Ambalasei nie dostrzegła drogi wyjścia z dobrze zastawionej pułapki. Chrząknęła i usiadła na ogonie.
— Pora czegoś posłuchać, bo trochę się zmęczyłam. Krótko. Satsat wspięła się na jeden z pojemników z enzymem, skąd mogła być dobrze widziana, i zaczęła mówić na znak Enge.
— Ósma, ostatnia z zasad wiodących nas w życie, odkąd przyjęłyśmy słowa Ugunenapsy. Mówi ona, że Córy Życia zobowiązane są pomagać innym w poznawaniu ducha życia, odkrywania w ten sposób prawdy o sposobie życia. Pomyślcie o znaczeniu tego bardzo krótkiego, lecz i bardzo jasnego stwierdzenia. Jako znające Drogę, musimy wspierać inne w nauczeniu się jej i zrozumieniu, w świadomym podążaniu śladami ducha życia. Natychmiast jednak po przyjęciu tej prawdy pojawią się dwa ogromnie ważne pytania. Pierwsze — jak można tego dokonać wobec tych, które grożą nam śmiercią za objawiane prawdy? Drugie — jak możemy podtrzymywać czczony przez nas pokój i harmonię, skoro żyjemy tylko dzięki zadawaniu śmierci? Czy mamy przestać jeść, by w ten sposób powstrzymać zabijanie?
Przerwała, gdy Ambalasei wstała, podeszła do wanny i włożyła do ust wyjęty stamtąd kawałek ryby.
— Opróżnijcie ją do zmroku. Wdzięczność za informację o ósmej zasadzie, konieczność odejścia.
— Dziękuję ci za wysłuchanie, Ambalasei. Może pragniesz poznać moje objaśnienia…
— Odpowiem krótko. Nie. Zrozumiałam już wszystkie Osiem Zasad, podziwiam zastosowanie siódmej, teraz odchodzę. — Odwróciła się i kiwnęła na Enge, by poszła z nią.
— Jestem zadowolona. Pomimo swej skłonności do dyskusji twoje Córy wykonują teraz prace fargi. Muszę na kilka dni udać się w górę rzeki i bardzo się cieszę, że podczas mej nieobecności miastu nic nie zagraża.
— To Ambalasokei, miasto Ambalasei. Tchnęłaś w nie życie — i w nas. Radujemy się rozszerzaniem-rozwijaniem tego daru.
— Dobrze powiedziane. Widzę moją asystentkę Setèssei czekającą na uruketo. Odpływamy natychmiast. Już teraz cieszę się na inne cuda organizaji, jakie ujrzę po powrocie.
Setèssei odłożyła duże naczynie, by pomóc Ambalasei wspiąć się na szeroki grzbiet uruketo, potem dała znak stojącej na płetwie Elem.
— Przekazałaś jej wszystko? — spytała uczona.
— Tak jak poleciłaś. Popłyniemy najpierw do plaży blisko jeziora, gdzie jedna z członkiń załogi czeka już w łódce.
— Czy lepiej wyszkolonej niż ta ostatnia?
— Zwierzę jest to samo, lecz teraz znacznie bardzej posłuszne.
Droga była krótka, a przedostanie się łódką na brzeg dużo łatwiejsze, niż przypuszczała Ambalasei. Chrząknęła po zejściu na plażę i przywołała Setèssei.
— Weź to pudełko i chodź ze mną. Załoga poczeka w łodzi na nasz powrót.
Szły znajomą ścieżką w stronę wyspy na dopływie wielkiej rzeki, zamieszkiwanej przez Sorogetso. Gdy podeszły do kładki z pnia, ujrzały, że ktoś się nią zbliża.
— Tu zaczynamy — powiedziała Ambalasei. — Otwórz naczynie.
Z troską i posłuszeństwem w ruchach Setèssei postawiła pojemnik za ziemi i otworzyła. Wręczyła następnie Ambalasei wyjęty ze środka hèsotsan.
— Niepewność i strach — przekazała.
— Ja za to odpowiadam — odparła Ambalasei z ponurym przekonaniem. — Stanie się to. Nie ma innego sposobu.
Mała Sorogetso, Morawees, podeszła ufnie naprzód, nigdy dotąd nie widziała broni.
Zatrzymała się i uczyniła gest przywitania.
Ambalasei uniosła broń i starannie wycelowała. Potem strzeliła.
Sorogetso stanęła i upadła, legła nieruchomo na ziemi.
ROZDZIAŁ X
— Za tobą! — ostrzegła Setèssei. — Atakuje!
Ambalasei odwróciła się i ujrzała pędzącego ku niej, krzyczącego wściekle samca. Hèsotsan jest celny jedynie na małą odległość, więc uczona czekała spokojnie, aż napastnik niemal na nią wpadnie. Wtedy broń świsnęła i samiec upadł w krzaki.
— Czy to Eeasassiwi? — zapytała. Setèssei podskoczyła do ciała i odwróciła je, by móc spojrzeć na twarz.
— Tak.
— Dobrze. Poszukajmy reszty. Nikt nie może uciec.
— Bardzo się boję.
— A ja wcale. Mówisz jak silna-uczona czy jak słaba-fargi?
— Lękam się wpływu na ich metabolizm. Nie mamy pewności.
— Mamy. Widziałaś przecież, że jednej z nich odrosła noga z zalążka Yilanè. Dowiodłam tym podobieństwa genetycznego, jak też skuteczności i niezawodności lekarstwa. Czy nie wstrzyknęłam go tobie, gdy zgłosiłaś się na ochotnika?
— Ochotnika z musu — by powstrzymać cię przed zaaplikowaniem go sobie.
— Dla rozwoju nauki żadna ofiara nie jest zbyt wielka. Wyzdrowiałaś, to i one wyzdrowieją. Ta broń zawiera przekształcony gruczoł, tak iż będą nieprzytomne, lecz nie umrą. Po dodaniu następnego środka przyjdą do siebie, tak jak i ty. Bierz teraz naczynie i ruszaj, by bez ociągań wykonać zadanie.
Nim doszły do wyspy, spotkały i uśpiły jeszcze dwie Sorogetso. Przekroczyły pień-kładkę i zagłębiły się między drzewa dalej niż kiedykolwiek dotąd, strzelając do wszystkich, które napotkały. Nie było przed nimi ucieczki. Ambalasei zatrzymała się na chwilę, by załadować broń nowymi strzałkami, potem ruszyły dalej. Po raz pierwszy wkroczyły do obszaru bronionego do tej pory przez Sorogetso. Odnalazły drugi pień-kładkę, o jakim nie miały pojęcia, przebyły go i weszły na dobrze widoczną ścieżkę. Zasłonięte przez drzewa przyglądały się bardzo ciekawej scenie na piaszczystej plaży.
W ciepłej wodzie leżał zanurzony gruby samiec, tylko jego głowa spoczywała na piasku. Obok siedziała mniejsza samica, trzymając zwinięty liść wypełniony srebrzystymi rybkami. To na pewno plaża narodzin, widzę opiekunkę troszczącą się o nieprzytomnego, niosącego jaja samca. Z małą różnicą. Gdy samiec skończył powoli żuć swą porcję, otworzył oczy i wysunął z wody jedną rękę.
— Jeszcze — powiedział.
Setèssei wyraziła zdziwienie-zmieszanie. Nawet Ambalasei cofnęła się w zapierającym dech wstrząsie. To niemożliwe — a jednak prawdziwe. Setèssei przyglądała się jej ze strachem.
— Coś bardzo ważnego! — zawołała. — Czy Ambalasei potrzebuje pomocy-wsparcia?
Uczona szybko doszła do siebie.
— Spokojnie, głupia. Wykorzystuj swój umysł, a nie oczy. Czy rozumiesz znaczenie tego, co widzisz? Wyjaśnia to wszystkie zagadki biologii Sorogetso. Siłę samców i ich pozorną równość z samicami. Masz to tu, przed oczyma. Rozwój naturalny? Bardzo wątpię. Potwierdzają się teraz moje podejrzenia o potajemnych badaniach jakiejś uczonej. Naturalna mutacja nie mogłaby dać takich właśnie wyników.
— Pokorna prośba o wyjaśnienie.
— Pomyśl sama. Samiec jest przytomny. Oznacza to przedłużenie życia wszystkich samców. Przypomnij sobie, jeśli w ogóle o tym wiesz, że ze względu na trudności wyjścia ze stanu śpiączki przeciętnie co trzeci samiec umiera po narodzinach młodych. Teraz to nie jest konieczne, nie jest…
Ambalasei sama zastygła w bezruchu, pogrążyła w zamyśleniu, rozważała wszystkie ograniczenia i możliwości nowej sytuacji. Ocknęła się dopiero na widok ruchu, zobaczyła, że opiekunka podała już wszystkie rybki i odeszła. Gdy pokonała plażę i wkroczyła między drzewa, Ambalasei strzeliła do niej. Z wody dobiegły ją niespokojne pytania, które wkrótce umilkły.
— Uwaga na polecenie — powiedziała uczona. — Zostaw tu pojemnik, wrócisz po niego później. Pamiętaj, że gdy tylko strzelę do samca, musisz szybko podbiec i nie pozwolić mu zanurzyć głowy w wodzie. Nie może utonąć. Idziemy.