Выбрать главу

— Później — mówił dalej — doktor Trumball poprowadzi was na wirtualną wycieczkę po okolicy. Teraz chciałbym podziękować Międzynarodowemu Konsorcjum Uniwersytetów oraz narodowi wyspy Kiribati za sfinansowanie tej ekspedycji.

Kolejność wystąpień uzgodnili cale tygodnie wcześniej. Vijay Shektar wystąpiła przed kamerą następna, anonimowa w pękatym kombinezonie, jeśli nie liczyć jasnozielonych naszywek na ramionach.

— Witam wszystkich na Ziemi, a szczególnie mieszkańców Australii — powiedziała z wyraźnie australijskim akcentem. Głos zafałszowywał jej pochodzenie. Shektar była z pochodzenia Hinduską, ale urodziła się i wychowała w Melbourne. Była doskonałym lekarzem i psychologiem, miała pomagać zespołowi biologów.

Po krótkim przemówieniu Shektar wystąpił Mitsuo Fuchida, jeden z dwóch biologów wyprawy: najpierw po japońsku, potem po angielsku.

Dex Trumball, z błękitnymi opaskami, przemówił następny.

— … i chciałbym podziękować firmom z branży kosmicznej, które zapewniły nam większość sprzętu i personel — powiedział po wygłoszeniu rytualnych pozdrowień i pochwał — oraz ponad czterdziestu pięciu uniwersytetom, które przyczyniły się zaistnienia tej wyprawy. Bez ich finansowego, merytorycznego i osobowego wsparcia nie byłoby nas tutaj.

Jamie poczuł, że nos mu się trochę marszczy. Powinienem był się spodziewać, że Dex przemyci reklamę. Jest bardziej zainteresowany zrobieniem pieniędzy na tej ekspedycji niż jej sukcesem naukowym.

— Oraz specjalne podziękowania dla mojego ojca, Darryla C. Trumballa, którego energia, wizja i hojność były podstawową siłą napędową podczas przygotowania tej wyprawy i inspiracją dla nas wszystkich.

Jamie i Dex spierali się o cci ekspedycji przez pięć miesięcy lotu na Marsa. Na początku uprzejmie, jak dwóch dobrze wychowanych naukowców. Przez długie miesiące jednak ich różnice ideologiczne sprawiły, że uprzejme dyskusje zmieniły się w pokrzykiwanie: obaj zaczęli czuć prawdziwy gniew na siebie.

Muszą to jakoś załagodzić, powiedział sobie Jamie. Nie możemy ciągle na siebie warczeć. Musimy pracować razem jako zespół.

Znajdź równowagę, podpowiadała mu nawajska część umysłu. Znajdź ścieżkę prowadzącą do harmonii. Tylko harmonia doprowadzi cię do piękna.

Jego racjonalny umysł zgodził się z tym, ale zagotował się na samą myśl o butnym założeniu Trumballa, że celem ekspedycji powinien być zysk.

Ostatnią osobą, która wystąpiła przed kamerą, była Trudy Hali, angielska biolog molekularny.

— Trenowałam to przemówienie całymi miesiącami — powiedziała, a głos jej się łamał ze wzruszenia — ale teraz, kiedy tu jesteśmy, mogę tylko powiedzieć: O rany! Jak dobrze! Do dzieła!

Jamie zaśmiał się, korzystając z prywatności, jaką zapewniał mu hełm. I tyle zostało z angielskiej sztywności.

Po zakończeniu krótkich ceremonii Trumball zaczął przestawiać kamery, a reszta ruszyła w stronę luku towarowego ładownika i zaczęła rozładunek.

Nikt nie widzi nas przy pracy, pomyślał Jamie. Cały trud rozładunku sprzętu i zapasów nie jest wystarczająco efektowny dla mediów i ludzi na Ziemi. Chcą czegoś dramatycznego i ciekawego, a wleczenie zapasów z ładownika do kopuły nie zapewnia wystarczającego dreszczyku.

Odwrócił się i spojrzał na marsjański krajobraz. Kiedyś myślał o nim jako o martwym. Suchy, zimny i jałowy. Teraz jednak już coś o nim wiedział. Zamrugał i przez chwilę myślał, że ogląda krainę Nawahów w stanie Nowy Meksyk, dokąd tyle razy zabierał go dziadek. Tyle lat temu. W innym życiu, na innej planecie. Ta kraina też wyglądała na suchą i martwą. Ale Lud żył tam. Rozkwitał na tej niełatwej i gorzkiej ziemi.

Marsjański krajobraz miał w sobie niewypowiedziane piękno. Ta czerwona planeta poruszała w Jamiem jakąś nutę. Cichy krajobraz, jałowy i pusty, ale łagodny i kuszący. Jamie widział pogrążo ne w cieniu zbocza skał i wydm pokryte białawym pyłem, który błyszczał, migotał i znikał pod dotknięciem wschodzącego słońca. Jestem w domu, pomyślał. Po sześciu latach. Wróciłem do miejsca, do którego przynależę.

— Co to jest to białe?

Jamie usłyszał w słuchawkach przytłumiony, koci głos Vijay Shektar, brzmiący nutą zainteresowania. Odwrócił głowę, ale hełm zasłaniał mu widok; musiał obrócić całe ciało, żeby zobaczyć ją obok siebie.

— Szron — odparł.

— Szron?

— Para wodna z atmosfery zamarza na ziemi i na skałach.

— Przecież jest wiosna. — Jej głos brzmiał nieco niepewnie. Jamie skinął głową i odpowiedział:

— Zgadza się. Lato będzie dopiero za cztery miesiące.

— Ale szron powinien pojawić się jesienią, nie wiosną — rzekła.

Jamie uśmiechnął się.

— Na Ziemi. Tutaj jest Mars.

— Ach. — Wyglądała, jakby zastanawiała się przez chwilę, po czym rzekła radośnie: — Możemy więc urządzić bitwę na śnieżki?

Jamie potrząsnął głową.

— Obawiam się, że nie. Lód tutaj nie skupia się. Nie jest wystarczająco wilgotny.

— Nie rozumiem.

— Jest jak bardzo suchy, pylisty śnieg. O wiele bardziej sypki i suchy niż cokolwiek na Ziemi.

Jamie zastanowił się, czy mogła kiedyś jeździć na nartach. Może w Nowej Zelandii, pomyślał. Mają tam dobre ośrodki narciarskie.

— No to nie będzie śnieżek — rzekła Shektar z rozczarowaniem w głosie.

Podnosząc dłoń w stronę horyzontu, Jamie odpowiedział:

— Kiedyś były, dawno temu. Był tu ocean… a przynajmniej spore morze. Prawdopodobnie coś jak Zatoka Meksykańska: dość płytkie, ogrzane słońcem.

— Naprawdę?

— Tak. Widzisz te tarasy? Te wcięcia o kształcie muszli?

— Wyżłobił je ocean?

Jamie skinął głową wewnątrz hełmu.

— Sięgał aż do wypiętrzenia Tharsis, na zachód stąd. Tu, gdzie stoimy, był prawdopodobnie brzeg. Pod nogami możemy mieć muszelki.

— A jak miałyby wyglądać marsjańskie muszelki? — wtrącił się ostro Dex Trumball. — Potrafiłbyś rozpoznać tutejsze skamieliny? Przecież ich formy byłyby zupełnie inne niż na Ziemi.

Jamie odwrócił się i zobaczył kombinezon Dexa z błękitnymi opaskami jakieś sto metrów od nich. Podsłuchiwał na częstotliwości skafandrów.

— Zawsze jest symetria dwustronna — rzekł Jamie, próbując stłumić niechęć w głosie.

Trumball zaśmiał się.

— Przydałoby się coś z nogami — dodała Vijay.

Przemieszczając się skokami w ich stronę po czerwonym piasku, z plastykowym pojemnikiem na próbki w odzianej w rękawicę dłoni, Dex rzekł:

— Ale ta uwaga o oceanie jest dobra. Wykorzystam to podczas naszej wirtualnej wycieczki. Dajcie mi parę godzin przy komputerze, a pokażę widzom na Ziemi przyzwoitą symulację!

Dex był pełen młodzieńczego entuzjazmu i wigoru. Jamie poczuł się lekko rozdrażniony. Geofizyk przemieszczał się szybko dwumetrowymi skokami w stronę łagodnego skalistego zbocza, na którym stali Jamie i Vijay.

— To naprawdę szron, zgadza się. Patrzcie! No, dalej, chcę pobrać trochę próbek, zanim słońce wszystko odparuje. — Podniósł izolowany pojemnik na próbki.

Nie czekając na Jamicgo, Trumball ruszył w dół zbocza w stronę pokrytych szronem wydm.

Jamie kliknął przełącznikiem na lewym mankiecie i przełączył się na częstotliwość bazy.

— Waterman do bazy. Shektar, Trumball i ja schodzimy na wydmy.

Stacy Dezhurova odezwała się z odrobiną irytacji w głosie:

— Znajdziecie się poza zasięgiem kamery, Jamie.

— Zrozumiałem — odparł Jamie. — Nie spędzimy tam więcej niż trzydzieści minut i odejdziemy na tyle blisko, żeby dało się wrócić na piechotę.