Выбрать главу

I żona ta była nieprawdopodobnie wręcz piękna.

Od razu zorientowałem się, że ma nie więcej niż siedemnaście lat. Jej uroda była urodą śródziemnomorskiej arystokratki: smukłe ciało, wielkie, ciemne lśniące oczy, długie rzęsy, jasnooliwkowa cera, pełne usta, wydatny nos, a wszystko to z dodatkiem aroganckiego, w pełni arystokratycznego zachowania. Szata z białego jedwabiu ujawniała raczej niż ukrywała wysokie, duże piersi oraz miękkie ciało o kuszących kształtach. Dama ta była esencją kobiecości, kobietą moich marzeń, wcieloną w formę idealną.

Zagapiłem się na nią. Bezwstydnie.

Zagapiła się na mnie. Bezwstydnie.

Nasze spojrzenia spotkały się i znieruchomiały, przemknęło między nami coś jak najczystsza energia, zadrżałem, kiedy ugodził we mnie jej cios. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, zaledwie kącikiem ust, obnażyła dwa lśniące ząbki. Był to uśmiech zaproszenia, uśmiech pożądania.

Niemal niezauważalnie skinęła do mnie głową, a potem odwróciła się, rozkazała przynieść sobie to, to i jeszcze odrobinę tego, a ja nie mogłem przestać się na nią gapić, aż wreszcie wpadłem w oko duennie, która patrzyła na mnie wściekle, ostrzegawczo.

— W drogę! — powiedział zniecierpliwiony Speer. — Rydwan czeka i…

— To niech poczeka!

Zmusiłem go, żeby został w sklepie, póki piękność nie zrobi zakupów. Patrzyłem za nią; nawet gdy wreszcie wyszła na dwór, nie potrafiłem wręcz spuścić wzroku z delikatnych poruszeń jej obciągniętej jedwabiem pupki. Kiedy znikła mi z oczu, odwróciłem się, skoczyłem na właściciela i złapałem go za przegub ręki.

— Jak się nazywa ta kobieta?! — warknąłem.

— Panie… to… tajemnica handlowa…

Rzuciłem na ladę złotą monetę.

— Jak się nazywa?

— Pulcheria Dukas — stęknął właściciel. — Jest żoną powszechnie znanego i szanowanego Leona Dukasa, który…

Jęknąłem i wypadłem ze sklepu.

Rydwan Pulcherii oddalał się szybko w stronę Złotego Rogu.

Speer wybiegł za mną.

— Czy pan jest w dobrym zdrowiu, panie kurierze Elliott? spytał z troską w głosie.

— Nie — odparłem zgodnie z prawdą. — Jestem w bardzo złym zdrowiu. Pulcheria Dukas… to była Pulcheria Dukas…

— No i co z tego?

— Kocham ją, Speer. Potrafisz to w ogóle zrozumieć?

— Rydwan czeka — odparł Speer. Twarz miał kamienną.

— Niech czeka. Nie jadę z tobą. Przekaż Metaxasowi najlepsze życzenia.

Z tymi słowy pobiegłem ulicą, bezmyślnie i bez planu; głowę (i krocze) pełne miałem wyłącznie Pulcherii. Drżałem. Pot ściekał mi po ciele strugami. Szlochałem. W końcu zderzyłem się z murem któregoś z kościołów, przycisnąłem policzek do chłodnego granitu, złapałem timer i skoczyłem z powrotem do mych turystów, śpiących spokojnie w 1098 roku.

39.

Do końca wycieczki byłem bardzo kiepskim kurierem. Ponurym, milczącym, zakochanym i niepewnym, gdzie i kiedy się znajduje. Pokazałem mym ludziom wszystkie standardowe wydarzenia, zdobycie miasta przez Wenecjan w 1204, podbój turecki w 1453, ale mechanicznie, bez serca. Może nie obchodziło ich, że dostają minimum opłaconej usługi, a może w ogóle się w tym nie zorientowali? Może uważali, że wszystkiemu winna jest bezustannie sprawiająca jakieś kłopoty Marge Hefferin? Lepiej czy gorzej, ale przeprowadziłem ich wycieczkę i bezpiecznie dostarczyłem w naszą teraźniejszość 2059 roku.

Znów miałem przerwę, a w duszy płonął mi ogień pożądania.

Co mam teraz robić? Skoczyć w 1105? Przyjąć ofertę Metaxasa, pozwolić, by przedstawił mnie Pulcherii?

Pomyślałem o tym i aż mnie odrzuciło.

Zasady Patrolu Czasowego wyraźnie zakazują jakiejkolwiek fraternizacji między kurierami (czy też, szerzej, osobami podróżującymi w czasie) a zwykłymi, żyjącymi pod prądem ludźmi. Z ludźmi z przeszłości wolno nam nawiązywać wyłącznie niezobowiązujące, przypadkowe kontakty. Wolno nam kupić torbę oliwek, spytać o drogę do Hagia Sophii i tak dalej. Nie ma mowy o przyjaźniach, nie ma mowy o filozoficznych dyskusjach, nie ma mowy o stosunkach seksualnych z obywatelami minionych epok.

A już zwłaszcza w przypadku przodków.

Tabu kazirodztwa jako takie niezbyt mnie obchodziło; jak wszystkie inne tabu sporo straciło ostatnio na wartości i choć wahałbym się przed pójściem do łóżka z matką lub siostrą, nie widziałem żadnego racjonalnego powodu, by nie pójść do łóżka z Pulcheria. Może i powstrzymywały mnie przed tym jakieś resztki rodzinnego purytanizmu, doskonale zdawałem sobie jednak sprawę, że w momencie kiedy Pulcheria znajdzie się w zasięgu ręki, nie pozostanie po nich ani śladu.

Przed podjęciem zdecydowanych działań skutecznie powstrzymywał mnie jednak uniwersalny środek na wstrzymanie, czyli strach przed karą. Gdyby Patrol przyłapał mnie w łóżku z praprapra… babcią, z pewnością straciłbym pracę, prawdopodobnie trafiłbym do więzienia, a może zostałbym nawet zagrożony karą pierwszego stopnia za przestępstwo czasowe, na podstawie uzasadnionego domniemania, że pragnąłem zostać swym własnym przodkiem. Ta możliwość doprawdy mnie przerażała.

Jakim cudem miałoby udać się im mnie złapać? Istniały przeróżne możliwości.

1. Zdobywam zaproszenie do Pulcherii. Jakimś cudem udaje mi się zostać z nią sam na sam. Sięgam po nią, ona krzyczy, goryle rodziny łapią mnie na gorącym uczynku i skazują na śmierć. Nie zgłaszam się po przerwie. Patrol badający okoliczności mego zniknięcia odkrywa, co się stało, ratuje mnie, po czym wnosi skargę o dokonanie przestępstwa czasowego.

2. Zdobywam zaproszenie i tak dalej. Uwodzę Pulcherię. W momencie wspólnego orgazmu do sypialni wpada mąż z mieczem w dłoni. Reszta jak wyżej.

3. Zakochujemy się w sobie z Pulcheria do tego stopnia, że decydujemy się skoczyć w jakiś daleki punkt przeszłości, powiedzmy do roku 400 p. n. e. albo 1600, dokądkolwiek. Żyjemy sobie długo i szczęśliwie, póki nie łapie nas Patrol, nie dostarcza do odpowiedniego momentu w roku 1105 i nie wnosi oskarżenia o przestępstwo czasowe.

4…

Potrafiłem wymyślić jeszcze wiele scenariuszy, z których wszystkie kończyły się tak samo. Oparłem się więc wszelkim pokusom spędzenia przerwy w roku 1105, w poszukiwaniu Pulcherii. W zamian za to, by zadośćuczynić memu ponuremu nastrojowi, skoczyłem w czas, w którym spełniało się każde niezdrowe pragnienie, czyli w czas czarnej śmierci.

Tylko najdziwniejsi, Najbardziej niezwykli lub najbardziej zboczeni ludzie płacili za wycieczkę w czas epidemii; innymi słowy, na taką wyprawę trzeba zapisywać się w długiej kolejce. Jako kurier mający akurat wolne wyrzuciłem jednak z kolejki kogoś płacącego żywą gotówką i załapałem się wraz z najbliższą grupą.

Obsługujemy cztery regularne trasy czarnej śmierci. Jedna zaczyna się na Krymie w 1347 roku i ukazuje postępy zarazy w Azji. Najważniejszym jej momentem jest oblężenie Kaffy, genueńskiego portu na wybrzeżu Morza Czarnego, przez Dżanibega, chana Złotej Ordy. Ludzie Dżanibega umierali na dżumę i katapultami wrzucali sczerniałe zwłoki do twierdzy przeciwnika, by zarazić Genueńczyków. Ta rozrywka wymaga co najmniej rocznej rezerwacji.

Genueńczycy ponieśli zarazę dalej na zachód, w rejon Morza Śródziemnego. Druga Wycieczka obejmuje Włochy jesienią roku 1347 i ukazuje rozprzestrzenianie się zarazy na Europę; jej uczestnicy są między innymi świadkami palenia Żydów, których oskarżano o powodujące chorobę zatruwanie studni. Trzecia ukazuje Francję roku 1348, czwarta zaś Anglię roku 1349.