Выбрать главу

Dex uśmiechnął się do ojca radośnie.

— Nie bądź tępakiem, tato. Chcę się znaleźć w następnej wyprawie na Marsa.

Ojciec spojrzał na niego chłodno.

— Kiedy masz zamiar zacząć przynosić pieniądze rodzinie, zamiast wydawać je na prawo i lewo?

Sprowokowany, a zarazem chcący zadowolić ojca i zdobyć jego poparcie, Dex rzucił:

— Możemy zarabiać pieniądze na Marsie.

Ojciec utkwił w Dexie pełne niedowierzania spojrzenie chłodnych jak obsydian oczu.

— Naprawdę moglibyśmy — brnął Dex, usiłując znaleźć coś, co mogłoby przekonać staruszka. — Poza tym rozsławilibyśmy nasze nazwisko, tato. Człowiek, który poprowadził powtórną ekspedycją na Marsa. To byłby twój pomnik.

Darryl C. Trumball wydawał się nieporuszony pomysłem pomnika. Ałe zapytał:

— Naprawdę sądzisz, że moglibyśmy zarobić na Marsie? Dex skinął głową z zapałem.

— Oczywiście.

— Jak?

To wtedy Dex wpadł na pomysł finansowania ekspedycji z funduszy prywatnych. Oczywiście, do kapelusza trafiło też niemało pieniędzy podatników. Kiedy jednak już raz Dex pozyskał zainteresowanie i zapał nastawionego na zyski ojca, finansowanie drugiej wyprawy na Marsa zapewniono głównie ze źródeł prywatnych.

Dex uparł się, żeby ekspedycja przyniosła zysk. Chciał zasłużyć na pochwałę ojca, choć ten jeden raz. A potem mógł staremu powiedzieć: niech cię trafi szlag i obyś zdechł.

Soi 8: Poranek

— Wioska na klifie — powtórzył Jamie.

Z uśmiechem wtajemniczonego, Dex mówił dalej:

— Jasne. Ty chcesz szukać wioski na klifie, którą twoim zdaniem widziałeś, ja chcę szukać Pathfmdera. Ty mnie podrapiesz po plecach, a ja ciebie.

Jamie spojrzał na Stacy Dezhurovą, siedzącą obok niego w fotelu pilota. Łazik stał prawie na dole pochyłości. Poranne słońce sięgało dna kanionu rozpraszając mgłę.

— Słyszałam o twoich wioskach na klifie — powiedziała Trudy Hali zza Jamiego, bardzo cicho, jakby to był niebezpieczny temat.

— Jest tylko jedna — poprawił ją Jamie. — I nie jest moja.

— Ale tylko ty wierzysz w ten artefakt — podkreślił Trumball.

— Tego nic ma w planie misji — rzekła Hali, nadal cichym, wystraszonym głosem.

— Plan misji jest bardzo elastyczny — odparł Jamie.

— Wystarczająco elastyczny, żeby wyciągnąć stary łazik i znaleźć Pathfindera — podsunął Trumball.

— Może.

— Czemu nic? Możemy wyciągnąć stary złom w drodze powrotnej.

Jamie skinął powoli głową, przez którą przebiegały mu tysiące myśli. To ja jestem dyrektorem misji, powtarzał sobie. Mogę zarządzić wyprawę na klif, jeśli będę miał taką ochotę. Nie potrzebuję jego zgody czy nawet poparcia. Nie muszę mu pozwalać na szaleńcze wyprawy za Pathfinderem. Nie muszę go przekupywać, żebym mógł robić, co zechcę.

Usłyszał jednak, jak mówi:

— Jak będziemy wracać, zatrzymamy się i obejrzymy stary łazik.

— Świetnie!

— To nie znaczy, że zrobimy coś jeszcze — ostrzegł Jamie. — Zgadzam się z tobą tylko co do tego, że powinniśmy sprawdzić, czy nadaje się do użytku.

— Będzie się nadawał.

— Bo ty tak chcesz?

— Bo tak będzie — odparł Dex, pewien jak mały chłopiec, który nadal wierzy w świętego Mikołaja.

Przez trzy dni Trudy Hali badała porosty żyjące pod powierzchnią skał u stóp klifów kanionu. Trzy dni i trzy noce.

Celem Hali było zbadanie organizmów w ich naturalnym środowisku, zwłaszcza cykli dziennych. Chcąc to osiągnąć, nie mogła zakłócać ich naturalnego bytowania, więc korzystała głównie ze zdalnych czujników. Robiła zdjęcia, rejestrowała przez cały czas zewnętrzną i wewnętrzną temperaturę skał, pobierała próbki marsjańskiego powietrza tuż obok porostów i ustawiała kamery na podczerwień rejestrujące przepływy ciepła ze skał, te które wpływały na porosty i które były dla nich obojętne.

Drugiego dnia zaczęła przeprowadzać bardziej bezpośrednie pomiary niektórych porostów: z pomocą Jamiego umieszczała próbniki w skale w celu mierzenia równowagi chemicznej.

Trumball tymczasem zbierał próbki skał, kopał płytkie dołki (wcale nie znajdując wiecznej zmarzliny) i rozpoczął kreślenie dokładnej mapy geologicznej terenu. Oczywiście ustawił też kilka stacji geologicznych wzdłuż starannie wytyczonej ścieżki wzdłuż klifu. Jamie pomagał mu. Dex poczynił kilka zgryźliwych uwag o dyrektorze misji robiącym za jego asystenta. Jamie nie skomentował ich.

— Musimy pobrać próbki z samego klifu — powiedział Jamiemu drugiego wieczora pobytu w Wielkim Kanionie. — I ustawić stacje na klifie.

Jamie skinął głową na zgodę. Znajdowali się w śluzie, odkurzając pył ze skafandrów za pomocą bezprzewodowych ręcznych odkurzaczy. Marsjański pył pachniał ostro ozonem, aż oczy łzawiły, jeśli się go od razu nic zmyło.

— Dalej nie ma wiecznej zmarzliny? — spytał Jamie, przekrzykując szum odkurzacza.

— Ani śladu. Musi być głębiej pod powierzchnią. Wiesz, tu jest parę stopni cieplej.

— Ale pomiary przepływów cieplnych…

— Tak, wiem — przerwał mu Trumball, pochylając się, by oczyścić buty. — Mniej ciepła napływa ze środka niż z góry.

— Ale nie ma wiecznej zmarzliny.

— Musi być głębiej. Jamie potrząsnął głową.

— To nie ma sensu. Jak te porosty mogą tu żyć, skoro z interioru nie napływa wystarczająca ilość ciepła, a woda jest daleko?

Trudy Hali, siedząc na pryczy z laptopem na wyciągniętych nogach, zawołała do nich.

— Po obiedzie wysłuchacie mojego wykładu, a potem odpowiem na wszystkie pytania. — Zrobiła śmieszną minę i dodała: — Przynajmniej na niektóre.

Improwizowany wykład Hali zaczął się, gdy w kuble wylądowały resztki obiadu, a ze stołu starto okruchy. Jamie wziął drugi kubek kawy i przysiadł na pryczy. Dex przysiadł obok niego z kubkiem soku owocowego. Górne prycze były złożone pod zakrzywionym sufitem. Stacy Dczhurova siedziała w kokpicie, sprawdzając układy diagnostyczne łazika, cowicczorny rytuał.

Hali położyła laptop na stole i użyła ekranu do pokazywania zdjęć i wykresów; pokazała, jak porosty pobierają energię z promieni słonecznych ogrzewających skały w podczas dnia:

— Bezpośrednio w słońcu temperatura wzrasta aż do dwunastu stopni Celsjusza.

— Więc nie są zależne od ciepła z interioru — rzekł Jamie.

— Ani trochę.

— To dlatego…

— Nie tylko — mówiła dalej. — One utrzymują temperaturę wyższą od temperatury otoczenia!

— Co?

Oczy płonęły jej z podniecenia. Hali opowiadała dalej:

— Skały, na których rosną porosty, są o sześć do dwunastu stopni cieplejsze niż skały bez porostów.

— Jak one to robią? — dopytywał się Trumball.

— Porosty przechowują ciepło, jakby były ciepłokrwiste!

— Ale to rośliny, nie zwierzęta — zaprotestował Jamie. Hali machnęła ręką.

— Nie chcę powiedzieć, że są rzeczywiście ciepłokrwiste, to jasne. Ale jakoś utrzymują temperaturę wyższą niż skały, na których nic nie ma. Przechowują ciepło! To niespotykane!

— Jesteś pewna?

— Jakie zimno potrafią znieść? — spytał Trumball. Hali wzruszyła ramionami.