3. To ona powiedziała: „Sara ma malutkiego remingtona”, chociaż poprzedniego dnia mówiła mi, że nie zna się zupełnie na maszynach. Zresztą żadna kobieta tak nie mówi o maszynie do pisania. Mówią po prostu: „Pożyczyłam maszynę do pisania”...
4. Szklanka. Tylko morderca mógł pozostawić tę szklankę. Żaden z idących później: Filip, Sparrow, Hastings, Sara, Filip i ja nie byliśmy w sytuacji, w której człowiek chce zejść po sok, a w każdym razie, może zeszlibyśmy tam po odwiedzeniu zdrowego Drummonda. Ale każdy z nas schodził, mając do niego interes. I każdy przekonywał się, że on nie żyje, więc później nie mógł po prostu iść po sok. A tylko morderca mógł pójść po sok, zostawić go na kominku, wejść do Iana, zabić go i zapomnieć o soku. Sara nie potrzebowała tego rodzaju usprawiedliwienia w swoim własnym domu. Mogła zejść po cokolwiek. Nikt by się nawet tym nie zainteresował. Mogła pójść i wydać dyspozycje służbie. Wziąć sok po 10.30 mogła tylko Lucy, chora Lucy Sparrow, której mąż właśnie rozmawiał i nie chciała go odrywać od gościa. I tylko Lucy Sparrow powiedziała, że nie schodziła w ogóle. A zresztą po co zatrzymywałaby się i stawiała szklankę na kominku? Tylko po to, żeby po ciemku móc otworzyć drzwi gabinetu ręką w rękawiczce. Gdyby niosła szklankę w jednej ręce, musiałaby użyć drugiej do otwierania. A wtedy musiałaby wypuścić nóż albo ukryć go gdzieś, skąd nie tak łatwo byłoby go wyciągnąć. Zresztą szklanka z sokiem zawadzałaby jej bardzo. A potem zapomniała o niej.
Ale brakowało mi jednego i dlatego wszedłem do jej pokoju, kiedy byliście na dole i pytałeś mnie, gdzie byłem. Poszedłem tam po kartkę spalonego papieru.
— Po co? — zapytał Parker i otarł pot z czoła. — Po co?
— Po kartkę papieru, w którą Lucy Sparrow zawinęła zakrwawioną rękawiczkę! W coś ją przecież musiała zawinąć, żeby nie pobrudziła jej szlafroka. A potem musiała ją natychmiast spalić, bo Filip po paru minutach mógł odkryć morderstwo i byłoby za późno. I znalazłem tę kartkę, spaloną zupełnie — w kominku, oczywiście.
Parker wstał.
— Tak... — powiedział cicho. — Myślałem o tym wszystkim... Myślałem o całych fragmentach tego... Chwilami byłem przekonany o tym samym, co ty. Ale nie miałem motywu! A ty znalazłeś motyw. Ale jak... jak udowodnimy jej to? To są poszlaki... To nawet jest pewne. Ty wiesz i ja wiem, że tak było. Ian też wiedział w ostatniej sekundzie swojego życia. Ale sąd? Jaki sąd na świecie skaże ją na podstawie twojej hipotezy i nawet efektownych, jak to nazwie jej adwokat, wniosków? — Podszedł do Alexa: — Joe, to straszne!
Alex wstał. Podszedł do drzwi i wyjrzał.
— Czy mogę zadać jedno pytanie panu Jonesowi?
— No chyba! Mów. Jones!
— Tak, szefie? — Jones pojawił się, jak gdyby wyrósł spod ziemi.
— Czy pani Sparrow schodziła w czasie naszej rozmowy w gabinecie? — zapytał Alex.
— Tak. Dzwoniła do Londynu, że nie przyjedzie na operację i żeby zrobił to jakiś inny doktor...
— Chodźmy... — powiedział Alex i pierwszy ruszył po schodach na górę. Przed drzwiami pokoju Lucy Sparrow zatrzymał się i nie pukając ostrożnie nacisnął klamkę.
Parker wszedł za nim i zatrzymał się przy drzwiach. Lucy Sparrow leżała ubrana na łóżku. Wyglądała, jak gdyby ogarnął ją sen. Dopiero kiedy Alex podszedł do niej i dotknął jej ręki, inspektor poruszył się. Ręka pięknej kobiety opadła bezwładnie, zwisając ku podłodze. Alex pochylił się.
— Cyjanek — powiedział cicho i wskazał drzwi, które prowadziły do pokoju Sparrowa.
Parker odwrócił się. Kominek był otwarty. Leżała w nim kartka papieru, nie spalona: cała i nie zmięta nawet.
Chcę ci oszczędzić sądu, poniżenia i wzgardy ludzkiej — przeczytał. — Dowody są wystarczające i poślą cię tam, gdzie posłałaś Iana. Lucjo, bądź odważna, jeżeli byłaś okrutna. Za chwilę wejdzie tu policja i nałożą ci kajdanki. Oszczędź tego mnie, którego kochałaś, nie pozwól, żebym widział cię na ławie oskarżonych, żebyś musiała mówić o nas, o mnie, o niej, o sobie... Harold Sparrow. — A jeśli nie on, to ktoś, kto napisał to w jego imieniu.
— Czy... czy to ty napisałeś? — zapytał szeptem.
Alex bez słowa wziął go za rękę i wyprowadził z pokoju.
— Ta kartka napisana jest także na maszynie Sary Drummond — powiedział. — I wątpię, żebyś odnalazł jej autora. Wiem tylko, że musiał ją napisać chyba ktoś, kto dobrze wiedział, jak dumną osobą była Lucy Sparrow i jak kochała swojego męża. Skonfrontowana z nagą prawdą, z tym, że jest odkryta, nie zastanawiała się, jak ma się obronić i czy się obroni. Partia była przegrana. Odeszła.
— To musiał napisać także ktoś, kto bardzo kochał pamięć Iana i nie chciał, żeby jego życie prywatne było tematem dla stu wścibskich reporterów sądowych... — powiedział Parker.
Zeszli na dół i zatrzymali się w sieni.
— Telefon do pana — powiedziała pyzata Kate Sanders, wynurzając się z cienia w korytarzyku.
— Do mnie?! — Alex otrząsnął się i podszedł do aparatu. — Halo?
— To ja — powiedział znajomy głos. — Jak się czujesz?
— Karolina?
— Tak.
— Skąd wzięłaś mój adres?
— Zadzwoniłam do twojego wydawcy. Siedzę sama nad morzem i trochę mi smutno. Pomyślałam, że rozerwę się, jeżeli zadzwonię do ciebie.
— Jutro przyjeżdżam do Torquay — powiedział Alex. — Będę o dwunastej przed hotelem Excelsior.
— O, mój miły! — powiedziała Karolina i odwiesiła słuchawkę.
Alex wrócił do sieni. Przez oszklone okna widać było park w słońcu. Karolina. Dobra, spokojna, miła Karolina. Potrzebował jej teraz jak nigdy przedtem. Karolina: ład, cisza, życie bez krwi i zbrodni. Kochana, dobra Karolina.
Spojrzał na podjazd. Czarny jaguar przywiózł go wczoraj do tego domu. Wyskoczyła wtedy z niego smukła dziewczyna i rzuciła się na szyję Ianowi Drummondowi... Wszystkie pachnidła Arabii...
— Jestem zmęczony — powiedział do Parkera. — Czy odwieziesz mnie do Londynu swoim samochodem?