— A kiedy widziałeś ją po raz ostatni?
— Trzy tygodnie temu. Przecież razem byliśmy na tej wieczerzy.
— Nie, kochany — oznajmiłem mu. — Padłeś ofiarą paradoksu przemieszczenia… i ja także. Żoną Leona Dukasa jest niejaka Euprepia. Leon ma z nią dwójkę dzieci, trzecie w drodze. Pulcheria jest żoną karczmarza nazwiskiem Herakliusz Fotis.
— Odbiło ci?
— Przeszłość została zmieniona. Nie wiem, jak to się stało, ale nastąpiła zmiana, i to dokładnie w mej linii. Nie rozumiesz? Pulcheria nie jest już mym przodkiem, jeden Bóg wie, czy w ogóle istnieję! Jeśli nie jestem potomkiem Pulcherii i Leona, to czyim jestem potomkiem i…
— Kiedyś się zorientował?
— Przed chwilą. Skoczyłem poszukać Pulcherii… Chryste, człowieku, co ja mam teraz zrobić?
— Może nastąpiło jakieś nieporozumienie — stwierdził spokojnie Metaxas.
— Nie. Nie nastąpiło żadne nieporozumienie. Spytaj własną służbę. Oni nie podlegają paradoksowi przemieszczenia. Spytaj ich, czy kiedykolwiek słyszeli o Pulcherii Dukas. Nie słyszeli. Spytaj, jak ma na imię żona Leona Dukasa. Jedź do miasta i sam się przekonaj. Nastąpiła zmiana w przeszłości, nie pojmujesz? Przeszłość się zmieniła, Chryste. Jezu Chryste, człowieku… !
Metaxas złapał mnie za ręce.
— Jud, opowiedz mi wszystko od początku — powiedział bardzo spokojnie.
Nie miałem jednak szansy opowiedzieć mu wszystkiego od początku. Nim zacząłem, do pokoju wpadł czarny Sam.
— Znaleźliśmy go! Znaleźliśmy! — wrzeszczał, podskakując z radości.
— Kogo? — spytał Metaxas.
— Kogo? — zapytałem w tej samej chwili.
— Kogo? — zdumiał się Sam. — A twoim zdaniem kogo, do cholery, szukaliśmy? Sauerabenda przecież. Conrada EX. Sauerabenda.
— Znaleźliście go! — Usiadłem ciężko. Nogi miałem jak z waty.
Co za ulga! — Jak? Kiedy? Gdzie?
— Normalnie. Dziś rano. Jest tu, w 1105 roku. Z Melamedem poszedłem na targowisko, tak tylko sprawdzić co w trawie piszczy, pomachaliśmy portretem i, niech to diabli, jeden z handlarzy świńską golonką go rozpoznał. Sauerabend mieszka w Konstantynopolu od jakichś pięciu lat. Ma karczmę nad Złotym Rogiem. Używa nazwiska Herakliusz Fotis…
— Nie! — wrzasnąłem. — Nie, nie, nie! Łżesz, ty wielki czarny sukinsynu!
Rzuciłem się na Sama w ślepej furii. Uderzyłem go w brzuch; zatoczył się i ciężko walnął w ścianę. Oderwał się od niej, przyjrzał mi się dziwnie, złapał mnie za klapy, podniósł, upuścił, podniósł, upuścił, podniósł… i — na prośbę Metaxasa — łagodnie postawił na podłodze.
— Oczywiście — powiedział cicho. — To prawda, jestem wielkim czarnym sukinsynem, ale czy trzeba od razu głosić tę prawdę całemu światu?
— Niech mu ktoś da wina. Facet najwyraźniej zwariował. — Metaxas miał na myśli, oczywiście, mnie.
Jakimś cudem udało mi się odzyskać panowanie nad sobą.
— Sam, przepraszam, że zwymyślałem cię tak niestosownie, ale po prostu nie potrafię uwierzyć, że Conrad Sauerabend mieszka w Konstantynopolu jako Harakliusz Fotis.
— A to dlaczego?
— Bo… bo…
— Widziałem go na własne oczy — oznajmił Sam. — Niespełna pięć godzin temu piłem wino w jego gospodzie. Facet wielki, tłusty, czerwony na gębie i ma o sobie wielkie mniemanie. Jego żoneczka to gorąca szesnastolatka, pracująca jako karczmarka. Pokazuje klientom cycki i z całą pewnością sprzedaje tyłek w sypialni na górze.
— Dobra — powiedziałem głosem, jakim mógłby przemawiać trup. — Wygrałeś. Jego żona ma na imię Pulcheria.
Metaxas charknął, jakby się zadławił.
— Nie pytałem jej o imię — zdziwił się Sam.
— Ma siedemnaście lat, nie szesnaście. Pochodzi z rodu Botanidesów — mówiłem, nie zwracając na nich uwagi. — To jedna z najważniejszych rodzin w historii Bizancjum. Jeden Budda wie, jakim cudem zdobył ją za żonę Herakliusz Fotis, czyli Conrad Sauerabend. Przeszłość została zmieniona, Sam, ponieważ zaledwie parę tygodni temu względem mojej teraźniejszości Pulcheria była żoną Leona Dukasa, mieszkała w pałacu leżącym niedaleko pałacu cesarskiego i tak się przypadkiem złożyło, że miałem z nią romans, a żeby było jeszcze śmieszniej, przed zmianą przeszłości Leon Dukas i ona byli moimi praprapra… dziadkami, więc zdarzył się niesłychany przypadek, co mi śmierdzi pod niebiosa, i nic nie rozumiem z wyjątkiem tego, że stałem się prawdopodobnie nikim, bo w tej teraźniejszości Pulcheria Dukas już nie istnieje. Panowie, jeśli nie macie nic przeciwko temu, znajdę teraz jakiś spokojny kąt w tym domu i poderżnę sobie gardło.
— Przecież to się nie mogło zdarzyć — stwierdził trzeźwo Sam. — To jakiś koszmar.
57.
Lecz, oczywiście, nie był to żaden koszmar, tylko wydarzenie tak samo rzeczywiste jak wszystkie w naszym płynnym, zmiennym wszechświecie.
We trzech wypiliśmy straszną ilość wina. Przy winie Sam przekazał mi więcej szczegółów. Opowiedział, jak rozpytywał się w okolicy o Sauerabenda/Fotisa. Powiedziano mu, że człowiek ten pojawił się w tajemniczych okolicznościach około roku 1099. Że prawdopodobnie przybył z daleka. Że goście nie lubili go, a do karczmy przychodzili ze względu na jego piękną żonę. Ogólnie podejrzewano, że zaangażowany jest w jakąś nielegalną działalność.
— Przeprosił gości — mówił Sam — i powiedział, że musi jechać po towar do Galaty. Kolettis poszedł za nim. Facet wcale nie miał zamiaru robić zakupów. Wszedł do jakiegoś magazynu w Galacie i najwyraźniej znikł. Kolettis szukał go na miejscu i nie znalazł. Jego zdaniem Sauerabend po prostu skoczył. Pojawił się znikąd jakieś pół godziny później i spokojnie wrócił promem do Konstantynopola.
— Przestępstwo czasowe — stwierdził natychmiast Metaxas. Przemyt.
— Jestem tego samego zdania — oznajmił Sam. — Używa początku XII wieku jako bazy wypadowej, kryjąc się pod nazwiskiem Fotisa. Przemyca dzieła sztuki, może złote monety albo coś, pod prąd, do współczesności.
— Ale jak wpadł na dziewczynę? — nie pojmował Metaxas.
Sam tylko wzruszył ramionami.
— Ta część jego przygód pozostaje niejasna. Teraz jednak, kiedy Sauerabenda już znaleźliśmy, możemy zacząć go śledzić pod prąd, aż dotrzemy do punktu w czasie, kiedy się pojawił. Będziemy wiedzieli, co robił.
— A my? — jęknąłem. — Jakim cudem uda się nam przywrócić właściwe następstwo zdarzeń?
— Musimy wyłapać moment, w którym skoczył tu z twojej wycieczki — wyjaśnił Metaxas. — Ustawimy się tam i złapiemy go podczas materializacji. Zabierzemy przerobiony timer i wyślemy faceta z powrotem w 1204. Będzie wykluczony z upływu czasu w chwili, w której miał w ten czas wkroczyć, i ograniczony do tej twojej wycieczki, w której i tak uczestniczył.
— W twoich ustach brzmi to prosto — powiedziałem. — Ale w rzeczywistości wcale nie jest proste. Co ze zmianami, które już dokonały się w przeszłości? Z jego pięcioletnim małżeństwem z Pulcheria Botanides…
— Przechodzą w sferę niezdarzeń — wyjaśnił mi Sam. — Jak tylko dorwiemy Sauerabenda w 1099 czy którym tam i wyślemy go z powrotem do 1204, jego małżeństwo z Pulcheria wymazuje się automatycznie, prawda? Zmiany zostają anulowane, Pulcheria poślubia, kogo miała poślubić…
— Leona Dukasa — wtrąciłem. — Mojego przodka.
— Dobrze, niech będzie Dukasa — zgodził się Sam. — Dla mieszkańców Bizancjum cały epizod z Herakliuszem Fotisem po prostu przestanie istnieć. Tylko my będziemy o nim wiedzieli, ponieważ jesteśmy poddani działaniu paradoksu przemieszczenia.