— A co, bałeś się, że ucieknie? — spytała lekko Trudy Hali. Siedziała na fotelu obok Jamiego, Trumball siedział obok Dezhurovej.
Jamie postukał w konsolę łączności i na małym ekranie pojawiła się twarz Mistuo Fuchidy.
— Zbliżamy się do starego łazika — zameldował Jamie. — Zatrzymamy się i obejrzymy go.
— Zrozumiałem — odparł Fuchida.
— Jak tam w bazie?
Pochylając lekko głowę, biolog odparł:
— Rodriguez i Craig naprawiają świder. Vijay…
— Naprawiają świder? — przerwał mu Jamie. — Co się stało? Fuchida zamrugał gwałtownie.
— Linia hydrauliczna głowicy wiertniczej zamarzła w nocy. Opos sądzi, że padł elektryczny system ogrzewania.
— To coś poważnego?
Wzruszając lekko smukłymi ramionami, Fuchida odparł:
— Nie wiem. Opos chyba za bardzo się nie przejmuje. Jamie oparł się o fotel.
— Powiedz mu, żeby się ze mną skontaktował, dobrze?
— Dobrze. Chociaż to pewnie nastąpi dopiero wieczorem.
— W sam raz. Do tego czasu i tak pewnie będziemy na zewnątrz, sprawdzając stary łazik.
Fuchida skinął głową i rzekł:
— Dostaliśmy ze sześć wiadomości z Bostonu z dopytywaniem się o system VR.
— Bez względu na to, co mu jest — powiedział Dex — nie poradzę sobie z tym tutaj. Musi poczekać, aż wrócimy do kopuły.
— Może Opos jakoś pomoże wam na odległość — podpowiedział Fuchida.
— Zadania naukowe mają priorytet — odparł Jamie. — Nie mamy czasu, żeby pracować nad systemem rozrywkowym.
Brwi Fuchidy uniosły się.
— Pan Trumball z Bostonu bardzo nalegał.
— Wyślę mu wiadomość dziś wieczorem — odparł Dex. — To go uspokoi.
Jamie zwrócił się do Dexa.
— Dzięki.
Dex wzruszył ramionami.
Odwracając się z powrotem w stronę ekranu, Jamie czekał, aż Fuchida powie coś jeszcze, ale biolog milczał; spytał więc:
— A co się dzieje z Shektar? Co ona robi?
Uświadomił sobie przy tym, że zadając to pytanie czuje się zakłopotany. Fuchida odparł, jakby to było rutynowe pytanie.
— Przez większość dnia utrzymuje połączenie z Tarawą i przegląda nasze zapisy medyczne.
— Jakieś problemy?
— Nic, o czym bym wiedział. Chyba wszyscy wyglądamy na zdrowych, chociaż parę osób schudło o kilo czy dwa.
— A czego się spodziewałeś po tej wegetariańskiej diecie ze szklarni? — wtrącił Trumball.
Fuchida uśmiechnął się.
— W czym problem, nie lubisz pochodnych soi? Plony z ogrodu zapewniają nam zbilansowaną dietę.
— Taaa, jasne — odparował Dex. — Sojburgery z mikrofali i bakłażan. Uśmiech biologa stał się jeszcze szerszy.
— Na Marsie nie ma steków, przyjacielu.
Trumball przysunął się bliżej foteli Jamiego i Dezhurovej.
— Ani sushi, chłopcze.
— Och, ryby możemy hodować — odparował Fuchida. — Piszę właśnie raport o wprowadzeniu akwariów w ogrodzie.
— Tylko tego nam trzeba — rzekł Trumball radośnie. — Rybie gówno w wodzie pitnej.
Jamie rzucił mu spojrzenie zza ramienia i zwrócił się z powrotem do ekranu.
— Dobrze, co najmniej do zmroku będziemy przy starym łaziku. Może spędzimy tam noc.
— Zrozumiałem — odparł Fuchida, znów sztywny i formalny. — Opos skontaktuje się z tobą, jak tylko się pojawi.
— Chciałbym też dostać obrazy z samolotu zwiadowczego, jak tylko Tomas będzie mógł je przesłać.
Oczy Fuchidy rozszerzyły się na sekundę.
— Przesłał je wczoraj wieczorem. Powinieneś je mieć w otrzymanych danych.
Jamie odparł zaskoczony.
— Sprawdzę… czekaj chwilę.
Przełączył się na listę otrzymanych wiadomości. Jasne, była tam jedna oznaczona jako „obrazki”: parędziesiąt gigabajtów. Przełączając się z powrotem na Fuchidę, Jamie rzekł:
— Tak, dzięki, są tu. Obejrzę wieczorem. Podziękuj Tomasowi ode mnie.
— Przekażę.
Jamie zakończył transmisję.
— Przegapiłeś maiła, co? — wtrącił się cicho Dex. — Może powinieneś kazać Rodriguezowi puszczać sygnały dymne?
Jamie nie odwrócił się, by spojrzeć na Dexa. Wiedział, że ten złośliwie się uśmiecha. A nie chciał, żeby Dex zobaczył rozdrażnienie na jego twarzy.
To było głupie, skarcił się. Bardzo głupie. Powinieneś wczoraj sprawdzić pocztą. Popełniłeś błąd po raz drugi. Jamie wiedział, że najbardziej drażni go nie to, że zapomniał sprawdzić pocztę, ale fakt, iż pozwolił Dexowi i innym dojrzeć to niedopatrzenie.
— Jak blisko chcesz podjechać? — spytała Dezhurova. Jamie podniósł wzrok i zobaczył przez przednią szybę, że znajdują się mniej niż sto metrów od starego, porzuconego łazika.
— Na tyle blisko, żeby podpiąć linę holowniczą — powiedział. — Ale uważaj na podłoże.
— Nie martw się — odparła — nie wpakuję nas w pył.
— Widać brzeg starego krateru — rzekł Trumball, wskazując wyciągniętą ręką między Dezhurovą a Jamiem. To nie powinien być problem.
Rzeczywiście, pomyślał Jamie. Delikatny zarys starego krateru dało się łatwo zauważyć, jeśli się wiedziało, czego szukać. Owalny krater był okolony ciemną skałą, wznoszącą się parę centymetrów ponad resztę pochyłego gruntu. W obrębie krateru pył tworzył małe wydmy, jak fale na stawie.
Powinienem był to dostrzec, kiedy prowadziłem łazik, pomyślał Jamie. Powinienem był to zauważyć i ominąć. Nawet chory i wyczerpany, geolog nie powinien przegapić czegoś tak diabelnie oczywistego.
Spojrzał na Trumballa przez ramię. Twarz młodego mężczyzny wyrażała złośliwą satysfakcję.
Stacy Dezhurova ostrożnie podjechała do tylnego końca starego pojazdu, sięgnęła do laserowego miernika odległości.
— Odczytasz, Jamie?
— Trzydzieści metrów — powiedział, obserwując zielone cyferki. — Dwadzieścia osiem, dwadzieścia pięć…
— Dziesięć metrów będzie OK?
— OK — odparł Trumball.
— Jamie?
— OK — powtórzył.
Prowadziła łazik powoli, a Jamie odliczał:
— Dziewiętnaście metrów… siedemnaście…
Dezhurova zatrzymała łazik dokładnie na dziesięciu metrach. Zaokrąglony tył starego pojazdu był tuż przed nimi, lśniący metal zmatowiony przez bogate w żelazo, miotane wiatrem cząsteczki pyłu, które uderzały w niego przez sześć lat.
— Bułka z masłem — rzekła Dezhurova, wyłączając silnik. Potem dodała:
— Jak na razie.
Jamie, Trumball i Dezhurova włożyli skafandry i jedno po drugim wyszli ze śluzy na zewnątrz. Trudy Hali została w łaziku. Gdyby pojawiło się jakieś niebezpieczeństwo, mogłaby wezwać pomoc. Jakby jakaś pomoc mogła nadejść na czas, pomyślał Jamie. Przepisy bezpieczeństwa wymagały jednak, by co najmniej jedna osoba cały czas przebywała w łaziku. Gdyby doszło do najgorszego, Trudy mogłaby sama wrócić łazikiem do bazy.
Obeszli tylny koniec łazika.
— Piasek usypał się wysoko po tej stronie — powiedziała Dczhurova, a jej głos brzmiał w słuchawkach Jamiego spokojnie, prawie klinicznie.
— Jest dość lekki — rzekł Jamie. — Jak puch. Connors i ja byliśmy w stanie go odgarnąć, gdy burza piaskowa złapała nas na dnie kanionu.
Trumball zanurzył dłoń w piaskowe usypisko.
— Zgadza się, jak pył. Patrzcie!
Rzucił garść piasku w powietrze; dryfował jak proszek, opadając powoli w niskiej marsjańskiej grawitacji.
— Można by na tym jeździć na nartach — powiedział Trumball. — Hej, to może być coś dla turystów! Narty na Marsie!