Do dziś mam tę wytartą monetę. Jest dla mnie spadkiem, otrzymanym poprzez pokolenia.
Rydwan Nicefora odjechał w kierunku pałacu. Stojący obok mnie obrzydliwy staruch westchnął, przeżegnał się kilkakrotnie.
— Niech Bóg błogosławi błogosławionego Nicefora — powiedział cicho. — To taki wspaniały człowiek.
Starzec nie miał nosa i lewej ręki. Łagodni Bizantyńczycy tej schyłkowej epoki utratą członków karali wiele pomniejszych przestępstw. Uczynili krok w stronę humanitaryzmu — Kodeks Justyniana karał za nie śmiercią. Lepiej stracić oko, język lub nos niż życie.
— Dwadzieścia lat spędziłem w służbie Nicefora Dukasa — zawodził dalej starzec. — 1 były to najpiękniejsze lata mego życia.
— Dlaczego odszedłeś? — spytałem.
Podstawił mi kikut pod oczy.
— Złapali mnie na kradzieży książek. Byłem skrybą. Tak bardzo pragnąłem zachować dla siebie niektóre z przepisywanych ksiąg! Nicefor ma ich tak wiele, nie zauważyłby straty kilku. Niestety złapali mnie, straciłem dłoń, a wraz z dłonią pracę. Było to dziesięć lat temu.
— A nos?
— Sześć lat temu zima była wyjątkowo ciężka. Ukradłem baryłkę ryb. Jestem kiepskim złodziejem, zawsze mnie łapią.
— To z czego żyjesz?
Uśmiechnął się w odpowiedzi.
— Z żebractwa. Wspomóżcie, panie, nomizmą nieszczęśliwego starca.
Zajrzałem do sakiewki. Pech zrządził, że miałem tylko wczesne srebrne monety z V i VI wieku, dawno już wycofane z obiegu. Gdyby starzec zapragnął wydać którąś z nich, z pewnością aresztowano by go pod zarzutem obrabowania jakiegoś bogatego kolekcjonera i pewnie straciłby drugą dłoń. Wcisnąłem mu więc do jedynej ręki pięknego złotego bezana z początku XI wieku. Spojrzał na niego zdumiony.
— Szlachetny panie, jestem twój! — krzyknął. — Jestem cały twój!
— Chodź ze mną do najbliższej gospody i odpowiedz na kilka pytań.
— Z radością! Z radością!
Kupiłem mu wina i zacząłem wypytywać o drzewo genealogiczne rodu Dukasów. Przykro było wpatrywać się w okaleczoną twarz, więc nie podnosiłem wzroku ponad jego ramiona, ale do tego był chyba już przyzwyczajony. Dysponował wszystkimi poszukiwanymi przeze mnie informacjami, gdyż jednym z jego obowiązków na służbie Nicefora było skrupulatne kopiowanie rodzinnych dokumentów.
Nicefor miał obecnie czterdzieści pięć lat; urodził się w roku. Jego żoną była Zoe z domu Catacalon, która urodziła mu siódemkę dzieci: Symeona, Jana, Leona, Bazylego, Helenę, Teodozję i Zoe. Sam Nicefor był najstarszym synem Nicetasa Dukasa, urodzonego w roku 1106, żoną Nicetasa zaś była Irena z domu Cerularius, którą poślubił w roku 1129. Oprócz niego mieli oni jeszcze pięcioro dzieci: Michała, Izaaka, Jana, Romanosa i Annę. Ojcem Nicetasa był Leon Dukas, urodzony w roku 1070, ożeniony z Pulcheria z domu Botanides, a ich dziećmi, oprócz Nicetasa, byli jeszcze Simeon, Jan, Aleksander…
I tak to trwało; śledziłem pokolenia Dukasów, sięgałem w głąb historii Bizancjum — najpierw X wiek, potem IX, VIII, teraz trudniej już było przywołać wszystkie imiona, w zapiskach pojawiały się luki. Starzec marszczył czoło, wahał się, przepraszał. Kilka razy próbowałem mu przerwać, ale nie chciał skończyć, póki nie dotarł do Tyberiusza Dukasa z VII wieku, który, jego zdaniem, tak naprawdę mógł wcale nie istnieć.
— Rozumiecie, panie, że to tylko linia Nicefora Dukasa — powiedział. — Linia cesarska jest łatwiejsza. Mogę ci ją, panie, wyrecytować, wszystkich Komnenów aż do cesarza Konstantyna X i jego przodków, którymi byli…
Ci Dukasowie wcale mnie jednak nie interesowali, choć byłem z nimi jakoś tam spokrewniony. Zresztą gdybym był zainteresowany genealogią mych cesarskich przodków Dukasów, znalazłbym ją sobie u Gibbona. Interesowała mnie jednak własna, skromniejsza gałąź rodu, odprysk linii cesarskiej. Dzięki temu nieszczęsnemu wyrzutkowi społeczeństwa odtworzyłem sobie jej kształt w ciągu trzech stuleci, aż do Nicefora. Późniejszą historię poznałem wcześniej — wiedziałem o synu Nicefora, Symeonie z Albanii, znałem jego linię aż do Manuela Dukasa z Argyrokastro, którego najstarsza córka poślubiła Mikołaja Markenizisa, znałem linię Markenizisów aż do żony Passilidisa, która była matką mej czcigodnej babki Konstancji, której córka Diana poślubiła Judsona Daniela Elliotta II i wydała na świat mą skromną osobę.
— Za fatygę. — Rzuciłem skrybie drugą złotą monetę i uciekłem z tawerny, nim skończył bełkotać nieprzytomne podziękowania.
Wiedziałem, że Metaxas byłby ze mnie dumny. Z pewnością byłby także odrobinę zazdrosny, bo mimo krótkiego czasu dysponowałem już dłuższym niż jego drzewem genealogicznym. Jego sięgało X wieku, moje — choć nie aż tak dokładne — VII. Wprawdzie Metaxas sporządził listę setek przodków, a ja znałem szczegóły z życia zaledwie kilkudziesięciu, lecz on przecież zaczął całe lata przede mną.
Nastawiłem timer i skoczyłem pod prąd do dwudziestego siódmego grudnia roku 537. Ulica była ciemna, cicha. Pospieszyłem do gospody. Od kiedy opuściłem moich podopiecznych, minęły zaledwie trzy minuty, mimo że w roku 1175 spędziłem osiem godzin. Turyści spali smacznie.
Byłem z siebie bardzo zadowolony. Przy świetle świecy, na kawałku starego welinu naszkicowałem szczegóły historii rodu Dukasów. Nie miałem zamiaru wykorzystać nabytej wiedzy w praktyce. W historii nie szukałem ofiary jak Capistrano, nie miałem zamiaru nikogo uwieść jak Metaxas. Zamierzałem tylko cieszyć się z faktu, że wśród przodków mam Dukasów. Niektórzy ludzie w ogóle nie mają przodków.
33.
Nie sądzę, bym jako kurier dorównał Metaxasowi, ale z pewnością przedstawiłem mym ludziom interesujący obraz historii Bizancjum. Zrobiłem cholernie dobrą robotę, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę, że solowałem po raz pierwszy.
Widzieli wszystkie ważniejsze wydarzenia historyczne i kilka mniej ważnych. Pokazałem im chrzest Konstantyna Siusiającego, ikonoklazm Leona III, inwazję Bułgarów w roku 813, drzewa z pozłacanego brązu w sali tronowej Teofila, wyczyny Michała Pijaka, przybycie pierwszej wyprawy krzyżowej w roku 1096 i 1097, znacznie bardziej niszczycielskie w skutkach przybycie czwartej krucjaty w 1204, odbicie Konstantynopola przez Bizantyńczyków w 1261 roku, koronację Michała VIII; krótko mówiąc, wszystko.
Moim podopiecznym strasznie się to podobało. Jak większość czasowych turystów rozkoszowali się zwłaszcza rozruchami, powstaniami, rebeliami, oblężeniami, masakrami, inwazjami i pożarami.
— Kiedy pokażesz nam najazd Turków? — poganiał mnie budowlaniec z Ohio. — Chcę zobaczyć, jak te cholery rozwalają wszystko wokół.
— Zmierzamy w tym kierunku — uspokajałem.
Najpierw jednak pokazałem im schyłkową epokę w dziejach Bizancjum, rządzonego przez dynastię Paleologów.
— Cesarstwo praktycznie nie istnieje — wyjaśniłem, kiedy już skoczyliśmy w rok 1275. — Bizantyńczycy myślą i budują na małą skalę. „Intymność” to słowo-klucz do tej epoki. Oto maleńki kościół Świętej Marii od Mongołów, zbudowany przez córkę z nieprawego łoża cesarza Michała VIII, która przez krótki czas była żoną tatarskiego chana. Widzicie, ile jest wdzięku w tej architekturze? Jaka jest prosta?