czterolampową superheterodynę, której w sklepach „Radioamator” się nie uświadczy. To znaczy, że ktoś u nich zna się na radiu. Wasser? Sama Nieśmieszka? Jeszcze ktoś?
Kiedy pracował, dziewczyna stała za jego plecami. Nie mówiła nic i nawet się nie poruszała. Gdy Jegor próbował do niej zagadać, odpowiadała:
– Niech pan się nie rozprasza.
Dorin uznał: dostała instrukcję, żeby nie wdawać się w żadne rozmowy do czasu, aż go sprawdzą. Kiedy więc pojawi się sam Herr Wasser? Przecież powinien zaszczycić wizytą swego radiotelegrafistę: pytania, przesłuchania, opukiwanie i tak dalej.
Ponieważ szef kazał mu dostosowywać się do sytuacji, Jegor obmyślił sobie bardzo dobry plan na wypadek pojawienia się Wassera.
Nie tracić czasu na rozmowy: od razu buch i nokaut. Jeśli dziewucha będzie obok, jej też przyłożyć, nie czas na dżentelmenerię. Drobiazg: raz lewą, raz prawą i po krzyku. Potem związać i zadzwonić do towarzysza starszego majora. Odbierzcie towar, szefie. A jeśli coś nie tak, wybaczcie.
Takie to miłe rozważania sprawiły, że czas biegł niepostrzeżenie.
Jegor wyszarpnął lutownicę z sieci, podłączył radiostację. Gotowe!
– Można odbierać, można nadawać – odwracając się, rzekł z zadowoleniem. – Dzięki oberleutnantowi Stierowi, nauczył nas wszystkiego jak należy.
Nazwisko wykładowcy radiotechniki z Quenzgut wymienił niby przypadkiem, ale wydało mu się, że Nieśmieszka nadstawiła uszu. Sprawdź, rybko, sprawdź, doradził jej w myślach Dorin.
Ta zerknęła na zegarek.
– Za sześć jedenasta. Trafimy. Proszę nastawić na odpowiednią falę. Wie pan, na jaką.
Owszem, wiem, nieboszczyk Karpenko ją podał. Powiedziała „trafimy”? Należy sądzić, że w ustalony z góry przedział czasowy.
– Proszę przekazać sygnały wywoławcze.
Centrala Abwehry odezwała się od razu. Chyba naprawdę czekali.
– Teraz niech pan przekaże tekst.
Nieśmieszka dyktowała cyfry z kartki. Jegor sprawnie stukał kluczem, ciesząc się, że tyle czasu przepracował z magnetofonem. Sprawdzajcie, ile chcecie, nie odróżnicie mojego stylu od stylu Karpenki.
Poruszał ustami, bezdźwięcznie powtarzając cyfry. No i co z tego, może przecież mieć taki nawyk? W rzeczywistości starał się je zapamiętać. Pamięć miał pierwsza klasa.
– Przekazują, że informacja została odebrana, seans skończony – powiedział, zdejmując nauszniki. – Teraz da mi pani coś do zjedzenia?
– Teraz tak.
Ho, ho! Dziewczyna znowu się uśmiechnęła, przy czym nie tak jak za pierwszym razem, tylko naprawdę, nawet zęby odsłoniła. Jej wzrok jednak nadal miał minus dwadzieścia stopni Celsjusza, ale widać już takie lodowate panny służą w Abwehrze.
Tak czy owak, można było poznać, że jest zadowolona.
Wyjęła z torby butelkę kefiru i bułkę paryską.
– To wszystko? – oburzył się Jegor. – Cóż to ja jestem, jakaś mysz? Nie kochana, nie ma zgody. Zaraz idę do sklepu, kupię kiełbasy, topionego sera, pół bochenka chleba. Potem może mnie pani zamykać.
A sam już myślał, że zaprowadzi ją do spożywczego na Trubny. Może uda się choć na parę minut oderwać.
– Niech pan na razie zje to – powiedziała dziewczyna. – Do sklepu pójdziemy później, przed obiadem. Pokaże mi pan tam, co kupić. Na przyszłość.
Głos już milszy, nie to co wczoraj. W ogóle dało się odczuć jakieś polepszenie we wzajemnych stosunkach. Chyba można przystąpić do opukiwania.
Jegor nalał kefiru do szklanki. Zapytał:
– A kiedy mnie pani skontaktuje z szefem?
Nie wymienił kryptonimu „Wasser”. No, ciekawe co też odpowie?
– Teraz proszę jeść. Potem porozmawiamy. A no dobra.
Odgryzł chrupiącą piętkę. Popił kefirem.
Dziwne. Kefir był niby zimny, ale kiedy dostał się do przełyku, zdawał się wrzeć.
Jegor ze zdziwieniem przycisnął dłoń do ogarniętej płomieniem piersi, opuścił głowę i zobaczył, że podłoga gwałtowanie rusza mu na spotkanie.
Kiedy znowu otworzył oczy, miał przed nimi nie podłogę, ale sufit – brudny, obłażący, ze zwisającymi płatami farby olejnej.
Chciał się poruszyć – i nie mógł.
Leżał na łóżku, ręce miał wyciągnięte do góry i przywiązane paskami do wezgłowia. Nogi w kostkach tak samo – do drugiego oparcia łóżka.
Spróbował krzyknąć – nie mógł otworzyć ust. Chyba były zaklejone plastrem.
Jedyne, co się ruszało, to szyja.
Bezradny lejtnant Dorin poruszył głową i zobaczył Nieśmieszkę. Stała przy umywalce i powoli, starannie myła szklankę.
Słysząc skrzypienie łóżka, odwróciła się i spytała:
– Obudziłeś się, zdrajco?
Jakże zmieniona była jej twarz! Przedtem też nie była zbyt mila, ale teraz stała się otwarcie wroga. Czarne oczy patrzyły na Jegora z zimną nienawiścią. A z jakim obrzydzeniem kobieta wytarła szklankę, z której Dorin napił się zatrutego kefiru!
Czym się zdradził? Skąd się dowiedziała?
– Ich bin kein Vertreter! - ryknął przez plaster. – Sie irren sich! *
Paski, którymi był przywiązany do łóżka, okazały się zmyślne: grube, mocne, kilkuczęściowe. Po co części – nie wiadomo, ale teraz nie miał czasu się nad tym zastanawiać.
– Wer sind Sie? Was wollen Sie? *
Z całej siły ruszał szczęką, starając się wydawanym dźwiękom przydać artykułowaną formę.
– Bee, bee! – Dziewczyna się uśmiechnęła. Wykrzywiła cienkie wargi. – Zabeczałeś, baranie.
– Wer sind Sie? Kim pani jest? – powtórzył Jegor, rezygnując z drugiego pytania.
– Kim jestem? – domyśliła się i krótko, złośliwie roześmiała. Ani myślała odpowiadać.
Starannie wytarła idealnie czystą szklankę, nalała wody po brzegi, po czym zaczęła pić. Powoli, z rozkoszą.
W końcu Dorin zrozumiał.
Patrzył, jak młoda kobieta pije wodę ze szklanki, i znieruchomiał.
Na podbródek ściekła jej cienka, przezroczysta strużka.
Wasser!
Rozdział dziesiąty
A szef mówił przecież, że Wasser może okazać się kobietą! Co prawda, powiedział to między wierszami, żeby się, jak to określił, „nie zafiksowywać”. Jegor puścił wtedy ową wersję mimo uszu, i we wszystkich późniejszych rozmowach członkowie grupy mówili o Wasserze wyłącznie w rodzaju męskim. Chociaż we współczesnym wywiadzie kobiety spotyka się nie tak znowu rzadko, trudno było na serio przypuszczać, że ważny agent, którego Niemcy tak troskliwie chronią, nosi spódnicę.
I tu jest pies pogrzebany! No, komu może przyjść do głowy, że ta facetka, elegancka i ostrzyżona jak modelka, może mieć klucz do tajemnicy, od której zależy los dwóch potężnych państw! W końcu Jegor wiedział, że wezwać na spotkanie może tylko Wasser, a kiedy ujrzał przed sobą kobietę, nawet do głowy mu to nie przyszło. Sto razy mógł ją załatwić, zwyczajnie. Ale ta Wasser była sprytniejsza…