— A jak znalazł się tu ten rubinowy wisiorek? Zgubiła go pani w czasie szamotania, tak?
— Co? — Widać było, że nie rozumie.
— Ten wisiorek znaleziono u stóp zmarłego. Jak się tam znalazł? Czy nie przypomina pani sobie?
— Ja... musiałam zaczepić o coś i został tu...
— Tak. To by tłumaczyło ten fakt. A co robił Ian Drummond, kiedy pani go zabiła?
— Siedział... przy stole.
— Tak. Siedział i wtedy podeszła pani i wbiła weń nóż zaczepiając o coś wisiorkiem?
— Ja... Tak! Niech pan przestanie!
Nie zasłoniła rękami twarzy, nie zapłakała, nie pochyliła nawet głowy, ale Alex czuł, że ta kobieta za chwilę zemdleje. Zbladła.
— Dlaczego pani kłamie, Lucy Sparrow? — zapytał Parker ostro. — Kogo pani osłania?
— Ja? Nikogo. Zabiłam Iana Drummonda i przyznaję się do tego. Czego prawo może chcieć więcej od zbrodniarza?
— Od zbrodniarza — niczego więcej. Ale prawo chce prawdy. Nie jest moim pragnieniem, aby poniosła pani karę za kogoś innego, kogo pani osłania albo wydaje się pani, że go pani osłania, bo sądzi pani, że to on zabił. W dodatku chce pani osłaniać kogoś, kto z premedytacją obciążył panią dowodami winy.
— Ale dlaczego? — powiedziała Lucja. — Nie rozumiem... — Głos jej stracił ów spokojny, rzeczowy ton, którym dotychczas mówiła.
— Dlatego, że nie mogła pani zgubić tu tego wisiorka. Morderca popełnił błąd. Spójrzcie na ten łańcuszek! Co widzicie? Ty, Joe, autorze kryminalnych powieści, które czyta cała Anglia, co widzisz?
— Widzę... Nie wiem! — Joe pochylił się nad wisiorkiem. — Nie. Nie widzę nic nadzwyczajnego.
— A pani?
— Powiedziałam już, że zgubiłam go tu... — Głos Lucji był cichy i niepewny. Ona także wpatrywała się w leżący na stoliku łańcuszek, jak gdyby chcąc przeniknąć jego tak jawną, a niezrozumiałą tajemnicę.
— On jest zamknięty — powiedział Parker. — Morderca zapomniał go rozerwać. Czy rozumiecie? Nie musi go pani wkładać na szyję, żeby od razu było widać, że jest za wąski na to, aby przeszedł przez głowę. A nawet gdyby nie był za wąski, to przy pani gęstych włosach nie wiem, czy spadłby z szyi, gdyby nawet pani stanęła na rękach? Chyba nie. Zdaje się, że w ogóle nie przechodzi przez brodę, jeśli się chce go unieść. Jak mógł więc ten łańcuszek znaleźć się tu inaczej, niż przyniesiony przez kogoś, kto rzucił go obok ciała zabitego Iana Drummonda?
Dopiero teraz Lucja pochyliła głowę.
Parker ciągnął bezlitośnie:
— Niech pani skończy z tymi nonsensami! Kiedy odmówiła pani odpowiedzi na pytanie, dlaczego pani zabiła Iana, powiedziałem, że to wielki pośmiertny komplement dla niego. Pani nie umie nawet wymyślić powodu, bo Ian nie był człowiekiem, którego było za co nienawidzić. Tylko morderca wie, jaką z tego odniesie korzyść. Dlaczego kryje pani ludzi, którzy chcieli na panią zwalić tę okropną zbrodnię, jakby licząc się z tym, że pani ten krzyż poniesie prawie bez wahania? Słucham?
Ale Lucja Sparrow nie odpowiedziała. Ukryła twarz w dłoniach, a potem zachwiała się lekko na krześle. Alex zerwał się i podtrzymał ją.
— Zaraz mi przejdzie — powiedziała cicho. — Proszę mnie teraz zwolnić. Nic więcej i tak nie powiem.
Parker patrzył na nią przez chwilę nieomal z gniewem, ale potem pochylił głowę.
— Dziękuję pani — powiedział łagodnie. — Być może, bardzo nam pani pomogła, chociaż na pewno nie chciała pani tego zrobić.
Jones wsunął głowę przez drzwi i dał znak, że chce mówić z Parkerem, który zbliżył się do niego. Zamienili kilka słów szeptem. Parker zawahał się, a potem podszedł jeszcze raz do Lucji Sparrow.
— Proszę mi wybaczyć — powiedział prawie troskliwie — ale muszę panią prosić o jeszcze jedną małą uprzejmość. Zniesiono tu małą walizeczkę, o której była mowa. Czy mogłaby pani obejrzeć jej zawartość i powiedzieć nam, czy niczego więcej nie brakuje?
— Dobrze — Lucja przymknęła oczy i otworzyła je jak człowiek, który chce się wyzwolić z ogarniającego go snu. — Jeżeli to konieczne.
Jones wniósł małą czarną walizeczkę, którą Alex widział już poprzedniego popołudnia na korcie tenisowym.
Parker otworzył ją. Lucja pochyliła się i zajrzała. Potem wyciągnęła rękę. Sprawdziła zawartość butelek, wyjmując i wkładając je kolejno na miejsce. Pusty uchwyt wyraźnie świadczył o miejscu, z którego zabrano nóż.
— Nie. Nic nie brakuje — powiedziała i sięgnęła jeszcze do płaskiej kieszeni na wewnętrznej stronie wieka walizki. Kieszonka zamykała się na guzik. Lucja odpięła go i wsunęła do niej rękę. — Nie ma moich gumowych rękawiczek! — powiedziała ze zdumieniem.
— A czy jest pani pewna, że były tam wczoraj?
— Nie... nie używałam ich przecież tutaj... Były tam, bo stanowią część ekwipunku. Na wsi nigdy nie wiadomo, co się może przytrafić, Ian i Harold robią... robili doświadczenia chemiczne... Zawsze obawiałam się, że coś się może stać... — Zawahała się. — Widziałam je przed czterema czy pięcioma dniami — powiedziała zdecydowanie. — Wyjęłam je i przesypałam talkiem. Był upał i przyszło mi do głowy, że guma może się zeschnąć. Tak. Teraz pamiętam. Sama je włożyłam z powrotem na miejsce.
— Jestem o tym przekonany — mruknął Parker. — Pytałem o to dlatego, żeby powiedzieć pani w końcu, że morderca wyjął je pani z walizki, a potem jedną podrzucił na dno szafy w garderobie, a drugą wepchnął głęboko pod inną szafę. Ta druga jest zakrwawiona. Jones!
Wszedł Jones niosąc na czystym kawałku papieru gumową rękawiczkę. Pokryta była ona małymi śladami zaschniętej krwi.
Lucja Sparrow dopiero w tej chwili zemdlała.
— Szefie — powiedział spokojnie pyzaty sierżant Jones, o twarzy rumianego dziecka — zaraz będą wyniki daktyloskopii.
— Dobrze, przynieś wody!
Jones zniknął. Ale zanim wrócił, Lucja odzyskała przytomność.
— Rozumiem, że to dla panów konieczne — powiedziała cicho, unosząc głowę. — Ale ja już nie mogę tego znieść. — Wyprostowała się w krześle.
— A czy nie prościej byłoby powiedzieć prawdę?