Gniew Ambalasei szybko przeszedł w uznanie. To inteligentna Yilanè. Gdyby tylko zdołała wznieść się ponad myśli Ugunenapsy, mogłaby zostać wybitną uczoną lub eistaa wielkiego miasta. To ogromna strata.
Przybywały po kolei, dwie ostatnie wpadły, dysząc ciężko, bo musiały pokonać największą odległość. Ambalasei przyjrzała się im w milczeniu, a potem szybko zakręciła ogonem w geście oznaczającym żądanie uwagi.
— I milczenia, póki nie skończę, zwłaszcza z twojej strony, Far‹, bo lubisz przerywać innym. Powiem wam o ważnych sprawach. Potem wy zabierzecie głos. Wreszcie, jak powiedziała mi Enge, wszystkie siostry zaczną mówić naraz i długo, lecz mnie już tu wtedy nie będzie. Słuchajcie teraz w milczeniu, zakazuję przerywania. Jak wszystkie wielkie myślicielki i mówczynie przejdę od ogółu do szczegółu, od obserwacji do wniosku.
Obserwacja. Rozejrzyjcie się. Czy wiecie, gdzie teraz jesteście? Oczywiście, wiecie, bo jesteście Yilanè, a wszystkie Yilanè mają ambesed, jest ono w każdym mieście. Ziarno miasta zawiera chromosomy kierujące wzrostem ambesed, jak też hanalè. Poszłam tam dzisiaj i spojrzałam na drzwi, które nigdy nie staną otworem, bo nie odgradzają nas od żadnych samców.
Przerwała na chwilę, by mogły się nad tym zastanowić i ujrzała, że Far‹ szykuje się do mówienia. Przygotowana na to Setèssei nastąpiła jej ciężko na nogę. Ambalasei pochwaliła ją milcząco; doskonała asystentka. Potem wyraziła niezadowolenie, widząc niezrozumienie w mchach ciał obecnych.
— Macie mózgi, lecz ich nie używacie. Podaję wam fakty, lecz nie wyciągacie z nich wniosków. Muszę więc myśleć za was, jak często dotąd i jak niewątpliwie będę musiała to czynić w przyszłości.
Nieuchronnie dochodzimy do wniosku, że miasto jest niepełne — jak i wy, Córy Nieprzydatności, jesteście niepełnym społeczeństwem. Ach, wiercicie się niezadowolone i nic nie rozumiecie. Dobrze chociaż, że słuchacie. Wyjaśnienie-definicja społeczeństwa. To określenie fachowe, którego nie znacie, jak i wielu innych rzeczy. Społeczeństwo jest ściśle ze sobą powiązaną grupą organizmów tego samego gatunku, wzajemnie od siebie zależnych i podporządkowanych podziałowi obowiązków. Podaję przykład.
Owady. Mrowisko jest społeczeństwem robotnic, żołnierzy, opiekunek larwy i eistai znoszącej jaja, grupą harmonijnie współpracującą. Zwróćcie też uwagę na sarny ustuzou, u których wielki rogaty samiec odgania drapieżników, chroniąc samice z młodymi. Pomyślcie o efenburu w oceanie, w którym wszystkie elininyil współdziałają z sobą przy połowie ryb. Wystarczy tych przykładów, teraz przypomnijcie sobie miasto, do którego przybyłyście jako fargi, gdzie wzrastałyście i stawałyście się Yilanè. Miało kształt wspólny wszystkim miastom, także i temu, zawierało ambesed, z którego rządziła i wydawała rozkazy eistaa. Zawierało hanalè z samcami zapewniającymi przetrwanie miasta dzięki temu, że szły na plaże. Oto czym jest prawdziwe miasto — zdolnym do życia społeczeństwem. Nadal dostrzegam waszą niewiedzę. Zdolne do życia jest takie społeczeństwo, które rozwija się, rośnie i nigdy nie ginie.
Ambalasei rozejrzała się wokół i dostrzegła niezadowolenie milczących słuchaczek.
— A co mamy tutaj? Martwe społeczeństwo. Miasto żyjące tylko wtedy, gdy mu rozkazuję, a umrze, gdy je opuszczę. I system martwych wierzeń, bo słowa Ugenenapsy zginą wraz z waszą śmiercią. Może i słusznie nazywają was Córami Śmierci. Umrzecie, a słowa Ugunenapsy umrą wraz z wami. Zaczynam myśleć, że nie byłoby to takie złe.
Kiwnęła z uznaniem na widok ich otwartych ust, mimowolne ruchy ciał okazywały niechęć i sprzeciw.
— Teraz — powiedziała, napawając się trochę spodziewaną przyjemnością — teraz, gdy zwróciłam już waszą uwagę na najważniejsze sprawy, nadeszła pora byście przemówiły.
Nastąpiło machanie kończynami i krzyki proszące o uwagę. Ustały dopiero wtedy, gdy Enge wyraziła konieczność mówienia. Wskazała z uznaniem na Ambalasei.
— Zamiast gniewać się na mądrą Ambalasei, powinnyśmy wyrazić jej wdzięczność, bo widzi wszystko i wie wszystko. Czy zabijacie tę, która przynosi wam złe wiadomości? Czy tego uczyła nas Ugunenapsa? Podziękujmy Ambalasei za wskazanie prawdy naszego istnienia, rzeczywistości naszego życia. Problem można rozwiązać dopiero po jego dostrzeżeniu. Teraz możemy wytężać cały swój rozum, by go rozwikłać. Musimy szukać sensu słów Ugunenapsy, bo na pewno jest w nich odpowiedź. Bo inaczej umrzemy, jak to powiedziała Ambalasei. — Uniosła wysoko kciuk. — Ten problem ma dwie strony. Obie są puste i musimy je wypełnić. Stoimy w jednej pustce, w ambesed. Nie będziemy miały eistai — ale musimy stworzyć w mieście jakiś ład, ład reprezentowany przez ambesed. Ten problem musi zostać rozwiązany w pierwszej kolejności. Dopiero potem będziemy mogły zająć się pustym hanalè. Porządkując myśli, uporządkujemy nasze życie. Porządkując życie, uporządkujemy miasto, wprowadzimy w nim ład. Wtedy dopiero zastanowimy się nad zapewnieniem jego ciągłości. Ambalasei ma rację. Co tu mamy? Miasto doskonale harmonijne — i doskonale martwe. Zestarzejemy się i pomrzemy, jedna po drugiej, zostawiając po sobie jedynie pustkę. Pomyślcie o tym.
Słuchające Yilanè wzdrygnęły się z bólu, jedynie Ambalasei przytaknęła ponuro. Córy Życia siedziały cicho jak śmierć. Oczywiście, z wyjątkiem Far‹. Głos jej drżał z emocji, napięcie zakłócało ruchy. Nie powstrzymało to jej przed mówieniem.
— Słyszałam twe słowa, Enge, zbłądziłeś. Ambalasei może i jest uczoną, ale nie wyznaje nauk Ugunenapsy. To jej błąd i ułomność. Teraz zmyliła nas, mówiąc o eistai i rządach. Odrzuciłyśmy to, dlatego tu przybyłyśmy. Słuchałyśmy pokrętnych myśli Ambalasei i zapomniałyśmy o Ugunenapsie. O jej trzeciej zasadzie. Efeneleiaa, Duch Życia, jest wielką eistaą miasta życia, w którym wszystkie mieszkamy. Musimy o tym pamiętać i odrzucić okrutne miasto Ambalasei z jego ambesed i prymitywnym hanalè. Zmyliła nas, mówiąc o tych sprawach. Musimy odwrócić się do niej plecami, a twarzą do Ugunenapsy i pójść za jej wskazówkami. Musimy opuścić to ambesed i zamknęć jego drzwi, jak i zapuścić pnącza na wejście do hanalè, bo pomieszczenia te nie będą nam już potrzebne. Jeśli to miasto jest dla nas nieodpowiednie, musimy je porzucić. Idźmy na plaże, do puszczy, żyjmy swobodnie jak Sorogetso. Nie potrzebujemy eistai, nie potrzebujemy więzionych samców. Pójdziemy na brzeg, na który wychodzą z fal młode efenburu. Porozmawiamy z fargi mokrymi jeszcze od morskich wód, poprowadzimy je do światła i życia, jakie prowadzimy pod przewodnictwem Ugunenapsy…
Umilkła wstrząśnięta, bo Ambalasei wydała najmniej grzeczny z wszystkich dźwięków, wypowiedziała tak brutalne słowa, jakich żadna z nich nigdy nie słyszała, poruszyła kończynami w najbardziej obraźliwy sposób.
— Twe myśli są jak odchody tysiąca gigantycznych nenitesków, jedna kupa gnoju, która wypełniłaby całe ambesed — grzmiała uczona. — Kazałam ci myśleć, a nie objawiać swą wielką jak świat głupotę. Opuścić miasto? Proszę bardzo — niech was zje pierwszy napotkany drapieżnik. Przywitać na brzegu wyłaniające się z morza fargi? Zróbcie to — ale będziecie musiały długo czekać, ponieważ najbliższe plaże narodzin znajdują się po drugiej stronie oceanu.
Powoli spoglądała na twarze każdej z Cór, wyginając ciało w pogardliwy hak, z gniewu żłobiąc pazurami wielkie bruzdy.
— Opuszczam was teraz, bo nie chcę wysłuchiwać dalszych bzdur. Porozmawiajcie ze sobą po moim odejściu. To wasze miasto, wasze życie. Zdecydujecie, co z nimi zrobicie. Będziecie na to miały mnóstwo czasu, bo wypływam uruketo na wyprawę badawczą w górę wielkiej rzeki. Chcę także polepszyć me zdrowie, zniszczone przez wasze Córy Rozpaczy. Elem, poprowadzisz dla mnie uruketo czy będę musiała sama się tym zająć?