— Według mnie — dowodził Tom — to ten twój pan Crenshaw postanowił brać pod uwagę ograniczenia, a nie możliwości. Mógł uznać ciebie, i resztę twojej sekcji, za zasoby, które należy wy szkolić.
— Nie jestem zasobem — powiedziałem. — Jestem osobą.
— Masz rację, Lou, ale teraz mówimy o korporacji. Podobnie jak w wojsku, korporacje traktują pracowników jak aktywa i pasywa. Pracownik, który potrzebuje czegoś innego niż pozostali, może być postrzegany jako zobowiązanie wymagające więcej nakładów dla osiągnięcia tego samego efektu. To bardzo proste podejście do sprawy i wielu menedżerów tak właśnie uważa.
— Widzą, co jest złe — zauważyłem.
— Tak. Mogą także dostrzec twoją wartość, jako części swoich aktywów, ale wolą mieć takie, które nie są obciążone zobowiązaniami.
— Dobrzy menedżerowie — dodała Lucia — pozwalają swym pracownikom się rozwijać. Jeśli pracownicy dobrze wykonują część swojej pracy, a resztę nie, pomagają im dostrzec słabe strony i je rozwijać, lecz tylko do takiego momentu, w którym nie wpływa to ujemnie na ich możliwości, dla jakich zostali zatrudnieni.
— Ale jeśli nowy system komputerowy może zrobić to lepiej…
— To nieważne. Zawsze jest coś, czego nie zrobi. Lou, to bez znaczenia, czy komputer albo inna maszyna, albo inny pracownik może wykonać konkretne zadanie, które ty wykonujesz… szybciej, dokładniej i tak dalej… Jedyne, czego nikt nie zrobi lepiej od ciebie, to bycie tobą.
— Ale co dobrego w tym, że nie będę miał pracy? — zapytałem. — Jeśli nie zdołam jej znaleźć…
— Lou, jesteś osobą… indywidualnością niepodobną do nikogo innego. To jest dobre, niezależnie od tego, czy będziesz miał pracę, czy nie.
— Jestem osobą autystyczną — powiedziałem. — Oto, kim jestem. Muszę mieć jakieś wyjście… Jeśli mnie zwolnią, cóż innego mógłbym robić?
— Mnóstwo ludzi traci pracę, a potem znajduje sobie inne zajęcie. Ty też możesz tego dokonać, jeśli będziesz musiał. O ile będziesz musiał. Możesz sam podjąć decyzję o zmianie. Nie musisz wystawiać się na cios. To tak jak w szermierce: możesz być tym, który ustanawia wzór, lub tym, który za nim podąża.
Odtwarzam to kilka razy jak taśmę, próbując dopasować dźwięki do słów i wyrażeń, tak jak zapamiętałem. Parę razy powtórzyli mi, żebym wynajął sobie prawnika, ale nie jestem gotowy rozmawiać z kimś, kogo nie znam. Trudno wyjaśnić, o co mi chodzi i co się wydarzyło. Wolę najpierw sam to sobie przemyśleć.
Gdybym nie był taki, jaki jestem, to jaki bym był? Zastanawiam się nad tym od czasu do czasu. Gdyby łatwiej przychodziło mi zrozumienie tego, co mówią inni, czy chciałbym częściej ich słuchać? Czy prowadzenie rozmowy przychodziłoby mi łatwiej? I czy w rezultacie miałbym wtedy więcej przyjaciół, był bardziej popularny? Próbuję sobie wyobrazić siebie jako dziecko, normalne dziecko, rozmawiające z rodziną, nauczycielami i kolegami z klasy. Gdybym był takim dzieckiem, a nie sobą, czy łatwiej nauczyłbym się matematyki? Czy wspaniałe, skomplikowane konstrukcje muzyki poważnej byłyby dla mnie równie oczywiste już przy pierwszym słuchaniu? Pamiętam, kiedy po raz pierwszy usłyszałem Toccatę i fugę d-mol Bacha… intensywność radości, jaką wówczas czułem. Czy byłbym zdolny wykonywać pracę, jaką się obecnie zajmuję? Jaką inną pracę mógłbym wykonywać?
Trudniej jest wyobrazić sobie innego siebie teraz, kiedy już jestem dorosły. Będąc dzieckiem, wyobrażałem sobie siebie w innych rolach. Myślałem, że stanę się normalny, że pewnego dnia będę mógł robić wszystko to, co innym przychodziło z taką łatwością. Z czasem te fantazje zniknęły. Moje ograniczenia były realne i niezmienne, niczym czarne linie, tworzące obwódkę wokół mego życia. Jedyna rola, jaką gram, to rola normalnego.
Wszystkie książki podkreślały to samo: trwałość braków, jak to nazywają. Wczesna interwencja mogła złagodzić symptomy, lecz najważniejszy problem pozostawał. Czułem ten problem każdego dnia, tak jakbym miał w środku wielki i okrągły kamień, ciężką obecność, która mi zawadzała i wpływała na wszystko, co robiłem lub usiłowałem zrobić.
A gdyby go tam nie było?
Porzuciłem czytanie o własnym upośledzeniu, gdy skończyłem szkołę. Nie miałem wykształcenia chemika, biochemika ani genetyka… chociaż pracuję w firmie farmaceutycznej, niewiele wiem o lekarstwach. Znam się tylko na wzorach, które przepływają przez mój komputer i które wyszukuję i analizuję. I na tych, które mam tworzyć.
Nie wiem, jak ludzie uczą się nowych rzeczy, lecz sposób, w jaki ja to robię, jest skuteczny. Kiedy miałem siedem lat, rodzice kupili mi rower i usiłowali wytłumaczyć, jak na nim jeździć. Chcieli, żebym najpierw usiadł i pedałował, podczas gdy oni prowadzili rower, a potem żebym zaczął sam nim kierować. Zignorowałem ich. Jasne było, że kierowanie to bardzo ważna, ale i trudna sprawa, wobec czego musiałem nauczyć się tego w pierwszej kolejności.
Prowadziłem rower dokoła podwórka, wyczuwając, jak kierownica podskakuje i szarpie, gdy przednie koło najeżdża na trawę lub kamień. Potem usiadłem na rowerze okrakiem i chodziłem w ten sposób, pozwalając, by się przewracał, a wtedy go podnosiłem. W końcu zjechałem ze skarpy, na której znajdowała się droga, odrywając stopy od ziemi, lecz w każdej chwili gotów się zatrzymać. A potem zacząłem pedałować i już nigdy się nie przewróciłem.
Najważniejsze jest wiedzieć, od czego zacząć. Jeśli zaczniesz we właściwym miejscu i przejdziesz przez wszystkie etapy, dotrzesz do mety.
Jeśli chcę się dowiedzieć, dlaczego to leczenie sprawi, że pan Crenshaw się wzbogaci, to muszę zapoznać się z zasadami działania mózgu. Nie z ogólnie znanymi definicjami, lecz z tym, jak rzeczywiście pracuje, na zasadzie maszyny. To jak kierownica roweru — sposób kierowania całą osobą. Muszę ponadto wiedzieć, czym tak naprawdę są lekarstwa i jak działają.
Wszystko, co pamiętam ze szkoły o mózgu, to tyle że jest szary i zużywa mnóstwo glukozy i tlenu. Kiedy chodziłem do szkoły, nie lubiłem słowa „glukoza”. Przywodziło mi na myśl gluta, a nie podobało mi się, że mój mózg wykorzystuje do pracy gluty. Chciałem, żeby mój mózg był jak komputer, coś, co działa dobrze samo z siebie i nie popełnia błędów.
Książki mówiły, że problem z autyzmem kryje się w mózgu, co sprawiało, że czułem się jak niesprawny komputer, który należałoby zwrócić do producenta lub wyrzucić. Wszystkie interwencje, całe szkolenie, było niczym oprogramowanie, które miało naprawić zepsuty komputer. Tyle że nigdy tak się nie stało.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Zbyt wiele rzeczy dzieje się jednocześnie. Odnoszę wrażenie, że prędkość wydarzeń jest większa od prędkości światła, wiem jednak, że obiektywnie nie może to być prawdą. Obiektywna prawda to określenie, jakie znalazłem w jednym z tekstów, które starałem się przeczytać w Internecie. Według książek, prawda subiektywna równa się temu, co ludzie sądzą o pewnych rzeczach. Mam wrażenie, że zbyt wiele rzeczy dzieje się tak szybko, że wręcz nie można ich zobaczyć. Dzieją się przed świadomością, w mroku, który jest zawsze szybszy od światła, ponieważ dociera w każde miejsce pierwszy.
Siedzę przy komputerze, starając się doszukać w tym wszystkim jakiegoś wzoru. Odnajdywanie wzorów to moja umiejętność. Wiara we wzory — w istnienie wzorów — to najwyraźniej moje życiowe credo. Część tego, kim jestem. Autor książki pisze, że to, kim jest dany człowiek, zależy od jego genów, pochodzenia i środowiska.