Выбрать главу

— Odkrycie całkowicie zgodne z przewidywaniami Ambalasei — powiedziała.

— Świetnie. Na podstawie zarysów lądu i układu dorzecza wywnioskowałam, że musi tam być jezioro.

— Ciepłe, pełne ryb, otoczone nasłonecznionymi plażami.

— Nie zamieszkane?

— Pełno tam różnych istot. Brak tylko Sorogetso.

— To też przewidziałam, podobnie jak w innych miejscach. Ze wszystkich zbadanych przez nas jezior to leży najbliżej miasta. Muszę, choć niechętnie, wyciągnąć z tego wniosek, że jest tylko ta jedna, odkryta przeze mnie grupka Sorogetso. Na pewno nie ma ich więcej nad tą rzeką. Czy wiesz, co to oznacza?

— Niepojmowanie-prośba o wyjaśnienie.

— Oznacza to, oddana Setèssei, że nasze Sorogetso nie pochodzą z tego wybrzeża. Jak przypuszczałam, zostały tu przywiezione i zostawione. Jedyna kolonia, owoc ponurych eksperymentów nieznanej uczonej. Czy znalazłaś coś jeszcze godnego uwagi?

— Ciekawy okaz, bezpióre-bezwłose latające stworzenie, i jeszcze jeden, być może przydatny.

Członkinie załogi wyszły już z rzeki i Setèssei rozkazała im przynieść porzucone pakunki. Otworzyła jeden i wyjęła ciało małej jaszczurki z dziobem, nie dłuższej niż jej ręka. Ambalasei obejrzała ją z zaciekawieniem, rozciągnęła długi ogon.

— Zwinna, na pewno chodzi na czterech łapach, choć w czasie ucieczki biega tylko na tylnych. Mając ostry dziób, może jeść wszystko, nawet gałązki i twarde liście.

— Smakuje dobrze. Siedziały w gniazdach w poszyciu. Przyznanie niechęci do monotonnej diety. Miałam już dość konserwowanego mięsa. Zabiłam dwie, zjadłam jedną…

— Wyłącznie dla dobra nauki.

— Wyłącznie. Doszłam do wniosku, że skoro ma dobre mięso, to warto nazbierać jaj.

— I oczywiście nazbierałaś. Stajesz się prawdziwą uczoną, Setèssei. Nowe źródło żywności to zawsze cenne odkrycie. Mnie też węgorze zaczynają już nudzić.

Badając okaz, Ambalasei nieświadomie uniosła wargi, ukazując zęby, i otworzyła usta. Zamknęła je zaraz, musiała zachować ciało nienaruszone do sekcji.

— Ze względu na dziób nazwę ją naeb. Pokaż mi teraz, co jeszcze przyniosłaś.

Ambalasei ciągłe zadziwiało bogactwo nowych gatunków tego kontynentu. Nie było to niespodzianką, lecz mimo to dawało jej ogromną przyjemność. Chrząszcz większy od jej dłoni, małe ustuzou, motyle, zdumiewająca mieszanina.

— Bardzo ciekawe. Wsadź je do pojemników konserwujących, już za długo są na powietrzu. Po powrocie czeka nas mnóstwo odkryć. Niestety, nastąpi to już szybko.

Setèssei dojrzała w tych słowach akcenty przygnębienia z powodu Cór i szybko poszła po wodo-owoc chłodzący się w rzece. Ambalasei napiła się chętnie, lecz nie porzuciła ponurych przewidywań.

— Kończą się badania i radości; zbliża denerwująca chwila. Unikałam myśli o tym, co zastaniemy po powrocie. Teraz sobie na to pozwalam, bo wracamy, gdy tylko przypłynie uruketo.

— Dobro nauki, badania nie dokończone — rzuciła Setèssei kusząco. Ambalasei odrzuciła z żalem ten pomysł.

— Nic nie sprawiłoby mi większej przyjemności niż kontynuacja naukowych poszukiwań. Boję się jednak o wyhodowane przeze mnie miasto, pozostawiłam je w całkowicie nieodpowiedzialnych rękach. Ukazałam im rzeczywistość i odpłnęłam, by podczas mej nieobecności mogły same rozwiązać swe problemy. Jak sądzisz, czy to zrobiły? Racja, to mało prawdopodobne. Moje oczy ślepną na starość, czy też uruketo powraca?

— Wzrok wielkiej Ambalasei jest równie dobry jak młodej fargi. Powraca.

— Znakomicie. Przygotuj nasze okazy, by można je było załadować jeszcze przed zmrokiem. Liczyłam dni i obserwowałam drogę. Teraz popłyniemy w dół rzeki. Jeśli wyruszymy o świcie, znajdziemy się w Ambalasokei jeszcze przed nocą.

— Jesteśmy tak blisko?

— Nie, to rzeka płynie tak szybko.

Wykorzystując swe stanowisko, Ambalasei odpoczywała, gdy pozostałe Yilanè pracowały nad preparowaniem okazów. Enteesenaty gnały do brzegu, wyskakując wysoko nad wodę. Były pięknymi, mądrymi stworzeniami, radość brała na ich widok. Z tyłu sunęło uruketo, coraz wolniej, aż zatrzymało się z pyskiem na brzegu. Elem zeszła z wysokiej płetwy, by pomóc Ambalasei we wsiadaniu. Dziób zwierzęcia był oślizły i z trudem się po nim wspięła. Odpoczęła chwilę na szerokim grzbiecie, nim ruszyła na wierzchołek płetwy.

— Zwierzę nakarmione?

— Aż za bardzo. Enteesenaty natrafiły na wiele węgorzy, mniejszych od łapanych przez nas, lecz dostatecznie dużych. Chyba smakowały uruketo.

— Czy rozumiesz już sygnały dawane przez to bezmózgie stworzenie?

— Uczymy się dzięki długiej obserwacji i obcowaniu. Daje to nam wiele radości, czasem ją czuję…

Elem przerwała zmieszana, okazała przeprosimy, jej piersi stały się najpierw pomarańczowe, a potem czerwone. Ambalasei wyraziła wybaczenie-zrozumienie.

— Przepełniają cię radości dowodzenia-pojmowania. To mnie nie uraża. Zauważyłam, że po wielu dniach spędzonych przez nas poza miastem po raz pierwszy ci się to wymknęło, po raz pierwszy o mało co nie powiedziałaś w mojej obecności nie wypowiadanego słowa. Wymień teraz głośno to imię. Ugunenapsa!

— Dziękuję, cieszę się, że je słyszę…

— Ja nie. Wymówiłam je tylko po to, by przyzwyczaić uszy do jego nieprzyjemnego brzmienia. Ugunenapsa. Jakże drażni zakończenia nerwów. Odpływamy rano, w ciągu jednego dnia osiągniemy miasto. Dlatego pozwoliłam na to imię. Niewielka to przykrość w porównaniu z tym, co usłyszę jutro.

— Może wszystko się uda — westchnęła Elem z radością. Ambalasei odpowiedziała jej niegrzecznie:

— Naprawdę tak myślisz, znając dobrze inne Córy?

Elem miała dość rozumu, by na to nie odpowiadać. Poprosiła w zamian o zezwolenie na wniesienie ładunku. Pobudzona gniewem Ambalasei znalazła w sobie dość sił, by wspiąć się na płetwę i zejść do chłodnego wnętrza uruketo. Zasnęła natychmiast, wiedząc, iż następnego dnia musi być całkowicie wypoczęta. Obudziły ją natarczywe nawoływania Setèssei.

— Widać już miasto, wielka Ambalasei. Pomyślałam, że może zechcesz się przygotować na przybycie. Może namalować ci na ramionach wzory siły i zwycięstwa?

— Szkoda farby na te stworzenia. Przynieś mięsa, bym miała siły wysłuchiwać ich głupot.

Musiano spostrzec uruketo, bo w basenie czekała na nich Enge. Ambalasei wyraziła jej swe uznanie.

— Wie, że dobrze znoszę jej obecność, oszczędziła mi też na razie widoku swych kłótliwych towarzyszek. Setèssei, zabierz okazy do laboratorium. Dołączę do ciebie, gdy tylko usłyszę, co się tu działo podczas mej nieobecności. Mam nadzieję, że wszystko co najlepsze, lecz spodziewam się najgorszego.

Ambalasei zeszła na nabrzeże, dysząc ciężko i stękając. Enge powitała ją serdecznie, wyrażając przy tym radość.

— Jesteś taka szczęśliwa, bo wróciłam bezpiecznie, czy też masz dobre wieści?

— Z obu powodów, wielka Ambalasei. Długie ślęczenie nad Ośmioma Zasadami Ugunenapsy doprowadziło mnie nieomylnie do siódmej spośród nich. Mówiąc ci, że odpowiedź na nasze problemy kryje się w słowach Ugunenapsy, wierzyłam w to szczerze. Są jednak nadal pewne wątpliwości…

— Zlituj się, Enge. Wystarczą same wyniki, nie musisz przedstawiać szczegółów rozumowania. Naprawdę zawiadamiasz mnie, że podczas mej nieobecności wykorzystałyście zasady filozofii do rozwiązania swych problemów? Jeśli tak, to natychmiast stanę w rzędzie Cór?