— Robisz tutaj zakupy? — pyta. Głupie pytanie, skoro sterczę przy samochodzie z torbami pełnymi produktów. Może myśli, że to wszystko ukradłem?
— Przyjeżdżam tutaj we wtorki — odpowiadam. Patrzy z dezaprobatą. Może uważa, że wtorki nie są odpowiednie na zakupy spożywcze, ale w takim razie co sam tutaj robi?
— Przychodzisz jutro na szermierkę? — pyta.
— Tak — odpowiadam. Wkładam do auta drugą torbę i zamykam tylne drzwi.
— Wybierasz się na ten turniej? — Patrzy na mnie w taki sposób, że mam ochotę odwrócić wzrok lub wbić go w ziemię.
— Tak — mówię. — A teraz muszę jechać do domu. — Mleko powinno być przechowywane w temperaturze nie wyższej niż 38 stopni Fahrenheita. Na parkingu jest co najmniej 90 stopni[4]i zakupione przeze mnie mleko zaraz się nagrzeje.
— Prawdziwy rutyniarz z ciebie, co? — pyta.
Nie wiem, czy istnieje fałszywy rutyniarz. Zastanawiam się, czy to coś takiego jak „prawdziwa kosa”.
— Robisz codziennie te same rzeczy? — chce wiedzieć.
— Nie te same rzeczy codziennie — prostuję. — Te same rzeczy w te same dni.
— Och, w porządku — uspakaja. — Cóż, do zobaczenia jutro, mój systematyczny przyjacielu. — Śmieje się. To dziwny śmiech, jakby Don wcale nie był rozbawiony. Otwieram przednie drzwi i wsiadam do samochodu. Don nic nie mówi ani nie odchodzi. Włączam silnik, a on gwałtownie wzrusza ramionami, jakby coś go ukąsiło.
— Do widzenia — mówię uprzejmie.
— Tak — mruczy przeciągle. — Cześć.
Wciąż tam stoi, kiedy ruszam z miejsca. Widzę go we wstecznym lusterku, dopóki nie wyjeżdżam na ulicę. Skręcam w prawo.
Gdy się oglądam, już go nie ma.
W moim mieszkaniu jest ciszej niż na zewnątrz, ale nie jest tak naprawdę cicho. Piętro niżej policjant Danny Bryce ma włączony telewizor i wiem, że ogląda show z udziałem publiczności. Wyżej pani Sanderson przeciąga krzesła do kuchni; robi tak co wieczór. Słyszę tykanie budzika i cichutki szum zasilacza swojego komputera. Waha się nieznacznie wraz ze zmianami natężenia mocy. Z zewnątrz napływa hałas: stukot pociągu podmiejskiego, jęk ruchu ulicznego, głosy na podwórku.
Trudniej mi ignorować hałasy, kiedy jestem rozgniewany. Włączam muzykę. Nakłada się na inne dźwięki, lecz one wciąż są obecne, niczym zabawki wepchnięte pod gruby dywan. Chowam zakupy, ścierając z kartonu z mlekiem kropelki skondensowanej wilgoci, i nastawiam głośniej muzykę. Nie za głośno; nie powinienem denerwować sąsiadów. W odtwarzaczu znajduje się płyta z Mozartem. Zwykle pomaga. Czuję, jak powolutku opuszcza mnie napięcie.
Nie wiem, dlaczego zaczepiła mnie tamta kobieta. Nie powinna była tego robić. Sklep spożywczy to teren neutralny; nie powinna tam rozmawiać z nieznajomymi. Byłem bezpieczny, dopóki nie zwróciła na mnie uwagi. Gdyby Emmy nie mówiła tak głośno, nic by nie zauważyła. Sama tak powiedziała. Nie przepadam za Emmy. Czuję, jak czerwienieje mi kark na myśl o tym, co wygadywała ona i tamta kobieta.
Rodzice mówili, że nie powinienem obwiniać ludzi za to, iż dostrzegają, że jestem inny. Nie powinienem mieć pretensji do Emmy. Powinienem raczej przyjrzeć się sobie i rozważyć, co się wydarzyło.
Nie chcę tego robić. Nie uczyniłem nic złego. Muszę robić zakupy w spożywczym. Miałem powód, żeby tam być. Zachowywałem się odpowiednio. Nie rozmawiałem z nieznajomymi ani nie mówiłem do siebie na głos. Nie zajmowałem w alejce więcej miejsca, niż powinienem. Marjory jest moją przyjaciółką. Rozmowa z nią nie była niczym złym, tak samo okazana jej pomoc w odszukaniu ryżu i folii aluminiowej.
Emmy się myliła. Emmy mówiła za głośno i to dlatego tamta kobieta zwróciła na nas uwagę. Mimo to powinna była zajmować się własnymi sprawami. To nie moja wina, że Emmy mówiła za głośno.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Muszę wiedzieć, czy to, co czuję, jest tym, co czują normalni ludzie, kiedy są zakochani. W szkole, na lekcjach angielskiego, czytaliśmy różne opowiadania o miłości, lecz nauczyciele zawsze nam mówili, że są one dalekie od rzeczywistości. Nie wiem dlaczego. Nie zapytałem wtedy o to, ponieważ nic mnie to nie obchodziło. Myślałem, że to głupie. Pan Neilson, ten od zajęć z higieny, mówił, że to wszystko kwestia hormonów i żebyśmy nie robili nic głupiego. Sposób, w jaki opisał czynności seksualne, sprawił, że wolałbym nie mieć tam w dole niczego, niczym plastikowa lalka. Nie potrafiłem wyobrazić sobie wkładania tego do tamtego… Poza tym nazwy części ciała są brzydkie. Ukłucie boli; kto chciałby mieć kolec[5]? Wciąż myślałem o cierniach. Inne słowa nie były lepsze, a termin medyczny — penis — brzmiał głupio. Określenia aktu płciowego też są brzydkimi, dudniącymi słowami; przywodzą mi na myśl ból. Samo wyobrażenie sobie bliskości, konieczności oddychania cudzym oddechem, wąchania cudzego ciała… obrzydliwe. Szatnia była wystarczająco okropna. Zawsze zbierało mi się tam na wymioty.
Wtedy uważałem to za ohydne. Teraz… zapach włosów fechtującej się Marjory sprawiał, że chciałem się do niej zbliżyć. Mimo że używa perfumowanego mydła do odzieży i dezodorantu o jakby proszkowatym zapachu, jest coś… Ale sam pomysł pozostaje dla mnie okropny. Widziałem zdjęcia; wiem, jak wygląda kobiece ciało. Kiedy chodziłem do szkoły, chłopcy wymieniali się kasetami wideo z tańczącymi nagimi kobietami i parami, które uprawiały seks. Oglądając je, czerwienili się i pocili, a ich głosy przypominały dźwięki wydawane przez szympansy z audycji przyrodniczej. Z początku też chciałem zobaczyć, ponieważ niczego takiego nie znałem — moi rodzice nie trzymali w domu podobnych rzeczy — lecz te krótkie filmy okazały się nudne, a występujące w nich kobiety sprawiały wrażenie rozgniewanych lub wystraszonych. Uznałem wówczas, że gdyby im się to podobało, wyglądałyby na szczęśliwsze.
Nigdy nie chciałem sprawić, żeby ktoś wyglądał na przerażonego albo złego. Nie jest miło być przestraszonym albo rozgniewanym. Przerażeni ludzie popełniają błędy. Rozgniewani ludzie popełniają błędy. Pan Neilson mówił, że pociąg seksualny jest czymś całkowicie normalnym, lecz nie wyjaśnił, na czym on polega, przynajmniej nie tak, żebym mógł to zrozumieć. Moje ciało rozwijało się tak samo jak ciała innych chłopców; pamiętam moje zdumienie, gdy odkryłem na kroczu pierwsze ciemne włoski. Nauczyciel opowiedział nam o spermie i jajeczkach, i o tym, jak wszystko wyrasta z nasienia. Kiedy zobaczyłem te włosy, pomyślałem, że ktoś je tam zasiał, i nie miałem pojęcia, jak do tego doszło. Matka wyjaśniła mi, że to objaw dojrzewania płciowego, i zakazała robienia głupstw.
Nigdy nie byłem pewny, o jakie uczucia chodziło; wrażenia cielesne, jak ciepło i zimno, czy psychiczne, jak radość i smutek. Kiedy patrzyłem na zdjęcia nagich dziewcząt, moje ciało czasem reagowało, lecz jedynym uczuciem psychicznym było obrzydzenie.
Widziałem walczącą Marjory i wiem, że ją to bawi, lecz zwykle się nie uśmiecha. Mówią, że twarz uśmiechnięta to twarz szczęśliwa. Może to nieprawda? Może jej się to podoba?
Kiedy docieram do domu Toma i Lucii, ta ostatnia mówi mi, żebym wyszedł na dwór. Sama pichci coś w kuchni; słyszę stukot garnków. Wyczuwam przyprawy. Nie ma nikogo więcej.
Tom siedzi na tyłach domu i usuwa osełką szczerby z klingi jednej ze swoich broni. Zaczynam rozgrzewkę. Od śmierci moich rodziców są jedyną znaną mi parą, która jest ze sobą tak długo po ślubie. Nie potrafię ich zapytać, jak to jest być małżeństwem.
4
38 stopni Fahrenheita odpowiada 3 stopniom Celsjusza, zaś 90 stopni Fahrenheita to 33 stopnie Celsjusza
5
Nieprzetłumaczalna gra słów. W jęz. angielskim słowo „prick” oznacza zarówno „kolec, ukłuć”, jak i „penis”