Выбрать главу

Centralą SMIERSZ-u jest niezwykle duży i niezwykle szpetny współczesny gmach stojący z numerem trzynastym przy szerokiej i monotonnej ulicy Srietienka. Mijając dwóch wartowników z bronią półautomatyczną strzegących z obu stron szerokich schodów, które wiodą do wielkich, dwuskrzydłowych żelaznych drzwi, przechodnie opuszczają wzrok ku ziemi. Jeśli przypomną sobie na czas lub mogą zrobić rzecz w sposób naturalny, przechodzą przez ulicę i mijają budynek po drugiej stronie.

Kierowanie SMIERSZ-em odbywa się z drugiego piętra. Najważniejszym pomieszczeniem drugiego piętra jest ogromna, jasna sala o ścianach wymalowanych farbą koloru bladooliwkowozielonego, tak powszechnie spotykanego we wszystkich państwowych biurach świata. Po przeciwległej stronie dźwiękoszczelnych drzwi na dziedziniec od tyłu budynku wyzierają dwa okna. Podłogę wyściela od ściany do ściany wielobarwny kaukaski dywan najwyższego gatunku. W lewym rogu sali stoi ukosem masywne dębowe biurko, którego blat, pod grubą szklaną płytą, wyłożony jest czerwonym aksamitem.

Po lewej stronie biurka stoją dwa koszyki na korespondencję otrzymywaną i ekspediowaną, po prawej zaś – cztery telefony.

Tworząc z biurkiem kształt litery T, ukośnie przez pokój biegnie stół konferencyjny. Stoi przy nim osiem tapicerowanych czerwoną skórą krzeseł o prostych oparciach. Stół jest również wyłożony czerwonym suknem, brak jednak na nim szkła. Są natomiast popielniczki, szklanki i dwie ciężkie karafki z wodą.

Na ścianach wiszą cztery wielkie obrazy w złotych ramach. W 1955 były to: portret Stalina nad drzwiami, Lenina pomiędzy oknami, na dwóch zaś pozostałych ścianach, zawieszone dokładnie na przeciwko siebie, Bułganina i – tam, gdzie do trzynastego stycznia 1954 znajdował się konterfekt Berii – generała armii Iwana Aleksandrowicza Sierowa, przewodniczącego Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego.

W lewo od wejścia, pod portretem Bułganina, w efektownym kabinecie z polerowanego dębu stoi przy ścianie wielki telewizor. Mebel kryje również magnetofon, który można włączyć przyciskiem umieszczonym na biurku. Podłączony do magnetofonu mikrofon ciągnie się pod całym stołem konferencyjnym, przewody zaś biegną w nogach. Obok telewizora są niewielkie drzwi prowadzące do małej prywatnej ubikacji i łazienki, a także do niewielkiej sali projekcyjnej, gdzie wyświetla się tajne filmy.

Pod portretem generała Sierowa stoi biblioteczka, zawierająca na najwyższych półkach dzieła Marksa, Engelsa i Lenina, na niższych zaś, łatwiej dostępnych – książki we wszystkich językach na temat wywiadu i kontrwywiadu, metod pracy policji i kryminologii. Obok biblioteczki stoi pod ścianą długi wąski stół z tuzinem wielkich albumów oprawnych w skórę z wytłoczonymi na okładkach złotymi datami. Albumy te zawierają zdjęcia obywateli sowieckich i cudzoziemców zlikwidowanych przez SMIERSZ.

Mniej więcej wtedy, gdy samolot Granta podchodził do lądowania w Tuszynie – zatem około dwudziestej trzeciej trzydzieści – przy stole tym, wertując wolumin opatrzony datą 1954, stał krępy, sprawiający wrażenie twardego, mężczyzna około pięćdziesiątki.

Szef SMIERSZ-u generał-pułkownik Grubozabijszczykow, znany w gmachu jako „G", miał na sobie schludną płową bluzę mundurową ze' stójką i ciemnogranatowe bryczesy z dwoma wąskimi lampasami koloru czerwonego wzdłuż szwów. Spodnie wchodziły w czarne, wypucowane oficerki z miękkiej skóry. Na przodzie bluzy pyszniły się trzy rzędy baretek – dwa ordery Lenina, order Suworowa, order Aleksandra Newskiego, Order Czerwonego Sztandaru, dwa ordery Czerwonej Gwiazdy, medal za Dwadzieścia Lat Służby, medale za Obronę Moskwy i Zdobycie Berlina. Dopełniały całości różowo-szara wstążeczka Komandorii Orderu Imperium Brytyjskiego i bordowo-biała amerykańskiego Medalu za Męstwo. Ponad baretkami zwieszała się złota gwiazda Bohatera Związku Sowieckiego.

Twarz nad wysoką stójką bluzy mundurowej była wąska i ostra. Pod okrągłymi, brązowymi oczyma, które jak wypolerowany marmurowy relief sterczały poniżej gęstych, czarnych brwi, wisiały obwisłe worki. Biała, ciasno napięta skóra wygolonej czaszki lśniła w blasku centralnego kandelabru. Usta nad głęboko przeciętym podbródkiem były szerokie i posępne. Ta twarda, niewzruszona twarz znamionowała napawającą lękiem władczość.

Jeden z telefonów na biurku cicho zabrzęczał. Sprężystym, precyzyjnym krokiem mężczyzna podszedł do wysokiego krzesła przy biurku, usiadł i podniósł słuchawkę aparatu oznaczonego literami WCz. Litery te stanowią skrót słowa wysokoczastota czyli wysoka częstotliwość. Do centralki WCz podłączonych jest zaledwie około pięćdziesięciu najwyższych funkcjonariuszy państwa – wyłącznie ministrów lub szefów niektórych wydziałów. Obsługą umiejscowionej na Kremlu centrali zajmują się zawodowi oficerowie bezpieki, ale i oni nie mogą podsłuchać rozmów, których jednak każde słowo jest automatycznie nagrywane.

– Tak?

– Mówi Sierow. Jakie działania zostały podjęte od czasu porannej narady Prezydium?

– Mam tu za kilka minut spotkanie, towarzyszu generale – RUMID, GRU i oczywiście MGB. Potem, jeśli zostanie uzgodnione podjęcie akcji, będę rozmawiał z moimi szefami działów Operacji i Planowania. Na wypadek, gdyby została postanowiona likwidacja, przedsięwziąłem już kroki w celu ściągnięcia do Moskwy właściwego wykonawcy. Tym razem osobiście będę nadzorować przygotowania. Nie chcemy wszak następnej afery Chochłowa.

– Diabeł świadkiem, że nie chcemy. Zadzwońcie po pierwszej naradzie. Chcę jutro rano zameldować o niej Prezydium.

– Oczywiście, towarzyszu generale.

Generał G. odłożył słuchawkę i przycisnął skryty pod biurkiem przycisk dzwonka. Jednocześnie włączył magnetofon. Wszedł adiutant generała, kapitan MGB.

– Są już?

– Tak jest, towarzyszu generale.

– Wprowadźcie.

Po kilku minutach sześciu mężczyzn, w tym pięciu noszących mundury, wsunęło się rządkiem przez drzwi i prawie nie patrząc na człowieka za biurkiem zajęło miejsce przy stole konferencyjnym- Było to trzech wyższych oficerów, szefów wydziału, każdemu zaś towarzyszył adiutant. W Związku Sowieckim nikt nie idzie n a konferencję samotnie. Dla swej własnej obrony, a także dla ubezpieczenia swego wydziału, nieodmiennie zabiera ze sobą świadka. Dzieje się tak po to, by wydział dysponował niezależną wersją przebiegu konferencji, przede wszystkim zaś tego, co powiedziano w jego imieniu. Jest to ważne w wypadku ewentualnego śledztwa. Na konferencji nie sporządza się notatek, decyzje zaś są przekazywane wydziałom ustnie.

Po lewej stronie stołu zasiadał generał-lejtnant Sawin, szef GRU, wywiadu Sztabu Generalnego Armii, z pełnym pułkownikiem u boku. Na końcu stołu zajął miejsce generał-lejtnant Wozdwiżeński z RUMID, Departamentu Wywiadu Ministerstwa Spraw Zagranicznych, w towarzystwie cywila w średnim wieku. Siedzącemu tyłem do drzwi pułkownikowi bezpieki Nikitinowi, szefowi wywiadu MGB, sowieckiej tajnej służby, towarzyszył major.

– Dobry wieczór, towarzysze.

Trzej wyżsi oficerowie w odpowiedzi zaszemrali uprzejmie i powściągliwie. Każdy z nich wiedział – sądząc zarazem, iż jest jedynym, który wie – że każdy wydany w tym pokoju dźwięk jest nagrywany, każdy zatem, nie uprzedzając swego adiutanta, postanowił wypowiedzieć tylko minimum słów zgodnie z dyscypliną i potrzebami Państwa.

– Zapalmy – Generał G. wyjął pudełko papierosów „Moskwa-Wołga" i przypalił jednego z nich amerykańską zapalniczką. Trzask zapalniczek rozległ się wokół całego stołu. Generał G. spłaszczył niemal zupełnie długi kartonowy ustnik papierosa i ścisnął go zębami w prawym kącie ust. Rozciągnął wargi, obnażając zęby, i począł mówić krótkimi urywanymi zdaniami, które trochę sycząco wydobywały się spomiędzy szczęk i spod uniesionego w górę papierosa.