Выбрать главу

– Nie, co też wy?! On czeka, kiedy go wezwą. Powiedział: jeśli nie wezwą, to znaczy, że nie jestem potrzebny. Wczoraj cały dzień czekał na wasz…

– Gdzie on jest? Dorin, mój złoty, powiedz, gdzie? – zapytał Narkom cicho.

– Na Mieszczanach, zaułek Bezbożny. Dokładnego adresu nie znam. Tylko numer telefonu: D-65421. Ja zadzwonię. W końcu miałem zameldować, że wróciliście.

Tym razem Narkom pozwolił mu wstać i sam też wstał. Już nie patrzył na Dorina, tylko energicznie tarł powieki.

– Nie musisz nigdzie dzwonić, lejtnancie. Damy tu sobie radę bez ciebie. A ty dostajesz taki rozkaz. – Uśmiechnął się z roztargnieniem. – Masz dziesięć dni urlopu dla poratowania zdrowia. Możesz jechać do każdego sanatorium, jakie sobie wybierzesz. Idź do działu administracyjno-gospodarczego, powiedz, że to moje polecenie. Bo wyglądasz mizernie. A z twoim szefem się rozliczę. Powie mi całą prawdę, bez Coli-S. Nie muszę sobie łamać głowy, do jakiej należy kategorii – jaja czy oczy.

Komisarz generalny pokazał na abażur lampy, wybałuszył oczy niby to z przestrachu i przyłożył palec do ust: cśś, podsłuchują!

Spodobał mu się własny żart: zarechotał, zatrzęsły mu się policzki i podbródek. Nastrój Narkoma wyraźnie się poprawił.

Za to Dorin zmarkotniał.

I nie odzyskał humoru, nawet kiedy sam szef powiedział mu na pożegnanie:

– A ty jesteś swój chłopak, zapamiętam cię. Służ uczciwie, daleko zajdziesz.

Epilog

Będzie, co ma być

Kiedy Jegor został sam w gabinecie, długo nie mógł przyjść do siebie. Nalał wody z karafki, ale palce tak mu drżały, że wylał połowę. Jego stan fizyczny był opłakany, nerwy również. Ale to nic, przez dziesięć dni można się doprowadzić do porządku. Normalne wyżywienie, sen, ćwiczenia. Mówią, że w Cchałtubo jest bardzo ładnie. Zresztą na Krym też można by skoczyć.

Dzisiaj którego jest, trzynastego? To znaczy, że do pracy trzeba się stawić dwudziestego trzeciego, w poniedziałek. Ale przecież dwudziestego drugiego będzie wojna!

Ach, prawda, wojny nie będzie. To dezinformacja. Październi – cyn nie jest głupcem ani łajdakiem, tylko się pomylił. A kto by na jego miejscu się nie pomylił? Szef tylko wykonał swoją robotę, a wnioski to już sprawa wyższego dowództwa. Co takiego strasznego zrobił starszy major? Z jakiego powodu taki popłoch? Aresztował szpiega, przesłuchał, no i co z tego? Jeśli rząd wie, że zeznania są fałszywe, to wystarczy je zignorować i po sprawie. Dlaczego przeprosiny, po co oświadczenie TASS – a? Dlaczego Żelaznemu Narkomowi drżał podbródek? Czyżby ze strachu?

Bzdura, to niemożliwe!

A czy jest możliwe, żeby komisarz generalny bezpieczeństwa obejmował zakichanego lejtnancika i przez bitą godzinę przemawiał doń najczulszymi słówkami? Przecież to jasne, że tak się cackał z Jegorem, a nawet powierzył mu najważniejszą tajemnicę wyłącznie po to, by wyłudzić adres Październicyna. Gdy tylko uzyskał co chciał, zaraz wyszedł. I jeszcze jaki uradowany!

Co teraz czeka szefa?

Jegor wzdrygnął się, kiedy przypomniał sobie „jaja-oczy”.

Nagle przeszyła go myśclass="underline" Ale z ciebie, Dorin, drań! Stoisz tu, myślisz o Cchałtubo, popijasz wodę, a starszy major siedzi u swojej aktorki i nie podejrzewa nawet, jakie chmury zebrały się nad jego głową.

Diabli tam z zakazem Narkoma. Trzeba zadzwonić do szefa i go uprzedzić. Niech nie czeka, aż po niego przyjdą, niech się zjawi sam. To będzie najlepszy dowód jego niewinności!

Przez kilka chwil Jegor oglądał abażur, w którym oczywiście był zamontowany podsłuch.

E, gwizdać na to. Przecież telefony również są na podsłuchu.

Też mi zbrodnia: powiadomić bezpośredniego przełożonego, że kierownictwo pilnie go poszukuje.

Ale kiedy Dorin kręcił tarczą, krople potu wystąpiły mu na czoło. Coś mu podpowiadało: zbrodnia nie zbrodnia, ale nieposłuszeństwa Narkom nie daruje.

Żeby nie zastanawiać się nad możliwymi konsekwencjami, ostatnie cyfry wykręcił w przyśpieszonym tempie.

Sygnału nie było.

Ki diabeł?

Wykręcił numer z drugiego aparatu, a z trzeciego – to samo.

Podnosi słuchawkę – buczy. Ale abonent się nie odzywa, jakby umarł.

Wszystko jasne. Numer D-65421 został wyłączony.

No i czemu wariujesz, co? – powiedział do siebie Dorin. Przecież postąpiłeś słusznie, po bolszewicku. Narkom ma rację: wierność ojczyźnie i Wodzowi są ważniejsze od więzi osobistych. Tylko skąd to paskudne uczucie w sercu?

Usiadł za biurkiem, opuścił głowę na skrzyżowane ręce i siedział tak długo. Dopóki nie zadzwonił jeden z telefonów.

– Lejtnant Dorin – ochryple powiedział do słuchawki Jegor. Usłyszał głos szefa.

– Tak właśnie myślałem, że jesteś w gabinecie.

– Szefie, wszystko z wami w porządku? – krzyknął Jegor, przewracając szklankę z niedopitą wodą.

– Nie. Raczej wszystko nie w porządku – odburknął starszy major. – Kto ma to wiedzieć, jak nie ty? Zadziwiłeś mnie, Jegorku. Ale cóż, sam cię uczyłem: wszystko, co służy sprawie, jest moralne.

Gorzko było, oczywiście, usłyszeć coś takiego od szefa, ale tak czy owak Dorin strasznie się ucieszył.

– Skoro dzwonicie, to nie jesteście aresztowani?

– Cóż to ja jestem, chłopczyk – dzwoneczek z miasta Dzyń-Dzyń? „Proszę otworzyć, telegram”. Idioci! Położyłem wszystkich czterech na miejscu.

– Co też wy?!

Jegorowi pociemniało w oczach. Październicyn zastrzelił pracowników, którzy przyjechali po niego? Czyżby naprawdę był wrogiem?

– Przynajmniej ty nie bądź idiotą – powiedział beznamiętnie starszy major, który, jak się okazało, nie stracił zdolności do czytania w myślach. – Nie jestem wrogiem. Jestem komunistą i patriotą naszej radzieckiej ojczyzny. Ale jeśli drugi raz mam być przepuszczony przez tę maszynkę do mięsa – dziękuję uprzejmie… Chłopaków oczywiście szkoda, kropnąłem ich ze strachu, jak mi zaczęli wykręcać ręce. Ale to twoja wina. Gdybyś uprzedził, że Narkomowi potrzebna jest moja skóra, tobym się grzecznie i kulturalnie zastrzelił. Powinienem był jeszcze wczoraj się domyślić, kiedy przestali mnie z nim łączyć. Czy coś się stało, nie orientujesz się?

– Orientuję, ale nie mam prawa przez telefon…

– No i diabli z tobą, teraz wszystko jedno.

Jegor spytał szeptem, chociaż zniżać głos było mu głupio:

– Dzwonicie stamtąd?

– Nie. Tam są cztery trupy, baba zemdlała… Uciekłem. Dzwonię z budki na rogu.

– Szefie, co teraz zrobicie?

– Poczekam do dwunastej. Mówiłem ci, że mi Cyganka wywróżyła, że umrę dokładnie w południe. Wyszedłem z bramy, patrzę na zegarek: za kwadrans dwunasta. Przeszedłem parę kroków – patrzę, automat. Myślę, z kim by się tu pożegnać? Rozumiesz, przeżyłem pół wieku, a nie mam się z kim pożegnać. Chyba że z tobą. No to dzwonię, żeby się nie nudzić do południa.

Dorin gwałtownie się odwrócił i spojrzał na zegar. Do południa brakowało zaledwie minuty.

– A jeszcze chcę ci dać jedną radę, chociaż mnie wydałeś. Źle cię uczyłem, Jegorku – żebyś nie serca słuchał, tylko głowy. Głowa w najważniejszej sprawie cię zawiedzie, tak jak mnie zawiodła.

– Z Wasserem?