Samochód znowu przyspieszył. Sara siedziała spokojnie za kierownicą, uśmiechając się lekko. Alex nie odpowiedział. Patrzył na nią.
— O czym to mówiliśmy? A tak, deklamowałam Klitajmestrę. Ją właśnie chcę grać. Od lat umiem tę rolę. To śliczna sprawa: zabija męża, a potem bezwstydna, dumna i spokojna wychodzi do ludu, któremu zgładziła króla, i obwieszcza, że będzie odtąd rządzić wraz z kochankiem. Wspaniała kobieta. A zagram to prześlicznie! Niech pan przyjdzie, to się pan przekona! — I puściwszy na chwilę kierownicę, klasnęła w ręce jak ucieszone dziecko. — Zaraz Brighton! — zawołała. — Jedziemy dziś dość szybko. Wyminiemy miasto od zachodu. Trochę gorsza szosa, ale krótsza.
I Alex, który przez chwilę myślał o tym, że przejedzie teraz przez miasto, w którym przed rokiem był z Karoliną, odetchnął z ulgą, kiedy przed pierwszymi domami skręcili w prawo i wóz zwolnił.
— Czy wiele osób jest w tej chwili w Sunshine Manor? — zapytał, przypomniawszy sobie, że nie wspomniał jeszcze ani słowem o Ianie i jego gościach.
— Ian, Harold, to znaczy pan Sparrow, którego pan chyba zna?
— Nie... — potrząsnął głową. — Nie miałem przyjemności. Znam go tylko z tego, co opowiedział mi Ian podczas owego obiadu, który jedliśmy razem.
— To bardzo miły pan — powiedziała Sara obojętniej — a jego żona, Lucy Sparrow, to moja wielka przyjaciółka. Cóż to za wspaniała dziewczyna! Słyszał pan o niej na pewno?
— To chirurg, prawda?
— Tak. Genialny operator mózgu. Mówią o niej, że nie operuje, lecz rzeźbi. Urodziła się podobno z tym talentem, bo już na studiach zbierała wszystkie medale i odznaczenia. Na jej operacje schodzą się wszystkie nasze sławy i przyjeżdżają siwi, brodaci profesorowie z kontynentu. Ma nawet swoją własną metodę operacji. Niech pani pomyśli: co to za wspaniały zawód tak pracować wewnątrz ludzkiego mózgu! Poza tym jest niedorzecznie piękna. Niedorzecznie, bo przecież w jej zawodzie jest to zupełnie niepotrzebne. Chciałabym wyglądać tak jak ona. Ma warunki młodej królowej. Jest młodą królową, kiedy wstaje rano z łóżka i kiedy gra w tenisa. Je groszek jak młoda królowa i myje ręce jak młoda królowa. Ile razy na nią patrzę, nie znajduję innego określenia. Gdyby pan wiedział, ile pracy wkładam, żeby wyglądać na scenie jak osoba z dobrego domu, a co dopiero urodzona do rządzenia, zrozumiałby pan, dlaczego tyle o tym mówię. Poza tym jest miła, dowcipna, oczytana, chłodna jak żelazo. Ósmy cud świata!
— Pan Sparrow musi być bardzo szczęśliwy, posiadając taką żonę — zaryzykował Joe.
— Co? — przylgnęła oczyma do szosy, która biegła teraz szpalerem starych drzew. — Na pewno! — Ożywiła się nagle. — Niech pan spojrzy: morze!
W dalekiej perspektywie Alex zobaczył ogromną brudnozieloną powierzchnię, która zdawała się wznosić ukośnie ku widnokręgowi. Sara dodała gazu.
— „Nasza ogromna, słodka matka...” — powiedział.
— To Joyce — uśmiechnęła się. — Jedyny pisarz, którego mogę bez przerwy czytać. To znaczy, przepraszam... pan przecież...
— Proszę o tym nie mówić. — Alex patrzył na zbliżające się morze, które z wolna opadało przed maską nadjeżdżającego samochodu i stawało się coraz bardziej płaskie. — Nie jestem pisarzem i nigdy nim nie będę. Ten proceder, który uprawiam, wybrałem, bo pozwala mi budzić się rano, o której chcę, nie wstawać na widok dyrektora i zarabiać tyle, ile mi potrzeba, żeby żyć wygodnie, dużo czytać i podróżować, jeśli mi przyjdzie ochota. To wszystko. Ale mówiliśmy o gościach państwa...
— Jest tam jeszcze asystent Iana, Filip Davis, śliczny młody chłopiec, który zamiast uganiać się za dziewczętami albo pozwolić im, żeby się uganiały za nim, skończył chemię i pracuje jak koń od rana do nocy. Ubóstwia Iana, a poza tym układa zadania szachowe. Myślę, że kocha się potajemnie w Lucy. Ale myślę także, że wszyscy mężczyźni powinni kochać się w niej, mniej albo więcej potajemnie. Pana to może także spotkać.
— Nie sądzę — powiedział Alex i zaraz dodał: — Chociaż nie miałbym nic przeciwko temu. Chciałbym kogoś pokochać.
Wjechali teraz na nadmorską autostradę, ciągnącą się wzdłuż urwistego brzegu. Po lewej strome w dole, dwieście stóp pod nimi, szumiało morze. Z dala widać było białe grzywy fal popychanych ukośnym wiatrem w stronę białych, kredowych skał. Szosa wpadła w tunel i przez chwilę siedzieli w ciemności, rozjaśnianej blaskiem lamp, uciekających wzdłuż ścian. Przed nimi, w oddaleniu, lśnił jasny otwór, powiększający się szybko, aż znowu wypadli na światło dzienne.
— A nie zdarzyło się to panu jeszcze nigdy? — W głosie Sary usłyszał wyraźne zaciekawienie.
— Nie, to znaczy, zdawało mi się kilka razy, że tak, ale w końcu okazywało się, że zależy mi na tym o wiele mniej, niż chciałbym.
— A czy chciał pan, żeby panu zależało?
— W pewnym wieku mężczyzna szuka miłości. Później to mija.
— Tak pan sądzi? — Zostawało za nimi już drugie małe nadmorskie miasteczko. — Shofeham... — powiedziała Sara ze smutkiem. — Byłam tu kiedyś z moim pierwszym narzeczonym. Miałam wtedy te same złudzenia co pan. — Nagle roześmiała się. — Ale z nas kłamcy! Przecież człowiek przez całe życie, od chwili kiedy zaczyna rozumieć, do chwili kiedy przestaje czuć, widzieć i słyszeć, nie robi nic innego, tylko szuka miłości! Pan, ja, wszyscy ludzie w tym miasteczku i na całym świecie szukamy, mylimy się, padamy, wstajemy i szukamy dalej, póki nam sił starczy, dopóki żyjemy. Nie ma takiego, wieku, w którym to przechodzi. Nie ma złudzeń. Tylko miłość łączy nas z prawdą. Tylko miłość pozwala nam być pisarzami, aktorami, wodzami, stolarzami i walczyć o to, żeby osiągnąć więcej, niż mamy. Bez niej nie znaczymy nic i nie jesteśmy nawet sobie potrzebni. O, Malisborough! Zaraz będziemy w domu!
Alex milczał. Maleńkie miasteczko, śliczne i tonące w ogrodach, skupione wokół niewielkiego gotyckiego kościółka o tępej kamiennej wieży, składające się z domków o ścianach poprzecinanych czarnymi dębowymi belkami pamiętającymi czasy Tudorów, zbliżyło się i błysnęło paroma szyldami małych, schludnych sklepików.
— Czy stary Malachi Lenehan ciągle jeszcze dogląda swoich róż? — zapytał Joe. — Poznałem go w czasie wojny, kiedy spędzałem urlop zdrowotny u Iana. Byliśmy wtedy obaj kontuzjowani. Mówił pani o tym chyba?