Выбрать главу

— To niemożliwe — uprzedziła.

— Nie ma nic niemożliwego!

— Mój mąż…

— Śpi twardo. Tej nocy… i pod tym dachem…

— Nie, nie.

— Walczysz z przeznaczeniem, Pulcherio.

— Grzesiu!

— Łączy nas tajemna moc… moc rozciągająca się przez stulecia…

— Tak, Grzesiu?

Spokojnie, spokojnie, praprapra… wnuczku. Uważaj, co mówisz. Chlapanie jęzorem o pochodzeniu z przyszłości to najgłupsze ze wszystkich przestępstw czasowych.

— Tracimy czas. Przeznaczeniu nie sposób się oprzeć — powiedziałem tylko.

— Tak, och, tak! Grzesiu!

— Tej nocy.

— Tej nocy.

— Pod tym dachem.

— Pod tym dachem — powtórzyła Pulcheria.

— Wkrótce.

— Kiedy wyjdą ostatni goście. Kiedy położymy Leona do łóżka. Ukryję cię w bezpiecznym pokoju… przyjdę do ciebie…

— Wiedziałaś, że to nastąpi — stwierdziłem. — Wiedziałaś o tym tego dnia, kiedy spotkaliśmy się w sklepie.

— Tak. Wiedziałam. Wystarczyło jedno spojrzenie. Czyżbyś zaczarował mnie, czyżby twoja magia…

— Nie, Pulcherio. Połączyła nas magia, którą dysponujemy oboje. Magia przyciągnęła nas ku sobie, magia ukształtowała ten moment w czasie, magia tkała nici przyszłości, magia ruszyła z posad królestwo samego Chronosa…

— Tak dziwnie mówisz, Grzesiu. I tak pięknie. Z pewnością jesteś poetą!

— Być może.

— Za dwie godziny będziesz mój.

— A ty będziesz moja.

— Na zawsze!

Zadrżałem. Patrol wisiał nade mną jak miecz Damoklesa.

— Na zawsze, Pulcherio — powiedziałem.

47.

Pulcheria porozmawiała ze służbą. Powiedziała, że pewien młody człowiek z Epiru wypił zbyt wiele i chciałby położyć się w którymś z gościnnych pokoi. Z powodzeniem udałem pijanego. Metaxas znalazł się nagle przy mym boku. Życzył mi wszystkiego najlepszego. Przy świetle świecy odbyłem pielgrzymkę przez labirynt pałacu Dukasów, docierając wreszcie do niewielkiej, zwykłej sypialni, położonej gdzieś przy jego krańcu. Jedynym znajdującym się tu meblem było niskie łóżko, za jedyną dekorację służyła mozaika podłogi. Jedno niewielkie okno wpuszczało do środka promień księżycowego światła. Służący przyniósł mi miskę wody, życzył dobrej nocy i odszedł.

Czekałem miliard lat.

Z dala dobiegały mnie odgłosy zabawy. Pulcherii nie było.

To tylko żart, powtarzałem sobie. Zakpiono ze mnie. Młoda, lecz nad wiek wyrafinowana pani domu postanowiła poigrać sobie z ubogim kuzynem z Epiru. Pozostawi mnie, bym do rana siedział tu wyłamując sobie palce, a wtedy przyśle służącego, który wskaże mi drzwi. A może za kilka godzin w mym pokoju pojawi się niewolnica, mająca udawać Pulcherię? Albo bezzębna starucha, a goście będą nas obserwować przez znajdujące się w ścianie otwory. Albo…

Po raz tysięczny rozważałem, czy nie powinienem po prostu uciec. W końcu wystarczyło dotknąć timera, by skoczyć z prądem do 1204 roku, do mych śpiących kamieni u szyi: Conrada Sauerabenda, Palmyry Gostaman, państwa Haggins…

Więc mam się stąd wynieść? Teraz? Kiedy wszystko poszło tak szybko i tak łatwo? Co powie Metaxas, gdy dowie się, że stchórzyłem i…

Nagle przypomniałem sobie Sama, mego guru, pytającego: „Gdyby ktoś dał ci szansę spełnienia pragnienia twego serca, sięgnąłbyś po nią?”.

Pulcheria była pragnieniem mego serca. Co do tego nie miałem najmniejszych wątpliwości.

Przypomniałem sobie jeszcze, jak Sam, mój guru, mówił: „Jesteś nałogowym pechowcem. Nałogowi pechowcy zawsze wybierają najgorsze wyjście”.

Dobra, wiej, praprapra… wnuczku. Wynoś się z teraz, nim skorzystasz z ofiary ciemnego, wonnego łona swej antycznej antenatki.

Wspomniałem też Emily, dziewczynę z salonu genspirali, dziewczynę obdarzoną darem proroczym, krzyczącą piskliwie: „Strzeż się! Strzeż się miłości w Bizancjum. Strzeż się, strzeż!”.

A ja się zakochałem. W Bizancjum.

Wstałem. Przemierzyłem pokój po raz tysięczny. Przystanąłem przy drzwiach, wsłuchując się w daleki śmiech, w niemal niesłyszalne dźwięki pieśni. Rozebrałem się, porządnie składając każdą cześć garderoby i układając z nich schludny stosik obok łóżka. Stałem nagi, jeśli nie liczyć timera, i zastanawiałem się, czy przypadkiem jego też nie powinienem usunąć. Co powie Pulcheria widząc na mym ciele czerwonobrązowy pas? Jak mam wyjaśnić jej jego obecność?

Zdjąłem więc i timer, żegnając się z nim po raz pierwszy w trakcie pobytu w czasie. Zalała mnie fala prawdziwego przerażenia, czułem się bardziej niż nagi, czułem się obdarty z ciała aż do kości. Bez zawiązanego na biodrach timera byłem niewolnikiem czasu, jak ci nieszczęśni, otaczający mnie ludzie. Bez timera nie mogłem uciec z teraźniejszej teraźniejszości. Gdyby Pulcheria planowała jakiś okrutny żart, gdyby złapano mnie bez timera w zasięgu ręki, byłbym skazany.

Jak najszybciej potrafiłem, z powrotem przypasałem timer.

A potem się umyłem. Umyłem się dokładnie, wszędzie; myłem się dla Pulcherii. I stanąłem przy łóżku, czekając kolejny miliard lat. I tęsknie wyobrażałem sobie ciemne, twarde sutki dużych piersi Pulcherii, i miękką skórę jej ud. I moja męskość obudziła się do życia, wzrastając w stopniu, który jednocześnie uradował mnie i zawstydził.

Nie pragnąłem, by Pulcheria zastała mnie w takim stanie — stojącego obok łóżka z erekcją niczym dąb. Wyglądałem z nią, jakbym wyhodował sobie trzecią nogę; powitać tak Pulcherię byłoby nieprzyzwoitą wręcz bezpośredniością. Ubrałem się szybko, czując się jak idiota. I znów czekałem miliard lat. I dostrzegłem, jak w okienku ze srebrnymi promieniami księżyca mieszają się złote promienie wstającego słońca.

Drzwi się otworzyły. Pulcheria weszła, zamknęła je za sobą i zaryglowała.

Zmyła makijaż. Zdjęła całą biżuterię — z wyjątkiem ciężkiego złotego wisiora na piersi. Ceremonialny strój zastąpiła prostą jedwabną szatą. Nawet w słabym świetle dopalających się świec widziałem, że jest pod nią naga. Jej nagość rozpaliła mnie do szaleństwa.

Podeszła do mnie, jakby płynęła w powietrzu.

Wziąłem ją w ramiona i próbowałem pocałować. Nie wiedziała, co to pocałunek. Pozycja, którą trzeba przyjąć, by zetknęły się usta, była jej całkowicie obca. Musiałem ją sobie ustawić. Przechyliłem jej głowę. Uśmiechnęła się zdziwiona, lecz nie protestowałaś

Nasze wargi zetknęły się wreszcie. Wysunąłem język. Pulcheria zadrżała i mocno się do mnie przytuliła. Teorię pocałunku opanowała błyskawicznie.

Przesunąłem dłońmi po jej ramionach i plecach. Rozchyliłem otulającą ją szatę. Drżała, kiedy ją rozbierałem.

Dotknąłem jej nagich piersi. Dwie… to by się zgadzało, prawda? Jasnoróżowe sutki. Opuściłem dłonie na pośladki. Rozmiar idealny. Przesunąłem opuszkami palców po udach. Udom nic nie można było zarzucić.

Jakie słodkie są te dwa małe dołeczki tuż nad pośladkami!

Pulcheria była jednocześnie wstydliwa i namiętna — idealna kombinacja.

Kiedy się rozebrałem, dotknęła timera, przesunęła po nim palcem, ale nie pytała o nic ł niemal natychmiast jej dłonie powędrowały niżej.

Padliśmy na łóżko.

Wiecie, seks to doprawdy śmieszna rzecz. To znaczy, chodzi mi o sam akt fizyczny. O to, co w powieściach z XX wieku nazywają „uprawianiem miłości”, to, o czym mówiło się „spać ze sobą”. To znaczy, proszę tylko pomyśleć, jak wysilali się pisarze, żeby pięknie opisać pieprzenie się.