Выбрать главу

Jamie zmusił się do odpowiedzenia uśmiechem.

— Upgradowano mnie. Przeszedłem ponownie wszystkie testy fizyczne — zapewnił — i wpakowano do mojej pamięci długoterminowej najnowsze oprogramowanie. Nie mam zamiaru padać ani zawieszać się, proszę się nie obawiać.

Reszta uprzejmie zachichotała.

Fuchida pochylił podbródek ze zrozumieniem.

— Żartowałem — rzekł z zakłopotaniem.

— Nie ma problemu — odparł Jamie ze szczerym uśmiechem.

— Cóż, nie wiem, jak wy — powiedział przysadzisty, ponury mężczyzna, którego Jamie znał jako Petera J. Craiga — aleja się cieszę, że leci z nami ktoś doświadczony.

Craig miał baniasty nos i grube podgardle, pociemniałe teraz od szczeciny zarostu.

— Coś wam powiem — powiedział, przeciągając samogłoski. Siedzę w tym biznesie już kupę lat i prawdziwego doświadczenia nic nie zastąpi. Mamy szczęście, że doktor Waterman poprowadzi to rodeo.

Zanim ktoś miał szansę się odezwać, Jamie rozłożył ręce i oznajmił:

— Drodzy państwo, dziś nie przyszedłem tutaj, żeby mówić o sobie. Chciałem, żebyśmy się poznali osobiście i przywitali. Przez następne parą tygodni będziemy dużo ze sobą rozmawiali, indywidualnie i w mniejszych grupach.

Pokiwali głowami.

— Jesteście najlepsi z najlepszych — mówił dalej. — Wybrano was z tysięcy kandydatów. Propozycje badawcze, jakie przedstawiliście, robią wrażenie; przeczytałem wszystkie i bardzo mi się to podobało.

— A jak wygląda sprawa badań kooperacyjnych? — spytał Trumball.

Podczas pobytu na Marsie każdy z badaczy miał przeprowadzić dziesiątki doświadczeń i pomiarów pod kierownictwem naukowców z Ziemi. Był to jedyny sposób na zapewnienie pełnej współpracy — i dodatkowych funduszy — ze strony większych uniwersytetów.

— Wiem, że będą się domagać swojej działki, kiedy będziecie robić swoją robotę — rzekł Jamie — ale to część misji i wszyscy musimy się temu podporządkować.

— Pan też.

— Pewnie. Przecież nie będę na Marsie siedział za biurkiem. Uśmiechnęli się.

— Proszę posłuchać: jeśli zdarzą się problemy z harmonogramem lub żądania z Ziemi staną się kłopotliwe, proszę mnie natychmiast informować. Po to jestem. Moje zadanie polega na łagodzeniu konfliktów.

— A jakie są priorytety? — spytał Craig. — Jeśli przyjdzie do wybierania między moją własną robotą a pomysłami jakiegoś szefa wydziału uniwersytetu w Koziej Wólce? Co wtedy?

Jamie patrzył na niego przez chwilę z namysłem. To test, uświadomił sobie. Oceniają mnie.

— Będziemy musieli ocenić każdy przypadek w zależności od spodziewanych korzyści — odparł Craigowi. — Ale moje osobiste zdanie jest takie, że pierwszeństwo ma ten, kto jest na Marsie.

Craig skinął głową z zadowoleniem.

Jamie rozejrzał się wokół stołu. Żadna z dwóch kobiet dotąd się nie odezwała. Shektar była lekarką, więc nie zaskoczyło go, że nie miała nic do powiedzenia. Trudy Hali zajmowała się jednak biologią molekularną i powinna włączyć się do dyskusji.

Hali przypominała Jamiemu trochę małego wróbelka. Drobna szatynka, miała krótko obcięte, gęste, kręcone włosy, a na koralowym kombinezonie nie miała nic poza plakietką. Czujne, szaroniebieskie oczy — zauważył Jamie. Miała smukłą figurę biegaczki biorącej udział w maratonach i doskonale wyrzeźbiony nos — za taki kształt inne kobiety muszą płacić chirurgom plastycznym.

— Jakieś pytania? — spytał Jamie, patrząc prosto na nią. Hali wzięła głęboki oddech, po czym rzekła:

— Tak. Jedno.

— Słucham.

Rozejrzała się wokół, po czym pochyliła lekko i zadała pytanie z lekkim akcentem z Yorkshirc:

— Jak jest na Marsie? To znaczy, jak to naprawdę będzie, kiedy się tam znajdziemy?

Pozostali pochylili się z zainteresowaniem, nawet Trumball i Jamie już wiedział, że będzie im się dobrze współpracowało. Przez kolejne dwie godziny opowiadał im o Marsie.

Soi 1: Ceremonia przybycia

Wylądowali dziesięć minut po świcie czasu miejscowego, aby mieć przed sobą cały długi dzień na wyładowanie ładownika i uruchomienie habitatu. Musieli też uwzględnić czas na transmisję ceremonii lądowania na Ziemię.

Ustalono, że badacze najpierw sprawdzą, w jakim stanic znajduje się kopuła starego habitatu i dopiero wtedy przeprowadzą rytuał przedstawienia się czekającym i obserwującym ich miliardom ludzi na Ziemi.

Oczywiście, gdy tylko wylądowali, kosmonautka Anastazja Dezhurova powiadomiła dowództwo misji na atolu Tarawa, że lądowanie przebiegło bezpiecznie. Instrumenty ładownika automatycznie przekazały informację na Ziemię i wtedy po raz pierwszy od chwili spotkania Stacy Jamie zobaczył na szerokiej, rosyjskiej, pozbawionej uczuć twarzy uśmiech zachwytu, gdy ogłosiła nowinę przekazaną przez wszystkie stacje telewizyjne na Ziemi:

Lądowanie zakończone! Ludzkość powróciła na Marsa!

Kontrolerzy misji, sto milionów kilometrów na pacyficznym atolu Tarawa, zaczęli podskakiwać i wiwatować z radości, obejmując się i tańcząc, by wyrazić ulgę i zachwyt.

Jamie mrugał, czując, jak pot spływa mu do oczu, gdy cała ósemka ustawiła się przed kamerami wideo, które Trumball i Rodriguez ustawili na cienkich trójnogach. Dotknął na nadgarstku klawisza przełączającego wentylatory skafandra na maksymalne obroty i usłyszał, jak owadzie buczenie zmienia się w wyższy dźwięk. Jakie to dziwne, że jest mu gorąco i poci się na planecie, gdzie temperatura prawie zawsze kształtowała się poniżej zera. To nie nadmierny wysiłek, uznał, to nerwowość.

Żałował, że nie może otworzyć wizjera i przetrzeć oczu, ale wiedział, że przy tak niskim marsjańskim ciśnieniu krew zagotowałaby mu się w płucach.

Później Dex Trumball miał zabrać widzów z Ziemi na wirtualną wycieczkę po miejscu lądowania, gdzie wszyscy byli zajęci wyprowadzaniem ciągników i rozładunkiem ładownika. Ale teraz cała ósemka miała wziąć udział w ceremonii przybycia.

Jamiemu jako dyrektorowi misji przypadło w udziale wygłoszenie pierwszej wypowiedzi przed kamerą. Pokonanie przestrzeni między dwoma światami miało tym słowom zająć kwadrans. Między Marsem a Ziemią nie było dialogów, jedynie monologi podróżujące w obu kierunkach.

Sześć lat wcześniej, kiedy miał przemówić jako ostatni z członków ekspedycji, wypowiedział po prostu stare nawajskie pozdrowienie, „Ya’aa’tey”. To jest dobre.

A teraz był szefem misji i oczekiwano od niego czegoś więcej.

Podczas drugiej ekspedycji przynajmniej nie kontrolowano go tak rygorystycznie jak podczas pierwszej. Nie było już prawie wojskowej hierarchii narzuconej przez rządy, które finansowały pierwszą wyprawę na Marsa. Jamie pracował teraz z luźniejszą, działającą na koleżeńskich zasadach, grupą równych sobie. Dwóch astronautów i sześciu naukowców pracujących jako zgrany zespół — przez większość czasu.

— Gotów? — w słuchawkach Jamiego zabrzęczał głos Trumballa.

Jamie skinął głową i uświadomił sobie, że nikt nie widzi tego gestu.

— Całkowicie — rzekł, stając przed kamerami wielkości dłoni. Stojąc za rachitycznymi trójnogami, Trumball wycelował w Jamiego palec. Jamie podniósł rękę i zaczął mówić:

— Pozdrowienia z planety Mars. Druga wyprawa na Marsa wylądowała zgodnie z planem w miejscu, gdzie pierwsza ekspedycja zostawiła habitat.

Obracając się lekko, Jamie machnął ręką w kierunku kopuły.

— Jak widać, kopuła jest w doskonałym stanie i mamy zamiar spędzić w niej następne miesiące.