Выбрать главу

— Ale jesteście hetero?

— W zasadzie tak, proszę pana — odpowiedziałem, niepewny czy to dobra odpowiedź, czy nie.

Samuel Hershkowitz szarpnął bokobrody.

— Kurierzy do Bizancjum muszą być ponad wszelkimi podejrzeniami, rozumiecie to, prawda? Jakby to powiedzieć… klimat tam jest w zasadzie… gorący. Możecie sobie używać do woli w roku 2059, ale jako kurier musicie umieć zachować poczucie perspektywy. Amen. Sam, popierasz kandydaturę tego chłopaka?

— Popieram.

— Mnie to wystarczy. Ale… cóż, sprawdzimy, czy nie jest ścigany za przestępstwo zagrożone najwyższym wymiarem kary. W zeszłym tygodniu mieliśmy tu chłopczyka grzecznego i ślicznego jak z obrazka, z podaniem o Golgotę. Sprawdziłem go. Okazało się, że jest poszukiwany w Indianie za spowodowanie zgnicia protoplazmy. I jeszcze kilka przestępstw miał na sumieniu. No więc tak, sprawdzamy. — Włączył wejście danych, wprowadził mój numer identyfikacyjny i dostał akta na monitor. Musiały zgadzać się z tym, co napisałem w podaniu, bo wyłączył się prawie natychmiast, skinął głową, wystukał jakieś prywatne notatki i otworzył biurko. Wyjął z niego coś, co przypominało pas na przepuklinę. Cisnął to coś mnie.

— Zrzucaj portki i włóż to — powiedział. — Sam, pokaż mu jak.

Przycisnąłem zamek. Spodnie opadły. Sam założył mi i zapiął pas na biodrach; miejsce zapięcia było niewidoczne, jakby pas fabrycznie stanowił całość.

— To twój timer — uświadomił mnie Sam. — Podłączony jest do głównego systemu czasowego, zsynchronizowany na odbiór wysyłanych sygnałów transportowych. Póki nie skończy się flogiston, to maleństwo zdolne jest przenieść cię w każdy punkt czasu w zakresie siedmiu tysięcy lat.

— A wcześniej nie?

— Nie przy tym modelu. Jak na razie nie wydaje się zezwoleń na nieograniczone podróże w prehistorię. Musimy otwierać przeszłość ostrożnie, epoka po epoce. A teraz uważaj. Ustawia się go w sposób najprostszy z możliwych. Tu, o tu, tuż nad lewym jajnikiem, znajduje się mikroprzełącznik kontrolujący ruch w przód i w tył. Żeby się przenieść, musisz zakreślić kciukiem krąg wokół punktu nacisku — od biodra do pępka, by przesunąć się w przeszłość, a od pępka do biodra, by przesunąć się w przyszłość. Po tej stronie jest dostrajanie; do posługiwania się nim potrzeba wprawy. Widzisz ten laminowany wskaźnik? Rok, miesiąc, dzień, godzina, minuta, sekunda. Tak, tak, żeby go odczytać, musisz zrobić lekkiego zeza, nic na to nie poradzimy. Lata skalibrowane są WOT — wstecz od teraźniejszości, miesiące zostały ponumerowane i tak dalej. Sztuka w tym, żeby błyskawicznie przeliczać czas docelowy 843 roku WOT, pięć miesięcy, jedenaście dni i tak dalej — przed ustawieniem licznika. Problem jest w zasadzie arytmetyczny, ale zdziwiłbyś się, gdybym ci powiedział, ilu ludzi nie jest w stanie przeliczyć daty, powiedzmy jedenasty lutego 1192 na liczbę lat, miesięcy i dni. Oczywiście jeśli chcesz zostać kurierem, musisz się tego nauczyć, ale na razie nie masz się czym przejmować.

Przerwał i spojrzał na Hershkowitza.

— Sam przeprowadzi teraz z tobą podstawowy test na dezorientację — wyjaśnił mi Hershkowitz. — Jeśli go zdasz, zostałeś przyjęty.

Sam także założył timer.

— Skakałeś kiedyś? — spytał mnie.

— Nigdy.

— No to dobrze się ubawisz, mały — uśmiechnął się szeroko. Nastawię ci licznik. Poczekaj, aż dam sygnał, a potem użyj lewego przycisku, żeby włączyć timer. Tylko nie zapomnij włożyć spodni.

— Przed czy po skoku? — zainteresowałem się.

— Przed — wyjaśnił Sam. — Przyciskami można operować przez ubranie. No i wyprawa w przeszłość ze spodniami na wysokości kostek to bardzo kiepski pomysł. Nie da się szybko biec. A czasami zjawiasz się na miejscu i już musisz wiać.

7.

Ustawił mi licznik. Wciągnąłem spodnie. Sam dotknął delikatnie brzucha po lewej stronie i znikł. Ja dwoma palcami zatoczyłem łuk od biodra do pępka, ale wcale nie znikłem. Znikł Samuel Hershkowitz.

Samuel Hershkowitz odszedł gdzieś tam, gdzie odchodzi płomień zdmuchniętej świecy, za to Sam pojawił się z powrotem obok mnie. W pustyni gabinecie Hershkowitza.

— Co się stało? — spytałem. — Gdzie on się podział?

— Jest wpół do dwunastej. W nocy — powiedział Sam. — Samuel nie bierze nadgodzin, wiesz? Kiedy skoczyliśmy, zostawiliśmy go dwa tygodnie z prądem. Poruszamy się w prądach czasu, chłopcze.

— Przenieśliśmy się dwa tygodnie w przeszłość?

— Przenieśliśmy się dwa tygodnie pod prąd — poprawił mnie Sam. — I jeszcze pół dnia, dlatego jest teraz noc. Chodź, przespacerujemy się po mieście.

Wyszliśmy z gmachu Służby. Pojechaliśmy na trzeci poziom Dolnego Nowego Orleanu. Sam nie miał chyba na myśli niczego specjalnego. Wpadliśmy do baru. Zjedliśmy po tuzinie ostryg na głowę, wypiliśmy parę piw, puszczaliśmy oczko do turystów. Kiedy jednak dotarliśmy na Dolną Bourbon Street, zrozumiałem, dlaczego wróciliśmy do tej nocy. Strach połaskotał mnie w jądra i nagle zacząłem się pocić.

Sam roześmiał się głośno.

— Nowych zawsze bije to w miejsce szczególne, Jud, mój przyjacielu. Ale przynajmniej pozbywasz się nadmiaru emocji.

— Spotkam samego siebie! — krzyknąłem.

— Zobaczysz samego siebie — poprawił mnie mój guru. — Lepiej rób, co możesz, żeby nigdy nie spotkać samego siebie, nigdy, albo wszystko się dla ciebie skończy. Jedna taka sztuczka i masz na głowie cały Patrol Czasowy.

— A jeśli moje wcześniejsze ja mnie zobaczy?

— To koniec. Człowieku, testujemy teraz twój system nerwowy, więc lepiej bądź gotów na wszystko. No, jesteśmy. Widzisz tego durnego fiuta idącego ulicą?

— To Judson Daniel Elliott III.

— Otóż właśnie, człowieku. Widziałeś kiedyś coś aż tak żałosnego? Cofnij się w cień, człowieku! Cofnij się w cień! Te białasy obok może nie grzeszą mądrością, ale z pewnością nie są ślepe!

Skuliliśmy się w mroku. Żołądek mi się skręcał, kiedy patrzyłem na Judsona Daniela Elliotta III, który właśnie wysiadł z kapsuły i szedł teraz ulicą do pałacu nochali, trzymając w ręku torbę. Widziałem, że garbi się lekko, że stawia nogi palcami do środka. Uszy miał zdumiewająco wielkie, a prawe ramię niósł nieco niżej niż lewe. Wyglądał niezdarnie, wyglądał jak jakiś ćwok! Minął nas, zatrzymał się przed pałacem i wpatrzył na pływające w koniaku dwie nagie dziewczyny. Przesunął językiem po górnej wardze. Pokiwał się na piętach. Rozważał, jakie ma szansę wcisnąć się między nogi którejś z tych nieosiągalnych dla zwykłych śmiertelników piękności, nim skończy się ta noc. Mogłem mu powiedzieć, że szansę ma niezłe.

Wszedł do środka.

— No i jak się czujesz? — spytał mnie Sam.

— Mam dreszcze.

— Przynajmniej jesteś uczciwy. Ludzi zawsze rusza, kiedy pierwszy raz skoczą pod prąd i widzą samych siebie. Ale można się do tego przyzwyczaić. No, jaki ci się wydał?

— Tępy wsiok.

— To też typowe. Nie bądź dla niego zbyt surowy. Nic nie poradzi na to, że nie wie tego wszystkiego, co wiesz ty. W końcu jest przecież młodszy od ciebie.

Sam zachichotał. Ja się nie śmiałem. Nadal nie mogłem otrząsnąć się z wrażenia, jakie wywarł na mnie widok samego siebie.

Czułem się jak swój własny duch… Wstępna dezorientacja” — powiedział Hershkowitz. No tak.

— Nic się nie martw — pocieszył mnie Sam. — Nieźle sobie radzisz.

Pewnie sięgnął ręką do mego podbrzusza; poczułem, jak dokonuje niewielkich poprawek na timerze. Potem przestawił swój.