Выбрать главу

Po powrocie do przedziału Tatiana powiedziała stanowczo:

– Teraz ty będziesz spał.

Zaciągnęła zasłony, wymazując wraz z jaskrawym blaskiem popołudnia widok bezkresnych, wypalonych pól kukurydzy, tytoniu i zmarniałych słoneczników. Przedział zamienił w ciemnozieloną jaskinię. Bond zaklinował drzwi, wręczył dziewczynie broń i wyciągnąwszy się z głową na jej kolanach bezzwłocznie zasnął.

Długi pociąg wił się przez północną Grecję u podnóża Rodopów. Minęli Xanthi, Drama i Serrai, a potem byli już na wyżynach Macedonii, skąd linia kolejowa skręcała wprost na południe, ku Salonikom.

Zapadał już zmierzch, kiedy Bond obudził się w miękkiej kołysce jej ramion. Natychmiast, jakby czekała tylko na tę chwilę, Tatiana ujęła w obie dłonie jego twarz i spojrzawszy mu w oczy zapytała usilnie:

– Duszka, jak długo to wszystko będzie trwać?

– Długo. – Umysł Bonda był wciąż rozpieszczony snem.

– Ale jak długo?

Bond popatrzył w jej piękne, niespokojne oczy. Otrząsnął duszę z resztek snu. Było niemożliwością sięgnąć wzrokiem poza te trzy najbliższe dni w pociągu, poza moment przybycia do Londynu. Należało uzmysłowić sobie fakt, że ta dziewczyna była agentem nieprzyjaciela. Jego uczucia nie będą interesować funkcjonariuszy śledczych z Service i z ministerstw. Inne organizacje wywiadowcze też będą się chciały dowiedzieć, co ma im do powiedzenia na temat aparatu, dla którego pracowała.

Może już z Dover zabiorą ją do „Klatki", pilnie strzeżonego prywatnego domu w pobliżu Guilford, gdzie zostanie umieszczona w komfortowym, ale jakże naszpikowanym elektroniką pokoju. Jeden po drugim, będą jej składać wizyty kompetentni panowie w cywilu, toczyć z nią rozmowy, które – nagrywane przez trudzący się piętro niżej magnetofon – zostaną następnie przepisane i przesiane w poszukiwaniu drobin nowych faktów oraz, rzecz jasna, sprzeczności, do których doprowadzą ją rozmówcy. Może również podsuną jej kapusia – miłą rosyjską dziewczynę, która będzie z Tatianą współczuła z powodu sposobu, w jaki jest traktowana, która zasugeruje metody ucieczki, rozpoczęcia pracy na dwie strony, przekazania rodzicom „niewinnej" informacji. Może to trwać tygodniami i miesiącami. Tymczasem Bond będzie taktownie trzymany od niej na dystans, jeżeli prowadzący sprawę nie uznają, że wykorzystując ich wzajemne uczucia uda się skłonić Tatianę do zdradzenia nowych tajemnic. Co potem? Zmienione nazwisko, szansa rozpoczęcia nowego życia w Kanadzie, tysiąc funtów rocznie z funduszu służb wywiadowczych. A kiedy wywikła się już z tego wszystkiego, gdzie" będzie on? Może na drugim końcu świata. Zresztą nawet gdyby był wówczas w Londynie, ile z uczucia, jakie dla niego żywiła, przetrwa obróbkę w maszynie śledczej? Jak bardzo po tych wszystkich przejściach będzie nienawidzić Anglików lub nimi gardzić? A skoro o tym mowa: ile żaru będzie wtedy miał w sobie jego dzisiejszy ogień? '- Duszka - powtórzyła Tatiana. – Jak długo?

– Tak długo, jak to będzie możliwe. Zależy od nas. Wielu ludzi wejdzie pomiędzy nas. Zostaniemy rozłączeni. Nie będzie zawsze tak jak teraz, w tym małym pokoiku. Za kilka dni będziemy musieli wyjść na świat i to nam nie przyjdzie łatwo. Nie miałoby sensu mówienie ci czegoś innego. Twarz Tatiany pojaśniała. Uśmiechnęła się do Bonda.

– Masz słuszność. Nie będę zadawać więcej głupich pytań. Ale nie powinniśmy dłużej marnować czasu.

Uniosła jego głowę, wstała i położyła się obok niego.

Godzinę później, kiedy Bond stał na korytarzu, u jego boku znalazł się nagle Darko Kerim. Uważnie zbadał twarz Bonda i powiedział przewrotnie:

– Nie powinieneś tak długo sypiać. Przegapiłeś historyczne pejzaże północnej Grecji. No i czas już na premier seruice.

– Potrafisz tylko myśleć o jedzeniu – odparł Bond. Skinięciem głowy ukazał drzwi sąsiedniego przedziału. – Jak tam nasz przyjaciel?

– Ani drgnął. Konduktor miał go na oku. Ten facet skończy jako najbogatszy konduktor w spółce wagonów sypialnych. Pięćset dolarów za papiery Goldfarba, a teraz po stówce ryczałtu dziennie. – Kerim zachichotał. – Powiedziałem, że może nawet dostanie medal za zasługi wobec Turcji. Jest przekonany, że ścigamy gang przemytniczy. Ten pociąg to główny środek przerzutu opium do Paryża. Nie jest wcale zdziwiony, a tylko mile zaskoczony wysokością honorariów. No a ty, dowiedziałeś się czegoś więcej od tej swojej rosyjskiej księżniczki? Wciąż mam obawy. Jest za spokojnie. Ci dwaj, którzy zostali, mogli sobie, tak jak mówi dziewczyna, zupełnie niewinnie jechać do Niemiec. Benz, być może, nie wy-ściubia nosa, bo się nas boi. Wszystko idzie jak po maśle, a jednak, a jednak… – Kerim pokręcił głową. – Ci Rosjanie to fantastyczni szachiści. Kiedy chcą przeprowadzić operację, czynią to błyskotliwie. Rozgrywka jest drobiazgowo zaplanowana, ruchy przeciwnika wzięte pod uwagę – przewidziane i skontrowane. Gdzieś w głębi duszy – twarz Kerima odbijająca się w szybie była posępna – mam wrażenie, że ty, ja i dziewczyna jesteśmy pionkami na bardzo wielkiej planszy… że pozwala się nam wykonywać ruchy, bo nie kłócą się one z rozgrywką Rosjan.

– Ale jaki jest cel operacji? – Bond patrzył w mrok. Mówił do swego odbicia w szybie. – Co chcą osiągnąć? Ciągle do tego wracamy. Oczywiście, wszyscy węszyliśmy w tym jakiś spisek. A dziewczyna może sobie nawet nie zdawać sprawy, że jest weń zamieszana. Wiem, że coś ukrywa, ale sądzę, że to tylko drobny sekrecik, który uważa za mało istotny. Obiecuje, że powie mi wszystko po przyjeździe do Londynu. Wszystko? Co ma na myśli? Powtarza tylko, że muszę ufać… że nie ma niebezpieczeństwa. Musisz przyznać, Darko – Bond szukał potwierdzenia w spokojnych, przebiegłych oczach – że na razie staje na wysokości zadania.

W oczach Kerima nie było entuzjazmu. Nic nie powiedział.

Bond wzruszył ramionami.

– Przyznaję, że się w nią wklapałem. Ale nie jestem głupcem, Darko. Szukałem przesłanek wszystkiego, co mogłoby okazać się pomocne. Rozumiesz, niejednego można się dowiedzieć, kiedy padają pewne bariery. Padły i wiem, że mówi prawdę. W każdym bądź razie dziewięćdziesiąt procent prawdy. I wiem, że te dziesięć procent uważa za pozbawione znaczenia. Jeśli oszukuje, to dlatego, że jest oszukiwana. To możliwe, jeśli się przyjmie tę twoją szachową analogię. Ale wciąż wracamy do pytania, czemu to wszystko służy. – Głos Bonda stwardniał. – I jeśli chcesz wiedzieć, to chcę pozostać w grze, dopóki się nie dowiemy.

Upór, malujący się na twarzy Bonda, wywołał wesołość Kerima, który nagle wybuchł śmiechem.

– Będąc na twoim miejscu, przyjacielu, wyślizgnąłbym się z pociągu w Salonikach – z maszyną i, jeśli sobie życzysz, także z damą, choć to już nie jest takie ważne. Wynająłbym samochód do Aten i pierwszym samolotem poleciał do Londynu. No, ale mnie nie wychowano na gracza. – Kerim wymówił te słowa z ironią. – Dla mnie to nie gra. To interes. Z tobą inaczej. Jesteś hazardzistą. M. także. Musi być hazardzistą, bo w innym razie nie dałby ci wolnej ręki. On także chce poznać rozwiązanie tej łamigłówki. Niech tam. Ale ja wolę grać ostrożnie, na pewniaka, zdając się jak najrzadziej na los szczęścia. Sądzisz, że sytuacja jest korzystna, że ci sprzyja? – Darko Kerim odwrócił się i stanął z Bondem twarzą w twarz. – Posłuchaj, przyjacielu – powiedział z mocą, kładąc wielką dłoń na ramieniu Bonda. – Oto jest stół bilardowy. Normalny, płaski, zielony stół do bilardu. Uderzyłeś swoją białą kulę, która cicho i gładko toczy się ku czerwonej. Kieszeń jest tuż obok. W sposób fatalny i nieunikniony trafisz czerwoną, która wpadnie do kieszeni. Takie jest prawo stołu do bilarda, prawo sali bilardowej. Lecz gdzieś poza orbitą tych zdarzeń pilot odrzutowca stracił przytomność i jego samolot pikuje wprost na tę salę bilardową… albo ma wybuchnąć rurociąg gazowy… albo zaraz uderzy piorun. Budynek wali się i na ciebie, i na stół bilardowy. Co się zatem stało z tą białą kulą, która nie mogła chybić czerwonej, i z czerwoną, która nie mogła nie wpaść do kieszeni? Biała kula nie mogła chybić wedle praw stołu bilardowego. Lecz prawa stołu bilardowego nie są prawami jedynymi, tak samo jak w toczonej teraz grze nie mają wyłączności prawa rządzące drogą, jaką i ty, i pociąg pokonujecie ku swym przeznaczeniom.