Z parku nadeszła Lucy w tej samej białej sukience, w której widział ją po raz pierwszy.
— Siadajmy! — Sara skinęła na stojącą w drzwiach domu pokojówkę. — Na pewno jesteśmy wszyscy bardzo głodni. Kiedy słońce świeci, ludzie mają lepszy apetyt. Prawda, Lucy?
— Medycyna nic o tym nie mówi. Ale chyba to prawda. Zresztą nie chcę myśleć o moim zawodzie. Pojutrze mam bardzo trudną operację.
— A czy mogą być łatwe operacje mózgu? — zapytał Drummond biorąc sałatkę.
— Tak. Ale ta będzie trudna. — Lucy umilkła.
— Opowiedz. — Sara odłożyła nóż i złożyła ręce. — Ile razy mówisz o tych sprawach, czuję się bezbronna. A to bardzo, bardzo przyjemnie: być bezbronną nawet przez kilka minut.
— Sama operacja na pewno by was nie zainteresowała. — Lucy roześmiała się, ale nerwowo dotknęła rubinowego wisiorka. — Operacja to kilka osób ubranych na biało i jedna osoba, która śpi i nie wie, co się z nią dzieje. Nikt, kto nie robi operacji i nie atakuje choroby we wnętrzu drugiego, żywego, bezbronnego człowieka, nie wie, ile to kosztuje. Kiedyś oddałam lancet asystentowi i upadłam obok stołu operacyjnego. Cucili mnie pół godziny. Teraz, na szczęście, tak się nie denerwuję. Ale początkowo miałam chwile paniki. To najgorsze dla chirurga. Operacja w toku, każda sekunda jest droga, a tymczasem nagle ogarnia cię okropne przeświadczenie, że się mylisz, że ręka ci zadrży, że w kulminacyjnym momencie popełnisz małą omyłkę, o centymetr, powiedzmy, albo o milimetr, co zresztą jest czasem równoznaczne. Chory nie obudzi się. — Mówiła to wszystko bardzo spokojnie. Alex powiódł szybko oczami po obecnych. Chociaż siedzieli w promieniach słońca, w letnie popołudnie, przy nakrytym stole i pośród klombów pełnych rozkwitających kwiatów, wyglądali, jakby zapomnieli o tym. „Ludzie zawsze słuchają o tych sprawach w skupieniu... — pomyślał przelotnie — bo wiedzą, że w każdej chwili i im się to może przydarzyć, i oni mogą znaleźć się na tym stole. Chcą wiedzieć, co myśli lekarz w takich chwilach”. Zauważył, że Sparrow patrzy na swoją żonę z wyraźną dumą. Drugim człowiekiem, który wpatrywał się w nią może jeszcze intensywniej, był młody Filip Davis. Zdawał się chłonąć każde zdanie jak objawienie. Ten na pewno kochał i nie marzył o tym, że będzie kochany. Pożałował w tej chwili tego chłopca i, jak zwykle bywa w takich wypadkach, poczuł do niego odruchową sympatię.
— To kobieta — powiedziała Lucy i nałożyła sobie na talerz plaster szynki z półmiska, który podsunął jej Drummond. — Była do niedawna najnormalniejsza w świecie. Ma męża i małe dziecko. Na szczęście, nie zaczęła od dziecka, bo to by jej się na pewno udało. Pewnego dnia, gdy mąż wrócił z biura, rzuciła się na niego z nożem kuchennym. Zdołał ją obezwładnić, a sąsiedzi, którzy wpadli do ich mieszkania, słysząc jego krzyk, zatelefonowali po lekarza. Przywieziono ją do domu obłąkanych, bo zdradzała wszystkie objawy szaleństwa. Wieczorem powróciła do przytomności. Nie pamiętała niczego, niczego nie rozumiała. Wpuszczono do niej męża, zachowując oczywiście wszystkie środki ostrożności. Kochają się oboje bardzo i byli w rozpaczy. Na drugi dzień atak powtórzył się, kiedy do pokoju wszedł pielęgniarz. Rzuciła się na niego gryząc, kopiąc i wydając nieartykułowane dźwięki. Potem wszystko znów minęło. Zaczęto ją badać. Sprawa była niejasna, kiedy, dotarła do mnie. Z paru względów poszukiwałam właśnie takiego przypadku, bo wydawało mi się... — Urwała i znowu dotknęła odruchowo swego wisiorka. — Ale nie o to chodzi. Ona ma ucisk na mózg, spowodowany niewielkim, dobrotliwym nowotworem. Jeszcze dwadzieścia lat temu byłaby dożywotnio zamknięta w domu wariatów. Niestety, ten nowotwór zaatakował okolice, w których bardzo trudno się poruszać... To ładna, miła kobieta, mają śliczną córeczkę czteroletnią. Mąż jest zupełnie załamany. Bardzo chcę, żeby mi się udało... Niestety, tu może być tak albo nie. Albo operacja się uda i ona wyzdrowieje, albo umrze na stole. Szansę udania się operacji także wynoszą, mniej więcej, pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. Ci ludzie mi wierzą. Mąż podpisał pozwolenie na dokonanie zabiegu. Ona także chce tego bez względu na konsekwencje. Nie dziwię się jej zresztą. To musi być straszne dla niej, kiedy tak nagle traci świadomość. Zresztą nowotwór powoli spowodowałby paraliż niektórych ośrodków nerwowych, a potem prawdopodobnie śmierć.
— Więc dlaczego dobrotliwy? — zapytała Sara. — Czy ta nazwa nie jest trochę ironiczna wobec tej biednej kobiety?
— Dobrotliwy to taki, który po wycięciu nie odrodzi się. Ale nie mówmy już o tym.
— Dobrze. — Sara roześmiała się. — Rozumiem cię. Myślisz to co ja, kiedy mnie pytają: Co pani czuje, grając lady Macbeth i stojąc pośród nocy, wsłuchana w krzyk zamordowanego? — Czasem myślę o sztuce, a czasem o nowej sukience, której krawcowa nie zdążyła mi uszyć. Dla nas operacja to egzotyka, obcy, zdumiewający świat wnętrza ciała ludzkiego. A dla ciebie to jakby bardzo ważny mecz tenisowy, gdzie trzeba się skupić absolutnie i wytężyć wszystkie siły, żeby zwyciężyć.
— No, niezupełnie... — Lucy uśmiechnęła się lekko. — Ale skoro mówimy o tenisie, może zagramy dzisiaj, jeżeli nie jesteś zmęczona. Żaden z tych trzech młodych ludzi, których miałam tu do tej pory jako towarzyszy, nie gra w ogóle.
— Ja gram! — zaprotestował Drummond.
— Ale nie masz na to nigdy czasu, co na jedno wychodzi. Czy chcesz zagrać po lunchu, Saro?
— Zaraz po lunchu, nie. — Sara potrząsnęła głową. — Godzinę muszę poleżeć. Mogę zagrać o drugiej, zgoda?
— Zgoda!
Podano kawę. Drummond i Sparrow rozmawiali półgłosem. Z urywków zdań Alex zrozumiał, że mówią o jednym z ostatnich swoich doświadczeń. Filip przysłuchiwał się im, ale widać było, że więcej zwraca uwagi na to, o czym mówią kobiety.