Rozgrzana podziwem Vaintè wyraziła prośbę o dalsze informacje jak najniższa wobec najwyższej, czego nie zrobiła nigdy dotąd w całym swym życiu. Nadęta z podziwu dla siebie Akotolp wskazała na pojemniki przyniesione przez fargi.
— Popłynęły na południe. Ambalasei zdradziła nam, że odkryła tam cały nowy kontynent. Gdy myślę nad tym teraz, wydaje mi się oczywiste, że musiała wylądować z Córami na jego brzegu. Pokazała nam swe notatki, przekazała okazy wielkiej wagi dla nauki, opowiedziała o podróży gigantyczną rzeką płynącą przez ten kontynent. Sądzę, że jest tam teraz, na brzegach tej rzeki lub w jej ujściu do oceanu. Nie mówiła o innych odkryciach dokonanych na owym kontynencie.
— Wierzę ci, nie możesz się mylić. Ale to dopiero połowa tego, co chcę usłyszeć.
— Druga połowa dotyczy ustuzou, którzy dostali się do miasta, zabili Yilanè, ukradli hèsotsany. Mamy na to ścisłe dowody. Wysłałam ptaki i mam obrazy ustuzou przebywających na północ od miasta, na wyspie niedaleko brzegu. Jest chyba wśród nich szukana przez ciebie istota.
— Muszę zobaczyć te obrazy, dopóki jest jeszcze dzień.
Gdy to mówiła, dobiegające z otwartej płetwy światło pociemniało, jakby chmura przesłoniła niebo. Vaintè spojrzała w górę i zobaczyła schodzącą Fafnepto. Ta zaczęła coś mówić, lecz umilkła na widok Akotolp, wyraziła zapytanie.
— To Akotolp — powiedziała Vaintè. — Służyła mi, gdy byłam tu eistaą. Uczona o wielkim znaczeniu, która ma informacje o znaczeniu jeszcze większym.
— Rozmawiałam już dziś z Akotolp. Niedawno wspomniała też o niej w ambesed inna uczona, Ukhereb. Powiedziała, że one obie spotkały się z tą, której szukamy, z Ambalasei.
— To prawda.
— Ukhereb powiedziała także, że Ambalasei przywiozła dowody istnienia nowego kontynentu na południe stąd, mającego rzekę. Ukhereb sądzi, że jest tam Ambalasei i szukane przez nas uruketo. Czy uważasz tak samo?
Akotolp była zawiedziona, choć starała się tego nie okazać, myślała, że sama doszła do tej teorii. W końcu musiała potwierdzić.
— Tak, zgadzam się, co więcej, znajduje się na brzegu owej wielkiej rzeki, o której opowiadała tak szczegółowo. Fafnepto wyraziła jeszcze mocniejszą zgodę.
— Wszystko, co obie mówicie, prowadzi do tego samego wniosku. Jako łowczyni, czuję, że jest słuszny. Dobiega mnie stamtąd zapach zdobyczy. Dowódczyni ładuje teraz świeże mięso i wodę. Rano porozmawiam jeszcze z Eistaą, a potem odpływamy. Udamy się na południe, do tej rzeki.
Vaintè wtrąciła się z oznakami ważności tego, co ma do przekazania.
— To nam nie ucieknie. Na pewno je znajdziemy. Tu jednak, na wybrzeżu, blisko nas, są ustuzou. Przed wypłynięciem musimy je odnaleźć i zabić. Przyszły do tego miasta, zabiły tu Yilanè. Musimy za to zabić je.
— Nie. Popłyniemy na południe.
— To potrwa krótko i jest dla mnie ważne.
— Ale nie dla mnie. Popłyniemy na południe.
— Porozmawiam z Gunugul. Na pewno się zgodzi zrobić najpierw tę drobnostkę.
— Obojętne, czy się zgodzi, czy nie. Jestem przedstawicielką Lanefenuu. Rozkażę Gunugul płynąć na południe. Powiem jej to teraz, by nie doszło do nieporozumień podczas mego wyjścia do miasta.
Powiedziała to niemal spokojnie, jakby chodziło o coś nieważnego, patrząc cały czas prosto na Vaintè. Tak mogłaby patrzeć na zwierzynę — przed zabiciem jej. Vaintè odpowiedziała jej równie beznamiętnym wzrokiem, wiedząc, iż tym razem wygrała Fafnepto. Wiedziała także, że nic nie zmieni jej postanowienia. Vaintè musi odłożyć chwilę swej sprawiedliwej zemsty.
— Ty dowodzisz, zrobimy, jak każesz. Dowiedz się też, że Akotolp zaproponowała, że z nami popłynie, posłuży jako przewodniczka w poszukiwaniach. — Vaintè powiedziała to równie spokojnie, co jej rozmówczyni. Fafnepto przyjęła to, wyraziła podziękowanie, odwróciła się i odeszła. Nie zobaczyła dzięki temu błysków barw na dłoniach Vaintè, zakrzywionych nienawistnie palców. Dostrzegła to Akotolp i cofnęła się, wstrząśnięta siłą uczucia. Minęło to szybko, Vaintè zdołała się opanować, przemówiła spokojniej do uczonej:
— Tym większą przyjemność sprawi mi teraz widok obrazów ustuzou. Patrzenie musi mi na razie wystarczyć. Tak długo czekałam na odnalezienie go — mogę poczekać jeszcze trochę. Nie będzie to też zmarnowana podróż. Te Córy Śmierci uciekły mi po opuszczeniu miasta. Długo drażniło mnie ich istnienie. Chętnie ich teraz poszukam. Podziękowanie wyrażone-wzmocnione — obrazy!
Vaintè powoli przeglądała arkusze, jej kończyny odzwierciedlały uczucia, jakie przeżywała. Nienawiść, zadowolenie, odkrycie.Gdy obejrzała już wszystkie, wróciła do nich powtórnie i znalazła jeden, który przykuł jej uwagę. Wypuściła inne z kciuków, podnosząc go do padającego z płetwy światła. Akotolp pozbierała porozrzucane zdjęcia.
— Spójrz tu — powiedziała w końcu Vaintè. — Masz oczy i mózg uczonej. Powiedz, co widzisz. Patrz na tą postać.
Akotolp obracała arkuszem, aż ustawiła go w najlepszym świetle i przyjrzała się mu bacznie.
— To jedno z zabójczych ustuzou, prawdopodobnie samiec, bo samice mają tu inne narządy. Osłania oczy patrząc w niebo, tak iż nie widać dokładnie jego pyska. Widzę coś na górnej części klatki piersiowej, może namalowany wzór.
— Też to widzisz! Czy może to być metalowy ząb, taki jaki ten, który dawno temu zamknęłaś w pęcherzu?
— Jest taka możliwość, szczegóły są niestety niewyraźne. Może to jednak być wyrób z metalu.
— Aż trudno uwierzyć, że jest tam ten, którego szukam.
— Silna wiara-prawdopodobieństwo. Jest jeszcze coś bardzo ciekawego, o czym nie wspomniałam eistai. Na tym obrazie ujrzysz jakąś niezdarną budowlę. Stoją przed nią dwie postacie.
Akotolp przekazała obraz z gestami podniecenia i dumy z odkrycia, wskazała kciukami właściwe miejsce i spostrzegła, jak Vaintè wyraża niewiarę.
— To niewytłumaczalne. Jest tam Yilanè i inne ustuzou. Co to znaczy?
— Możemy tylko zgadywać. Może Yilanè została schwytana i przebywa w więzieniu, nie jest ranna, bo pojawia się też na innych obrazach. Znajduje się bardzo blisko nor ustuzou.
Vaintè drżała z podniecenia.
— W takim razie tym stworem musi być Kerrick. Tylko on potrafi rozmawiać z Yilanè. Jak są blisko?
— Mniej niż dzień drogi uruketo.
— Jesteśmy w uruketo… — Silne uczucie opanowało Vaintè, wykręcając jej ciało, minęła chwila, nim się opanowała. — Ale nie teraz. Płyniemy na południe. Spotkam się z Enge.
— Dostarczono mi wiadomość — powiedziała Enge — że chciałaś mnie widzieć w pilnej sprawie.
— Pilność to rzecz względna dla Cór Ospałości — odparła z przekąsem Ambalasei. — Wysłałam tę wiadomość wczesnym ranem z nadzieją, że dotrze do ciebie, nim wszystkie tu pomrzemy ze starości.
— Czy to pilna sprawa?
— Tylko dla mnie. Zakończyłam badania. Pozostał wprawdzie jeszcze cały kontynent, lecz mogą się tym zająć inne. Mam dla nich wspaniałe notatki i okazy. Przetarłam drogę, którą mogą podążyć inne. Wracam do Entoban*.
— Nagłość decyzji, niespodziewana-zasmucająca, nieprzyjemna wiadomość!
— Tylko dla ciebie, Enge. Wszystkie inne się ucieszą, gdy odejdę. Jak i ja, odwracając się od nich plecami. Wszystkie moje notatki zostały zamknięte i załadowane na uruketo. Setèssei popłynie ze mną, ale zapewniła, iż nauczyła dwie Córy używania nefmakeli, czyszczenia i leczenia ran. Nie umrzecie więc nagle, gdy tylko odejdziemy.