Lejtnant zerwał się jak oparzony, starając się wepchnąć koszulę do bryczesów.
– Lejt… Do… – wybełkotał, pamiętając, że przede wszystkim trzeba się zameldować – Dyżu…
– A co ty mnie obchodzisz?! – jęknął Narkom i tyle cierpienia było w tym jęku, że Jegor przestraszył się bardziej niż w pierwszej chwili. – Gadaj, gdzie Październicyn!
W końcu głowa Dorina zaczęła pracować: Szef przeczytał notatkę, wysłuchał nagrania i teraz pilnie chce widzieć starszego majora.
Zaraz, chwileczkę. Narkom dowiedział, się, kiedy Niemcy zaatakują. Dlatego chce, żeby mu szef natychmiast podał szczegóły. Ale czemu tak krzyczy? Dlaczego mną potrząsa?
Wtedy lejtnant popełnił straszne przestępstwo: skłamał zastępcy przewodniczącego Sownarkomu, komisarzowi generalnemu bezpieczeństwa.
– Nie wiem. Towarzysz starszy major wybierał się do was, jak tylko wrócicie z podróży. Na pewno wkrótce przyjdzie.
Zerknął teraz na zegar na ścianie. Dwunasta. Nieźle sobie pospał. Co z Październicynem, wiadomo: czeka na telefon od Jegora, cieszy się życiem, póki może.
Oczywiście trzeba do niego zadzwonić. Ale najpierw nieźle byłoby się dowiedzieć, co tak rozwścieczyło Narkoma.
Co tam ja – hetka-pętelka, pomyślał Dorin, wyprężył się na baczność i zameldował:
– Jestem lejtnant Dorin, uczestnik grupy „Plan”. Wczoraj cały dzień spędziłem z towarzyszem Październicynem, brałem udział w operacji zatrzymania agenta Wassera i byłem świadkiem jego przesłuchania. Gotów jestem odpowiedzieć na każde pytanie, póki nie nadejdzie towarzysz starszy major.
Narkom nasadził na nos pince-nez, które mu spadło, i zmrużył oczy. Były duże, ładne, zdecydowanie czarne.
– Głupi jesteś, lejtnancie Dorin – już bez gniewu, ale ze smutkiem powiedział komisarz generalny. – Twój szef sam się nie znajdzie. Trzeba go odszukać.
– Wybaczcie, towarzyszu Narkomie, nie zrozumiałem! – huknął Jegor jeszcze głośniej. Głupi to głupi, przynajmniej nie będą się czepiać. A poza tym rzeczywiście nie zrozumiał. Co znaczy „nie znajdzie się”?
– Październicyn uciekł. Naszkodził, ile mógł, i uciekł – cicho powiedział Narkom. Niespodziewanie opuścił podbródek, jakby ten nabrał nagle niesamowitego ciężaru, a w ślad za nim opadła głowa Narkoma. – Wszystko zniszczył, wraże nasienie…
– Jak to uciekł? Dlaczego? – zawołał zdezorientowany Dorin. – Mylicie się! On nie jest wrogiem!
Narkom popatrzył nań spode łba. Twarz miał wprawdzie świeżo ogoloną, ale bardzo zmęczoną. Nic dziwnego! W ciągu jednej doby odwiedził cztery okręgi. I raczej nie spędził czasu na pogawędkach.
– Siadaj, lejtnancie. – Narkom położył Jegorowi rękę na ramieniu i nacisnął je. – Chłopak z ciebie śmiały, zdolny, wiem. I uczciwy, to najważniejsze. Tylko że jeszcze nie jesteś prawdziwym czekistą. Prawdziwy czekista powinien wyczuwać wrogów jak wilk. Ale czego ja tu żądam od ciebie, chłopaczka… Sam też niezły jestem… Komisarz generalny!
Machnął ręką z rezygnacją i usiadł na kanapie. Jegora usadził obok siebie.
– Październicyn pisze w notatce, że trzymano cię w piwnicy przez cztery tygodnie. A ty zdołałeś się wyrwać i spełnić obowiązek. No, zuch z ciebie…
Ach, to o tym wczoraj napisał szef, pomyślał Jegor. I nie pokazał mi. Chciał, żeby sam Narkom mnie nagrodził. Tylko jakoś mi tu wcale nie pachnie nagrodą.
– Ciebie o nic nie obwiniam. Szczerze duszę mi odsłoniłeś. Sęk w tym, że pracowałeś dla wroga, i tyle…
– Dlaczego?! Prawda, nadawałem i odbierałem radiogramy, a jednak w końcu złapaliśmy Wassera! I złożył zeznania!
Dorin chciał się poderwać, ale tamten go powstrzymał, nie pozwolił.
– Nie mówię o radiogramach… Eee, nie mam prawa ci wszystkiego wyjaśniać. To tajemnica państwowa, klauzula najwyższej tajności… Ale ty jesteś człowiek pewny, można ci zaufać. – Narkom machnął ręką. – Dobra, słuchaj. I od razu wyrzuć to z pamięci. Rozumiesz?
– Tak jest, towarzyszu komisarzu generalny – wyszeptał Jegor, drętwiejąc w przeczuciu jakiejś niezwykłe ważnej, a może nawet przerażającej wieści.
Ale to, co usłyszał, przeszło jego najgorsze obawy. Narkom patrzył lejtnantowi w oczy nieskończenie surowym i zarazem jak gdyby współczującym wzrokiem i mówił:
– Stałeś się narzędziem potwornej prowokacji, której celem jest czołowe zderzenie Niemiec i Związku Radzieckiego, wywołanie wojny.
– Przecież to już zdecydowane! – Dorin znowu poderwał się i znowu mocna ręka zmusiła go, by pozostał na miejscu. – Niemcy zaatakują dwudziestego drugiego! Czyżbyście nie przesłuchali taśmy?
– Nic nie jest zdecydowane. – Głos komisarza generalnego zrobił się dźwięczny i twardy jak hartowana stal. – Co więcej, Wódz, nasz wielki Wódz, daje stuprocentową gwarancję, że wojny nie będzie. Stuprocentową, jasne?
– Jasne – wymamrotał Jegor, przytłoczony tym niepodważalnym argumentem.
– To słuchaj dalej. W niemieckim dowództwie naczelnym i wywiadzie są siły, którym nie odpowiada taki obrót sprawy. Postanowiły więc sprowokować nas do rozwinięcia wojsk. Po to, by Führer pomyślał, że Związek Radziecki nie dotrzymuje warunków paktu i szykuje wiarołomne uderzenie na skrzydło armii niemieckiej, kiedy tylko ta ruszy na południe. Twój Październicyn połknął haczyk Abwehry. A może nie tylko połknął… Przez całą minioną dobę latałem po przygranicznych okręgach. Osobiście, w cztery oczy rozmówiłem się z dowódcami. Ostro. Żeby pod groźbą rozstrzelania nie robili żadnych przygotowań ani demonstracji wojskowych. Przeciwnie. Dowódców skierować na urlopy, sprzęt oddać do konserwacji. Wracam do Moskwy i widzę na stole tak zwany raport twojego przełożonego. A do tego jeszcze ta taśma! Teraz muszę się dowiedzieć, kim jest Październicyn: łajdakiem czy głupcem.
Jegor wzdrygnął się. Bardzo dziwnie brzmiały te słowa w ustach Narkoma, w dodatku skierowane pod adresem starszego majora.
– Towarzyszu komisarzu generalny! Ale przecież Wasser, czyli komandor podporucznik von Teoffels zeznał na przesłuchaniu, że wojna zacznie się dwudziestego drugiego! Był pod działaniem fenami… zapomniałem, ale takiego preparatu, który nie pozwala kłamać! Możecie sami przesłuchać Wassera! On teraz…
– Godzinę temu Herr Korvettenkapitan został odesłany specjalnym rejsem do Berlina – przerwał mu Narkom. – Musieliśmy go uroczyście przeprosić. Rozumiecie?
Nie, Dorin nie rozumiał!
Wypuścili Wassera i jeszcze go przeprosili? A Październicyn to głupiec albo łajdak? Lejtnant potrząsnął głową. Wówczas Narkom ujął go za ramię.
– Zrozum, durna pało, że muszę natychmiast porozmawiać z Październicynem. Najpewniej nie jest żadnym wrogiem, tylko po prostu się zagalopował. Z zawodowcami tak już bywa. Ale pomówić z nim muszę. To sprawa życia i śmierci. Jego, mojej, twojej – nas wszystkich. Pomóż mi. Przecież wiesz, gdzie on jest. Widzę, że wiesz.
Jegor wzdrygnął się, ale nie zdziwił. Oczywiście, Narkom widzi go na wylot.
– Wiesz, kto rozkazał mi natychmiast odszukać i przesłuchać Październicyna? – Komisarz generalny nachylił się do ucha Dorina i palcem wskazał na sufit. – Wódz. Osobiście. On, zrozum, ON jest nadzwyczaj zaniepokojony tą sprawą. Jutro TASS wyda oświadczenie, że nie będzie żadnej wojny między ZSRR a Trzecią Rzeszą. W istocie są to też przeprosiny. Sam Wódz w obliczu całego świata przeprasza za amatorszczyznę jakiegoś Październicyna!
Okropnie przykro było usłyszeć coś takiego. Jegor wcisnął głowę w ramiona, spuścił oczy. Ale nic nie mówił.
– To dobrze, że jesteś oddany swojemu przełożonemu. – Narkom uśmiechnął się dobrodusznie i zmierzwił jasne włosy lejtnanta – Jeśli okaże się, że w działaniach Październicyna nie było złej woli, że po prostu się pomylił, ograniczę się do kary regulaminowej. To cenny pracownik, takimi się nie gardzi. Ale istnieje wierność, która jest o wiele ważniejsza od osobistych więzi. To wierność ojczyźnie. Partii. Wodzowi. Wódz się niepokoi, miejsca sobie nie może znaleźć, a towarzysz Październicyn wyleguje się nie wiadomo gdzie. A może się nie wyleguje? – Czarne oczy się zwęziły. – Może właśnie ucieka, a ty mi tu zgrywasz głupiego?