— Czerpię siły i przyjemności ze służenia tobie; nie potrzebuję służyć innym.
— A jeśli eistaa każe ci umrzeć — czy posłuchasz?
— Która? Mieszkałyśmy w wielu miastach. Moim miastem jest służba tobie, dlatego ty jesteś mą eistaa.
— Jeśli tak, będziesz żyła zawsze, bo nikomu nie każę umrzeć. Choć przy tych Córach… Mocno mnie to kusi. Teraz rozwiń poprzednie stwierdzenie. Gaje potrzebują użyźnienia, złagodzenia-skutków-przedwczesnego-zakończenia. Córy?
— Ambalasei wie wszystko, widzi przez kamień. Dwa razy prosiłam o pomoc, dwa razy zwlekano z jej udzieleniem.
— Nie będzie trzeciego razu — stwierdziła Ambalasei z kontrolerami pewności. Wstała z trudem, a gdy się prostowała, coś trzasnęło jej w kręgosłupie. — Osłabienie narasta, praca na tym cierpi.
Wracały dróżką przez gaj, świadome, że obserwują je ukryci Sorogetso. Przed nimi migała czasem jakaś postać, a gdy znalazły się nad brzegiem, zastały już tam ustawioną przez Ichikchee ruchomą kłodę. Opuściła wzrok i odwróciła się, gdy Ambalasei uniosła dłoń ukazując, jak zmieniają się jej barwy w podziękowaniu od zieleni do czerwieni.
— Wyraża swą wdzięczność — powiedziała Ambalasei. — Pracą odwzajemnia się za pomoc. To proste stworzenia, choć pod wieloma względami złożone. Potrzebują dalszych badań.
Przeszła po ruchomej kłodzie na drugi brzeg i wskazała na strumień, który przebyła.
— Węgorz — pokazała i wyciągnęła rękę. — Czy zastanawiałaś się, Setèssei, dlaczego na ich wyspę chodzimy po drzewie zamiast pokonywać płytką wodę?
— Nie zaciekawiło mnie to.
— Mnie ciekawi wszystko, dlatego wszystko wiem. Wykorzystałam swą wielką inteligencję i rozwiązałam tę małą tajemnicę.
Wrzuciła kawałek mięsa do strumienia, a woda zawrzała od nagłych ruchów.
— Małe, liczne drapieżne rybki. Żywa zapora. Ten nowy kontynent jest pełen cudów. Po południu będę się wygrzewała w ambesed. Przyślij tam do mnie Enge.
Setèssei ruszyła przodem z pojemnikiem, kiwając głową podczas marszu. Ambalasei ujrzała, że ma szarą, poszarpaną z boku pierś. Tak szybko? Pamiętała dobrze młodą fargi pragnącą zostać Yilanè, słuchającą i zapamiętującą, która w końcu stała się jej niezastąpioną pomocnicą. Wszystkie te lata cierpliwej pracy, kiedy to Ambalasei poznawała tajemnice świata. Końcem tego jest nowe miasto z krnąbrnymi mieszkankami. Może nadeszła pora wyjazdu, a na pewno czas już zapisać dokładnie wszystkie odkrycia. Jeszcze nie narodzone uczone Yilanè będą podziwiać z lękiem zakres odkrytej wiedzy. Żyjące teraz poczernieją na twarzach i pomrą z zawiści. Miła myśl.
Korzeń nagrzanego od słońca drzewa wspierał wygodnie plecy Ambalasei, jeszcze cieplej jej było w oświetloną klatką piersiową. Oczy miała zamknięte, szeroko otwarte usta chłonęły ciepło kojące jej bolące mięśnie. Poszukiwanie wiedzy jest nie kończącą się przyjemnością, lecz bardzo męczy. Jej rozmyślania przerwał głos proszący o uwagę. Otworzyła jedno oko i zmrużyła je, chroniąc przed blaskiem.
— To ty, Enge.
— Słyszałam, że chcesz się ze mną zobaczyć.
— Jestem niezadowolona. Coś trzeba zrobić. Twe Córy Mozołu mozolą się coraz mniej z każdym dniem. Wiesz o tym?
— Wiem. To moja wina. Wynikła z mojej niemożności odpowiedniego rozwiązania naszego problemu. Pracuję rozpaczliwie nad koniecznym opanowaniem zasad Ugunenapsy. Wiem, że rozwiązanie naszych kłopotów tkwi tuż przed mymi oczami — lecz nadal nie mogę go dostrzec.
— Mylisz teorię z rzeczywistością. Jedna istnieje, druga może istnieć.
— Nie dla nas, wielka Ambalasei, wiesz o tym lepiej niż ktokolwiek inny. — Oczy Enge pałały żarliwością, gdy siadała wygodnie na ogonie; Ambalasei westchnęła. — Udowodniono prawdziwość stów Ugunenapsy. Gdy eistaa rozkazuje swej Yilanè umierać — ta umiera. My nie.
— Łatwo to wytłumaczyć. Zakończyłam nad tym badania. Żyjecie, bo wasze podwzgórze nie zostało pobudzone. To wszystko.
— Brak wiedzy, prośba o wyjaśnienie.
— Pragnęłabym, aby reszta twych Cór Roztargnienia była również żądna wyjaśnień. Słuchaj więc i zapamiętuj. Tak jak rozwijamy się od jaja do oceanu, od fargi do Yilanè, tak i nasz gatunek rozwijał się od dawnej postaci do dzisiejszej. Nasze zęby świadczą, że kiedyś jadałyśmy mięczaki, bo są do tego przystosowane. Nim miałyśmy miasta, nim zapewniłyśmy sobie ciągłe dostawy żywności i ochronę przed surowością życia, w naszym przetrwaniu dużą rolę odgrywała hibernacja.
— Przyznanie jeszcze większej niewiedzy. Czy jadałyśmy tę hibernację?
Ambalasei kłapnęła w gniewie zębami.
— Słuchaj uważniej. Hibernacja to stan odrętwienia ciała, coś pośredniego między snem a śmiercią, kiedy to wielkiemu spowolnieniu ulegają wszystkie funkcje życiowe. Jej podstawą jest reakcja hormonalna wywoływana przez prolaktynę. Zwykle reguluje ona nasz metabolizm i zachowanie seksualne. Jednakże nadmiar prolaktyny przeciąża podwzgórze i powoduje zachwianie równowagi hormonalnej kończące się śmiercią. To czynnik przetrwania.
— Przetrwania — choć kończy się śmiercią?
— Tak. Śmiercią osobniczą ułatwiającą przetrwanie grupy. Inna forma altruistycznego genu zgubna dla jednostki, lecz bardzo przydatna dla gatunku. Panowanie eistai zapewnia ciągłość porządku społecznego. Błądzące osobniczki umierają po otrzymaniu takiego rozkazu. W zasadzie zabijają się same. Wierzą, że zginą — dlatego giną. Strach wywołany bliskością śmierci wyzwala prolaktynę. Osobnik umiera. Samospełniające się proroctwo. Enge była przejęta zgrozą.
— Mądra Ambalasei — twierdzisz więc, że wielkie dzieło Ugunenapsy to jedynie umiejętność zapanowania nad reakcją fizjologiczną?
— To tyś powiedziała, a nie ja — odparła Ambalasei z wielkim zadowoleniem. Enge milczała długo, zatopiona w rozmyślaniach. Potem poruszyła się i uczyniła gest zgody-wdzięczności.
— Twa mądrość, Ambalasei, nie zna granic. Ukazujesz prawdę fizyczną, która zmusza mnie do zwątpienia, skłania do rozważenia znanych mi prawd, znalezienia odpowiedzi wzmacniającej owe prawdy. Oto ta odpowiedź, wyrażona jasno i tylko czekająca na wytłumaczenie. Cała mądrość Ugunenapsy zawarta jest w jej ośmiu Zasadach.
— Oszczędź mi ich! Czy grozisz mi wysłuchaniem wszystkich?
— To nie groźba, lecz ukazanie. W jednej mieszczą się wszystkie. W pierwszej i najważniejszej. To największe odkrycie Ugunenapsy, z niego wypływają wszystkie inne. Powiedziała, że pochodziła z jej najgłębszej intuicji. Poznała ją jako objawienie, coś długo zapomnianego i nagle odkrytego, prawdę, której nie można zapomnieć po poznaniu. Oto ona: „Nasze życie tkwi pomiędzy kciukami Efeneleiai, Ducha Życia”.
— Rozum mi zdrętwiał! Cóż to za nonsens?
— Prawda. Uznając istnienie Efeneleiai przyjmujemy życie i odrzucamy śmierć. Eistaa nie ma nad nami władzy, ponieważ jesteśmy cząstką Efeneleiai, a Efeneleiaa jest cząstką nas.
— Dość! — ryknęła Ambalasei. — Porzuć wydumane teorie dla bardziej przyziemnych rozważań. Twoje Córy z każdym dniem pracują coraz mniej, na czym cierpi miasto. Co zamierzasz z tym zrobić?
— Zamierzam wgłębić się bardziej w Osiem Zasad Ugunenapsy, ponieważ ty, Ambalasei, ukazałaś mi, że w nich tkwi rozwiązanie naszych kłopotów.
— Naprawdę? Mam nadzieję. Ale radzę ci wgłębiać się szybciej, ponieważ nawet moja szeroko znana cierpliwość ma swoje granice. Beze mnie miasto zginie, a wasze nie kończące się spory zaczynają mnie nużyć. Rozwiążcie je wreszcie!