Выбрать главу

Vaintè wyraziła zgodę.

— Mądra decyzja. Te stworzenia szerzą bunt. Zabicie ich to akt łaski. Dziwię się, że eistaa tego miasta pozwala im żyć.

— Tu nie ma eistai — powiedziała Enge z zimną pogardą. — Odejdź. Nie jesteście mile widziane. To miasto Ugunenapsy i nie chcemy was tutaj.

— Nie chcecie? To ładne miasto. Trudno uwierzyć. Porozmawiam z eistaa.

— Czy nie słyszałaś, głupia istoto? — spytała Ambalasei. — Tu nie ma eistai. Wyhodowałam to miasto, wiem więc, co mówię.

Z uruketo rozległo się głośne, choć zdyszane i niewyraźne wołanie o uwagę. Po płetwie schodziła Akotolp. Robiła to niezdarnie ze wzglądu na swą tuszę i niesiony pojemnik.

— Nauczycielko… Ambalasei — powiedziała. — To Vaintè, której służę. Powinnaś jej posłuchać, bo jest mądra we wszystkim. To ja zaniosłam jej twe notatki, są tu teraz, a ona je zrozumiała i przyprowadziła nas tutaj.

— Dość już powiedziałaś — stwierdziła pogardliwie Ambalasei. — W imię nauki przywiozłam ci wyniki mych badań, moje odkrycia. A ty, jak je wykorzystałaś? Przywiodłaś tutaj te wstrętne istoty. Teraz zabierzesz je z powrotem.

— Dość już próżnego gadania — poleciła Fafnepto. — Oto moje rozkazy. — Skinęła na Elem. — Masz natychmiast z całą załogą opuścić uruketo, bo wróci ono do swego miasta. Zaraz odpływamy do Yebéisku — oboma uruketo.

— A co z nimi? — spytała Vaintè, wskazując na Enge. — I z ich miastem?

— Nie obchodzą mnie. Odpływamy.

— Zostaję.

— Jak wolisz — Fafnepto zwróciła się do nieruchomej Elem. -”Czy moje rozkazy są niejasne? Precz z uruketo.

Akotolp położyła na ziemi przyniesiony przez siebie pojemnik i otworzyła go. Vaintè nachyliła się i wzięła coś ze środka. Fafnepto zauważyła ruch, odwróciła się, by sprawdzić, co się dzieje. Szybko uniosła broń.

Spóźniła się. Hèsotsan wyjęty przez Vaintè z pojemnika szczęknął raz, łowczyni zgięła się i upadła. Zgromadzone zesztywniały ze zgrozy. Wszystkie, poza spodziewającą się tego Akotolp. Podeszła i wyjęła hèsotsan z rąk nieżywej. Zadowolona z siebie stanęła obok Vaintè.

— Teraz — powiedziała Vaintè — będziecie słuchać moich poleceń.

ROZDZIAŁ XXXIV

Morderstwo zostało dokonane bardzo szybko, niewątpliwie tak właśnie miało być. „Po wszystkim jest bardzo łatwe do zrozumienia” — pomyślała Ambalasei. Fafnepto stała przed nimi wyprostowana, dumna ze swych umiejętności łowieckich, swej siły i broni. Nie wiedziała, że w miastach są łowczynie przewyższające drapieżnością wszystkich mieszkańców lasu. Vaintè rozkazywała, a ta tłusta idotka Akotolp jej słuchała. To ona przyniosła hèsotsan, umożliwiła zabójczy podstęp, była nawet na tyle bezczelna, aby ukryć broń wśród zapisków naukowych Ambalasei! Uczona zwróciła się do Akotolp, wyrażając gniew i obrzydzenie każdym ruchem swego ciała.

— Gruba-była-uczennico, teraz tęga-wykonawczynio-zabójczego-spisku! Zwróć mi natychmiast sprawozdania naukowe, bo jesteś niegodna ich posiadania.

Akotolp ugięła się przed mocą wściekłości, zapominając o trzymanym hèsotsanie, próbowała bezskutecznie coś powiedzieć. Wsparła ją Vaintè.

— Wielka Ambalasei, za bardzo się gniewasz na lojalną Akotolp. Bardzo dawno temu zobowiązała się mi służyć i teraz wypełniła jak zawsze wiernie swą obietnicę. Nie ma oczywiście zamiaru skrzywdzić swej nauczycielki. Obie cię szanujemy i uznajemy twą wielką mądrość. Jestem ci również wdzięczna za przeprowadzone na tym nowym kontynencie badania, bo umożliwiły mi dotarcie tutaj i wykonanie zadania.

— Miałaś polecenie zabicia Fafnepto? — zapytała Ambalasei z rozpaloną piersią.

— Śmierć Fafnepto była godna pożałowania, lecz konieczna. Obie służyłyśmy Saagakel i przybyłyśmy tu na jej polecenie. Niestety, Fafnepto nie przystała na moją wersję pierwszeństwa zadań. Ponieważ takim Yilanè jak ona nie można niczego wytłumaczyć, musiała niestety zapłacić zbyt wysoką cenę za swe zadanie. Akotolp, oddaj mi hèsotsan, nim kogoś niechcący zabijesz. Nie machaj nim tak, niczego jeszcze nie zrobiłaś. Wypełniłaś jedynie swój obowiązek, przysłużyłaś się swej eistai, za co jestem ci wdzięczna. Oczywiście, zwrócisz Ambalasei jej notatki?

— Jeśli sobie tego życzysz, Vaintè.

— Wypełniasz nie moje życzenie, lecz polecenie wielkiej uczonej, której obie będziemy słuchać.

Ambalasei wyraziła niewiarę, gdy Akotolp postawiła przy niej pojemnik i szybko odeszła.

— Vaintè, czy wykonasz wszystkie moje życzenia? A jeśli zechcę pozostać w nowym mieście?

Vaintè ułożyła ramiona w wyrazie żalu.

— Niestety, to niemożliwe. Saagakel, eistaa Yebéisku, wysłała mnie, bym zabrała cię do jej miasta. Tak się stanie. Wszystkie twoje notatki, zabrane przez Akotolp z Alpèasaku, są teraz na uruketo i tam pozostaną. Dołączysz do nich. — Zwróciła się do Gunugul, która zeszła z płetwy i stała równie nieruchomo jak inne, zesztywniała od nagłości i od zgrozy wydarzeń. — Powinnaś mieć dość mięsa i wody na powrót do Yebéisku. Czy tak jest?

— Tak, wystarczy, jeśli w czasie rejsu wiele będzie spało.

— Znakomicie. W takim razie natychmiast wracaj z Ambalasei.

— A co z drugim uruketo? Zostało zabrane przez Ambalasei, musi wrócić…

— Jak sama widziałaś, zostało odzyskane w dobrym stanie. Zapewnij wielką Saagakel, że kiedyś wróci do jej miasta. Wcześniej jednak wykorzystam je na pewien czas. Będzie to zapłata za wszystkie me wysiłki, za odnalezienie uruketo, za odszukanie i odesłanie tej, której pragnęła.

— Za zabicie Fafnepto — powiedziała Ambalasei z zimnym gniewem. — Enge miała rację — jesteś jadowitą, morderczą istotą. Na skradzionym uruketo, teraz skradzionym podwójnie, są moje prace, rzeczy, asystentka Setèssei. Co z tym?

— Udzielę wszelkiej pomocy. Wrócą oczywiście z tobą do Yebéisku. Przynieś to teraz. I odpływaj.

— A ty zostajesz. Jakie czyny niedobre-po-wielokroć tu knujesz?

— Moje plany nic cię, stara, nie obchodzą. Odpłyń — i raduj się troskliwością eistai.

Ambalasei wyraziła pogardę.

— Jeśli liczysz, że Eistaa mnie zniszczy, to porzuć tę nadzieję. Nic mi nie zrobi. Gdy przekażę Saagakel dane o mych odkryciach, ta zapomni o całej zemście. Jej miasto stanie się ośrodkiem nowej wiedzy i ściągnie uczone z całego Entoban*. Jak wszystkie eistae przypisze sobie wszelkie zasługi. Dla mnie wszystkie miasta są takie same. Wystarczy. Setèssei, doglądnij przeniesienia mych rzeczy. Odpłynę i odpocznę. — Zrobiła kilka zmęczonych kroków, potem odwróciła się do Enge z wyrazami natychmiastowego-ostatecznego rozstania.

— Przykro mi widzieć w twym mieście te stworzenia zła.

— Nie martw się. Przetrwają Zasady Ugunenapsy.

— To dobrze. Szczególnie wdzięczna jestem za dziewiątą.

Odwróciła się, wspięła na płetwę uruketo i zniknęła w środku.

Elem zaczęła coś mówić, lecz Vaintè skierowała na nią hèsotsan i wyraziła milczenie-lub-ból-śmierć.

Czekały długo w milczeniu, aż pojemniki Ambalasei zostały zabrane z jednego uruketo i załadowane na drugie. Akotolp, która przestała się bać po odejściu Ambalasei, ponownie wzięła hèsotsan Fafnepto i usiadła na ogonie. Służyła swej eistai.

Dowódczym Gunugul jako ostatnia weszła na gotowe do drogi uruketo. Odwróciła się i powiedziała zimno do Vaintè.

— Eistaa usłyszy o wszystkim, co tu się stało. O śmierci Fafnepto. O wszystkim.