— Czekaj — powiedział Parker — Joe, czekaj, na miłość boską, przecież tu...
— Daj mi dokończyć — Joe powstrzymał go ruchem ręki. — Otóż śledztwo przebiega mniej więcej jak tu... Ślady okazują się błędne, odciski palców gmatwają tylko sprawę... Trzeba myśleć. I detektyw odnajduje zabójcę przy pomocy odnalezienia motywu... rozumiesz... Motyw cały czas jest ukryty w mroku, a detektyw nie może go odnaleźć, chociaż go wyczuwa i wie, że całe to piekielne nieporozumienie musi mieć jakiś klucz to, coś ty określił mówiąc, że fakty muszą obrócić się na swojej osi i ukazać zupełnie inne oblicze. Na razie wszystko się zgadza. W tej mojej książce zabójcą jest...
— Stój! — Parker podszedł do niego i położył palec na ustach. — Nie mówmy o tym. Nie sugerujmy się książkami Joe, ani niczym, co nam obciąża głowę. Zobaczymy. Nie chcę mówić tobie, co myślę, ani ty mi nie mów tego, co myślisz. Chcę, żebyś był przy mnie. Chcę, żebyś nie wpływał na mnie ani ja na ciebie. Mamy jeszcze całą masę zupełnie niezrozumiałych faktów. Przesłuchanie nie jest jeszcze skończone.
— Tak — powiedział Joe — ale to przerażające. Może mam obsesję tego, co napisałem. Ale każdy nowy fakt potwierdza to. Początkowo nie zwracałem na to żadnej uwagi. Ale teraz...
— Teraz przesłuchamy pana Roberta Hastingsa, profesora uniwersytetu Pensylwania. Albo nie. To straszne, Joe. Przecież Ian nie żyje, a ja jestem głodny... Od wczoraj nie jadłem. Joe, musimy teraz napić się kawy, bo i ty nic nie miałeś dziś w ustach. Musimy zjeść parę kanapek.
— Zapomniałem o tym zupełnie... — powiedział Joe.
— Tak. I ja... Jones!
— Tak, szefie!
— Poproś, żeby nam zrobiono mocną kawę i parę kanapek.
— Tak, szefie!
— Myślę, że pani Drummond nie będzie miała nic przeciwko temu — powiedział Parker — że trochę bezceremonialnie zarządzamy jej zapasami? Idź do niej i zapytaj, czy będziemy mogli z nich skorzystać?
— Tak, szefie!
Alex i Parker siedzieli w milczeniu, wpatrując się w chustkę, pod którą leżał nóż i mały rubinowy wisiorek. Potem Parker wstał, podszedł do drzwi laboratorium i zajrzał przez nie.
— Nie znaleźliśmy tam nic ciekawego... — powiedział. — Czy wyglądało ono dokładnie tak, kiedy wszedłeś do niego wieczorem?
Alex wstał. W laboratorium nadal paliło się światło. Szafa z wymalowaną na drzwiach trupią czaszką była otwarta.
— Wychodząc, Ian zgasił tu światło... — powiedział Alex — i zamknął szafę... Ale poza tym, nic... nie. Nie wiem. Chyba nic się nie zmieniło.
— A teraz światło jest zapalone... — mruknął Parker.
— Z tego wynika, że Ian liczył się z szybkim powrotem tutaj. Wziął pudełka z hakami, linki i przeszedł z nimi do gabinetu, gdzie było wygodniej pracować przy niskiej lampie na dużym stole. Za chwilę miał zamiar wrócić i odnieść niepotrzebne pudełka do szafy. Dlatego zostawił ją na pół otwartą...
— Szefie?
— Tak?
— Pani Drummond prosi, żeby panowie zachowywali się zupełnie jak we własnym domu. Żałuje, że sama nie może zarządzić wszystkim, ale źle się czuje.
— Co robiła, kiedy wszedłeś?
— Siedziała na łóżku i patrzyła w okno. Podskoczyła, kiedy zapukałem. Wiem o tym, bo drzwi były uchylone trochę i najpierw zajrzałem. Jest bardzo przygnębiona, szefie. Widać, że płakała. Nic dziwnego zresztą, prawda?
— Możesz odejść, Jones. Czy kazałeś przysłać nam tę kawę?
— Tak.
— I oczywiście daj coś naszym ludziom. Niech po kolei schodzą do kuchni. Nie chcę, żeby ten dom nagle opustoszał. A za dziesięć minut poproś pana Roberta Hastingsa.
— Tak, szefie!
W tej samej chwili drzwi uchyliły się.
— Czy można? — powiedziała cicho pokojówka. W obu rękach niosła dużą tacę, na której stało śniadanie dla dwóch osób. Jones wyjął jej tacę z rąk i zatrzymał się niepewnie, nie wiedząc, gdzie ją postawić.
— Zjemy w jadalni... — mruknął Parker — panno...
— Kate Sanders, proszę pana — powiedziała pokojówka. — Ale ja...
Parker wziął tacę z rąk Jonesa i oddał jej.
— Zaraz tam przyjdziemy — powiedział. Dziewczyna wyszła. — Jones! Nikt tu oczywiście nie ma prawa wejść pod żadnym pozorem. Nikt.
— Tak, szefie!
Inspektor skinął na Alexa i ruszył ku drzwiom. Kate Sanders rozłożyła już obrus na jednym z końców stołu w jadalni i ustawiła filiżanki. Parker czekał w milczeniu, aż skończy. Kiedy dygnęła i zwróciła się ku drzwiom, zatrzymał ją ruchem ręki.
— Chwileczkę, panienko.
Podeszła i stanęła ze spuszczonymi oczami. Była wyraźnie zapłakana, ale stała prosto i kiedy uniosła głowę, słysząc pierwsze słowa inspektora, Alex zauważył, że Kate Sanders jest niezwykle zaciekawiona tym, co się stało, a na pewno także tym, co się może stać.
— Przeżyliśmy tu okropną tragedię — powiedział inspektor. — Proszę nam powiedzieć, panno Sanders, czy nie rzuciło się pani wczoraj albo podczas ostatnich dni nic ciekawego w oczy?
— Ciekawego, proszę pana?
— To znaczy coś, co wykraczałoby poza codzienny tryb życia w Sunshine Manor. Jakiś szczegół, drobiazg nawet.
— Nie, proszę pana... No, może to, że przy bramie rozbili namiot dwaj młodzi ludzie, proszę pana. Ale oni są bardzo sympatyczni...
— Nie wątpię... — Parker mimo woli uśmiechnął się lekko i natychmiast spoważniał. — A poza tym?
— Nic... może... No, ale to pewnie nieważne...
— Co? — zapytał Parker. — Proszę nam powiedzieć.
— Ta szklanka... — I widząc jego zaciekawione spojrzenie dodała: — Stała w sieni na kominku...