Выбрать главу

Wbił go mocno w bok szyi Vaintè.

Czas stanął. Oczy Vaintè rozszerzyły się z bólu, zadrżała, tak mocno ścisnęła hèsotsan, aż ten wykręcił się w jej dłoniach. Nadaske ciągle trzymał nóż w silnych kciukach. Trysnęła krew, gdy się przekręcił.

Vaintè zachwiała się, upadła, odwróciła się i strzeliła, nim legła na ziemi. Rozległ się ostry trzask i Nadaske padł na nią.

Akotolp, nie będąc nigdy Yilanè działania, patrzyła się tylko w przerażeniu na oba ciała. Nim jeszcze pomyślała o uniesieniu swego hèsotsanu, Enge wyrwała jej go z rąk.

— Koniec z zabijaniem! — zawołała Enge, wznosząc broń wysoko nad głową i rzucając ją daleko w morze.

— Koniec z zabijaniem — powtórzył Kerrick w marbaku, kładąc łagodnie dłonie na ramionach sięgającego po łuk Herilaka. — To moja przyjaciółka. Ona nie zabija.

— Może nie ona, ale co z tym grubym maragiem?

— Umrze — powiedział Kerrick głosem mroźnym jak zima. Przeszedł na yilanè. — Umrzesz, Akotolp, prawda? Powinnaś była umrzeć, gdy zginął Alpèasak, widzę jednak, że zdołałaś uciec. Teraz podlegasz Vaintè, aie ona nie żyje. Zginęło twoje miasto, zginęła twoja eistaa. Dlaczego żyjesz? Nie trzeba cię zabijać, bo zabijesz się sama. Towarzysz jej w śmierci.

Akotolp zrozumiała z wielkim lękiem, że ustuzou ma rację.

To koniec, koniec…

Jej oczy zaćmiły się, gdy padała, legła na piasku. Ruszała się jeszcze, lecz wkrótce zmarła.

Płaczący głośno Arnwheet pobiegł do ojca, objął jego nogi. Kerrick podniósł chłopca i mocno uścisnął.

— Już po wszystkim — powiedział łagodnym, znużonym głosem. — Zginął nasz przyjaciel Nadaske, lecz nie mógłby mieć lepszej śmierci. Zrozumiesz to, gdy dorośniesz. Nigdy już nie pójdzie na plaże. Zawsze będziemy o nim pamiętać, bo zabił tą, która zabiłaby nas wszystkch. — Spojrzał na Enge. — Są tu inne?

— Nie, tylko Córy Życia. Nie ma takich jak te.

Spojrzała na wreszcie martwą Vaintè. Istota śmierci, leży martwa pod tym, który ją zabił. W gardle urosła jej gorzka kula i poczuła ogromny żal.

— Nie chcę więcej słyszeć o śmierci, myśleć o niej ani na nią patrzeć — zwrócił się do Herilaka i łagodnie odrywając Arnwheeta podał go wielkiemu łowcy. — Zabierz chłopca do matki. Dali na pewno podniósł już alarm. Zatrzymaj łowców, odeślij do obozu, nie mają tu nic do roboty. Powiedz Armun, co tu się stało, dodaj, że wkrótce wrócę.

Herilak wziął chłopca i skinął głową.

— Będzie, jak powiedziałeś, sammadarze. Widziałem, jak te dwa zabiły się nawzajem, a tamto po prostu położyło się i zmarło. Co się stało?

— Powiem ci, gdy wrócę. Na razie wiedz, że ta leżąca we własnej krwi prowadziła murgu przeciw nam. Z jej śmiercią kończy się wojna z nami. Już po walce.

— Czyli — wygraliśmy?

— Nie potrafię odpowiedzieć. Czy w ogóle można wygrać lub przegrać walkę, którą prowadziliśmy? Dość. Po wszystkim.

Patrzył, jak Herilak odchodzi powoli z jego synem. Potem zwrócił się do Enge stojącej nieruchomo i milcząco od chwili rozbrojenia Akotolp.

— Powiedziałam właśnie mojemu ludowi, że walka między nami dobiegła końca. Czy to prawda, nauczycielko? Enge wyraziła potwierdzenie i triumf.

— Istotnie zakończona, mój uczniu. Chodź ze mną na plażę, bo chcę zapomnieć o popełnionej tu przemocy. Moje towarzyszki na uruketo muszą się natychmiast dowiedzieć, że koniec też z ich strachem. Mam im wiele do powiedzenia. Gdy byłeś mały, opowiadałam ci o Córach Życia, lecz chyba niewiele wtedy zrozumiałeś. Wiedz jednak, że jest nas wiele. Nie zabijamy, mamy swoje miasto, miasto pokoju.

— Może wszystkie miasta będą takie jak to. Nie chcemy od Yilanè niczego, poza pozostawieniem nas w spokoju, jak robicie to wy.

Wyszli na szczyt wydmy górującej nad morzem. Uruketo unosiło się w pobliżu, drobne fale zalewały mu grzbiety. Enge wyraziła uwagę i płyń-tu w najprostszym języku fargi. Powtarzała to ciągle, aż Yilanè odpowiedziała gestami zrozumienia, zeszła z płetwy i wślizgnęła się do wody. Dopiero wtedy Enge zwróciła się do Kerricka, wyrażając razem nadzieję i zwątpienie.

— Myślę, że miasta Yilanè zostawią was w spokoju, bo teraz każda eistaa wie, jak straszną śmiercią grożą bliskie ci istoty. Czy jednak wasz rodzaj zostawi miasta w spokoju?

— Oczywiście. Powiem im, co się stało, będą się trzymać z daleka od Alpèasaku.

— Czy na zawsze? Kiedyś umrzesz, Kerricku. Co stanie się po twojej śmierci, gdy ujrzą tak blisko bogaty Alpèasak? Taki bezbronny wobec was.

— Ten dzień nigdy nie nadejdzie.

— Może masz rację, tak mówiąc. Teraz widzę pokój, za życia twojego i mojego, myślę jednak o jutrze jutra. Widzę wasz rodzaj, liczny, przychodzący do mego miasta pokoju i zabierający je Córom Życia.

— Tak się nie stanie.

Kerrick patrzył, jak Yilanè z uruketo wyszła na brzeg i stanęła zesztywniała z radości, gdy Enge wyraziła koniec walki, koniec zabijania. Pojął, że mu nie odpowiedziała.

Tak, musiał przyznać, że jest taka możliwość. Yilanè nigdy się nie zmienią, nie mogą się zmienić. Tanu jednak uczyli się nowych rzeczy i zmieniali przez całe życie. Jeśli wybuchnie walka między oboma gatunkami, czy można mieć wątpliwości co do jej wyniku?

— Chciałabym ci jeszcze wiele powiedzieć, lecz musimy odpływać — stwierdziła Enge.

— Wiele do powiedzenia, brak czasu na mówienie. Czy się jeszcze spotkamy, Enge?

— Mam nadzieję, że tak, sądzę, że nie.

— Ja też. Mój przyjaciel Nadaske nie żyje. Oprócz niego ciebie jedyną spośród Yilanè mogę nazwać przyjacielem. Będę pamiętał o tej przyjaźni. Dziś jednak, gdy wreszcie ujrzałem śmierć Vaintè, czuję, że chciałbym zapomnieć o wszystkich Yilanè. Zabrały mnie do siebie siłą, żyłem wśród przemocy, rozstaję się z nimi wśród śmierci. Wystarczy Enge. Jestem Tanu. Pozostanę Tanu.

Enge zamierzała powiedzieć mu o Ugunenapsie i łączącym ich Duchu Życia, lecz rozmyśliła się, widząc chłód jego ciała.

— Jesteś, jaki jesteś. Jestem, jaka jestem.

Odwróciła się, weszła do wody i odpłynęła. Patrzył, jak druga do niej dołączyła i razem wdrapały się na czekające uruketo. Gdy skierowało się na pełne morze, odwrócił się i znów wszedł na wydmę. Trzy martwe Yilanè leżały bez zmian, choć odnalazły je już muchy. Pochylił się i wyciągnął metalowy nóż z szyi Vaintè, wytarł go o piasek. Trzeba pogrzebać zwłoki. Nie może też pozwolić na to ostatnie objęcie śmierci. Zepchnął z Vaintè ciało Nadaske, zamknął jego niewidzące oczy i wyprostował go na piasku. Odchodząc już, przypomniał sobie o nenitesku.

W tyle szałasu Nadaske była mała półka. Metal rzeźby chłodził mu palce, wypolerowane kamienie zalśniły w słońcu, gdy ją uniósł.

Trzymając rzeźbę w jednej ręce, nóż syna w drugiej, odwrócił się od Yilanè i ruszył ciężko w stronę Tanu.

WYSŁANNIK

To się zdarzyło i musi być opowiedziane. Tak jak zawsze mówi alladjex, wspominając przeszłość. Ashan etoheran wariadith, aur skennast mań eis. Tak to brzmi w marbaku. Nie sądzę, bym potrafił jeszcze powtórzyć to w seseku. Armun mogłaby, zawsze była bardzo dobra w innych językach. W angurpiaqu byłoby to długie, rozciągnięte zdanie, coś w rodzaju Harvaqtangaq netsilikaktuvuk. Spotkamy się z Paramutanami co roku, wymieniamy się. Handlują inni, ja chodzę tam tylko dla przyjemności bycia z tymi dziwnymi, przyjaznymi ludźmi. Nie wymieniamy się jednak z nimi na porro, nie od pierwszego — i ostatniego — razu. Złamane ręce i nogi mogą się zagoić, lecz wyłupione oko już nie odrośnie.