UTAJNIONE
UTAJNIONE
UTAJNIONE
UTAJNIONE
UTAJNIONE
UTAJNIONE
UTAJNIONE
UTAJNIONE
Rozdział dwunasty
Tego dnia przyjście Wasser po raz pierwszy zupełnie zaskoczyło Jegora. Brzuch nic nie zasygnalizował, serce nie podpowiedziało; wynikałoby z tego, że nie przyszła o zwykłej porze.
Dorin nie spał i nie stukał Morse’em, tylko po prostu leżał na boku, kiedy słuch, w takiej ciszy stokroć bardziej czuły, podpowiedział mu, że jakiś człowiek podchodzi do drzwi.
Jeniec drgnął. Może do zabitej bramy trafił ktoś postronny? Wszędobylscy chłopcy, pijacy, choćby nawet bandziory, byle tylko żywi ludzie!
Ze zdenerwowania ścisnęło go w gardle, aż się przestraszył, że nie zdoła krzyknąć. Ale krzyczeć nie było po co. Usłyszał znajome zgrzytanie klucza, a w progu zjawiła się Wasser.
Od razu poczuł: coś jest nie tak, coś się zmieniło, i nie chodzi tylko o zakłócenie terminarza odwiedzin.
Sam nie potrafiłby wskazać, co właściwie go ostrzegło. Przez głowę przemknęło mu: z pewnością pies tak samo błyskawicznie wyczuwa nastrój pana. Taka myśl strasznie rozzłościła Jegora: to ty jesteś psem, hitlerowska suko. A ja człowiekiem.
Wasser wyglądała tak jak zwykle. I zachowywała się w zwykły sposób: zapaliła światło, postawiła torbę na stole.
Dorin z przyzwyczajenia starał się odgadnąć, co tam dzisiaj jest. Karmiony był oszczędnie, ale za każdym razem coś się w jadłospisie zmieniało. Czasem Wasser oprócz chleba przynosiła pęczek nowalijek, kawałek masła albo, powiedzmy, parę kawałków cukru. Jasna rzecz, nie po to, by mu dogodzić, ale żeby całkiem nie opadł z sił.
Z czasem Jegor nauczył się prawie bezbłędnie oceniać, co:jest w torbie.
Dzisiaj, sądząc z kształtu, była tam tylko duża, półlitrowa butelka i więcej nic. Jak to nic?
Załomotało mu w skroniach. Alarm! Alarm! Alarm!
Wczoraj niesłychanie krótki szyfrogram z centrali, a dzisiaj nic do jedzenia? I butelka nie wiadomo czego?
Wciągnął nosem powietrze. Niewielki wachlarz zapachów sprawił, że powonienie, tak samo jak słuch, mocno się Dorinowi wyostrzyło.
Zdaje się, że od torby zalatuje naftą.
Czyżby to już był koniec?!
Zaraz strzeli, potem obleje go płynem, podpali…
Nie dać po sobie poznać, że się domyślił! Pod żadnym pozorem!
Specjalnie ziewnął, udając, że dopiero co się obudził.
Omal nie zatkał z ulgi, kiedy Wasser wyjęła z kieszeni kawałek plastra. To znaczy, że jeszcze pożyjemy!
Po czym wszystko odbyło się w zasadzie jak zazwyczaj.
Zakleiła mu usta, sczepiła ręce i nogi, odpięła od łóżka. Co prawda, Jegor miał wrażenie, że jest dzisiaj szczególnie ostrożna, ale możliwe, że mu się tylko zdawało.
Posadziła go przy stole.
A wtedy zaczęły się niespodzianki.
– Nadawaj. Pilnie. Jedzenie potem – powiedziała Wasser i położyła przed nim kartkę.
Przysunęła radiostację.
Żadnego jedzenia nie ma, to wiedział na pewno!
Szyfrogram był niezwykły, składał się z czterocyfrowych liczb. A na końcu tylko dwie cyfry: 22.
Dorin wypracował sobie własny system zapamiętywania tekstów – nie słuchowy, tylko wzrokowy. Wymyślił dla każdej cyfry odrębny kolor: jedynka – czerwony, dwójka – biały, trójka – niebieski, czwórka – zielony, piątka – żółty, szóstka – pomarańczowy, siódemka – czarny, ósemka – brązowy, dziewiątka – fioletowy, zero – khaki. Zapamiętywał zestawy w taki sposób, że szyfrogram zostawał w pamięci jako zbiór kolorowych chorągiewek. Zamknie człowiek oczy – i widzi je przed sobą.
Dzisiaj pracował kluczem wolniej niż zazwyczaj. Po pierwsze, zwlekał. Po drugie, obserwował.
Wasser jak zwykle stała po lewej i z tyłu, ale Jegorowi mimo wszystko udało się na nią zerknąć i zauważyć coś takiego, że serce zaczęło mu się tłuc w piersiach jeszcze szybciej.
Kiedy już nadał szyfrogram i otrzymał z centrali potwierdzenie łącznie z sygnałem o końcu seansu, jeszcze przez jakiś czas stukał na ślepo kropki i kreski. Prawy nadgarstek z przyzwyczajenia leżał na lewym, inaczej nie dałoby rady użyć sczepionych rąk.
Dalszy rozwój wydarzeń nie budził wątpliwości. Kiedy tylko zabeczy, że seans skończony, baba wpakuje mu kulę w łeb. Wasser nie potrzebuje już radiotelegrafisty, co do tego nie ma wątpliwości.
„Do startu, gotowy, wal!” – wydał sobie w myślach komendę Dorin.
Zerwał się na równe nogi i walnął złożonymi pięściami tam, gdzie powinna znajdować się skroń agentki: najpierw zadał cios, a spojrzał dopiero potem, w następnym ułamku sekundy. Lepiej było źle trafić, niż pozwolić jej odskoczyć w bok.
Dobrego rozmachu nie wziął, w dodatku osłabł, siedząc długo w tym więzieniu, ale mimo wszystko przyłożył jej mocno i z hukiem. Wasser odleciała na bok, stuknęła potylicą o ścianę, a nawet osunęła się na podłogę.
Radość i złość – to uczucia, których doświadczył Dorin w tej chwili. No, radość to jasne, a zły był na siebie, że nie dał fangi tej paskudzie wcześniej, kiedy miał więcej sił.
Rozpaczliwym skokiem lejtnant Dorin skoczył naprzód, żeby ostatecznie wykończyć na wpół ogłuszonego wroga, ale Wasser sama rzuciła się mu naprzeciw i obróciwszy się bokiem, kopnęła Dorina w pachwinę. Kiedy zgiął się z bólu, dołożyła mu kantem dłoni w szyję, w czwarty krąg. Jegor rąbnął nosem o podłogę i na parę sekund stracił przytomność.
Przywrócił mu ją ból policzka, rozharatanego o gwóźdź wystający z linoleum. To Wasser wlokła go za pasek krępujący nogi. Dorin spróbował się skurczyć, żeby dosięgnąć ją palcami, ale dostał kopniaka w szczękę; gwiazdy nie gwiazdy, ale jakieś ogniki w oczach zobaczył.
Zdaje się, że Wasser zamierzała wciągnąć swoją ofiarę na łóżko. Zaszła Jegora od tyłu, chwyciła zbuntowanego jeńca pod pachy – Chciał dosięgnąć jej twarzy, gardła – czegokolwiek.
Bez skutku.
Odskoczyła, wycelowała w niego pistolet:
– Na łóżko!
Na wpół odklejony plaster dyndał w kąciku ust, tak że Jegor miał możność odpowiedzieć:
– A gówno! Strzelaj!
Oczy jej na moment się zwęziły, tak że Jegor był przekonany, że zaraz gruchnie strzał. Ale kobieta nie strzeliła. Rozmasowała szczękę, na której różowiał ślad od uderzenia, ze złością wyszczerzyła zęby i schowała broń.
– Domyśliłeś się, gnojku – wycedziła. – Ale źle na tym wyjdziesz. Chciałam zrobić to szybko: ciach i po krzyku. A za to – znowu dotknęła puchnącego siniaka – usmażę cię jak kurczaka.
Kiedy się nachyliła, Jegor spróbował ją uderzyć w splot słoneczny, ale jego siły były już na wyczerpaniu, tak że cios mu nie wyszedł.
Wasser złapała go za ręce, chwyciła za pas i szarpnięciem dociągnęła Jegora do nogi łóżka. Przywiązała go do żelaznego słupka, zapinając pas na ostatnią dziurkę. Potem wzięła pas krępujący nogi jeńca i przymocowała do przeciwległej nogi łóżka. Teraz Jegor był absolutnie bezradny.
W milczeniu patrzył, jak wysoka, kanciasta postać kobieca miota się po pokoju. Wyjęła z torby butlę z żółtym płynem. Jegor usłyszał cmoknięcie gumowego korka i poczuł ostry zapach. Wasser zrobi Feuer, przemknęło Jegorowi przez głowę. Miał dziwne wrażenie, że nie jest uczestnikiem wydarzenia, lecz jego obserwatorem.
Wasser wylała naftę na podłogę i wyrzuciła butelkę. Ta uderzyła o ścianę, ale się nie rozbiła, tylko potoczyła w kąt. Jegor z zainteresowaniem obserwował dudniący i pobłyskujący Przedmiot.