Выбрать главу

— Przyślemy kogoś, żeby pana zabrał, panie Arrendale — dodaje policjant. — Proszę zadzwonić pod ten numer, kiedy będzie pan gotowy do wyjścia z pracy. — Wręcza mi wizytówkę. — Nie zamierzamy stawiać tutaj funkcjonariusza, ochrona w tej firmie jest wystarczająco dobra, proszę mi jednak wierzyć, że powinien pan zachowywać ostrożność.

Po jego odejściu trudno mi wrócić do pracy, koncentruję się jednak na moim projekcie i coś osiągam, zanim nadchodzi pora, by wyjść i zadzwonić pod wskazany numer.

* * *

Pete Aldrin odetchnął głęboko, kiedy Crenshaw opuścił jego gabinet, wściekły na „zawziętego glinę”, który przyjechał przesłuchać Lou Arrendaleła, i podniósł słuchawkę telefonu, by zadzwonić do kadr.

— Bart… — To właśnie imię Paul zasugerował — młodego i niedoświadczonego pracownika, który z pewnością uda się do kogoś po radę i wskazówki. — Bart, muszę zorganizować trochę wolnego dla mojej Sekcji A. Wezmą udział w projekcie badawczym.

— Czyim? — zapytał Bart.

— Naszym. To pierwsze próby na ludziach nowego produktu przeznaczonego dla dorosłych autystycznych. Pan Crenshaw nadaje temu priorytetowe znaczenie, byłbym więc wdzięczny za szybkie załatwienie bezterminowych urlopów… Tak chyba będzie najlepiej. Nie wiemy, jak długo to potrwa…

— Dla wszystkich? Jednocześnie?

— Mają zaliczyć cały projekt, choć nie jestem tego jeszcze do końca pewny. Dam znać, jak tylko zostaną podpisane odpowiednie formularze. Założę się jednak, że potrwa to co najmniej trzydzieści dni…

— Nie rozumiem, jak…

— Podam ci kod autoryzacji. Jeśli potrzebujesz podpisu pana Crenshawa…

— Nie chodzi tylko o…

— Dziękuję — rzucił Aldrin i odłożył słuchawkę. Wyobraził sobie, jak zdumiony i zaniepokojony Bart biegnie do swych przełożonych z pytaniem, co ma robić. Odetchnął głęboko, po czym zadzwonił do Shirley z księgowości.

— Muszę zorganizować bezpośrednie zdeponowanie płac Sekcji A w ich bankach na czas bezterminowego urlopu…

— Mówiłam ci, Pete, że to nie tak działa. Musisz mieć upoważnienie…

— Pan Crenshaw uważa to za priorytet. Mam kod autoryzacji tego projektu i mogę dostarczyć jego podpis…

— Ale jak niby mam…

— Nie możesz po prostu założyć, że pracują w innym miejscu? Nie wymagałoby to żadnych zmian w aktualnych budżetach działów.

Słyszał, jak Shirley wciąga powietrze przez zęby.

— Pewnie bym mogła, gdybyś podał mi to nowe miejsce ich pobytu.

— Budynek 42, główny campus.

Chwila milczenia, po czym:

— Ale to jest klinika, Pete. Co ty kombinujesz? Podwójne opłacanie pracowników jako obiektów doświadczalnych?

— Nic nie kombinuję — odparł Aldrin tak obraźliwym tonem, na jaki tylko mógł się zdobyć. — Próbuję przyspieszyć projekt, na którym zależy panu Crenshawowi. Nie będzie mowy o podwójnym opłacaniu, jeśli dostaną pensję, a nie honoraria.

— Mam pewne wątpliwości — oświadczyła Shirley. — Zobaczę, co da się zrobić.

— Dzięki — mruknął Aldrin i ponownie odłożył słuchawkę. Był cały mokry, czuł ściekające po żebrach strużki potu. Shirley nie jest nowicjuszką. Doskonale wie, jak oburzająca jest ta prośba, i odpowiednio to nagłośni.

Kadry, księgowość… został mu dział badawczy — prawnicy. Przejrzał pozostawione przez Crenshawa papiery i odnalazł na protokole nazwisko szefa zespołu badawczego. Liselle Hendricks… Zauważył, że to nie lekarz, którego wysłano na spotkanie z ochotnikami — doktora Ransome’a wymieniano jako „lekarza kontaktowego, rekrutacja” na liście pomocniczego personelu technicznego.

— Doktor Hendricks — powiedział do słuchawki kilka minut później. — Jestem Pete Aldrin z analiz. Odpowiadam za Sekcję A, skąd pochodzą pani ochotnicy. Ma pani już gotowe formularze?

— O czym pan mówi? — zapytała doktor Hendricks. — Jeśli chciał pan rozmawiać w sprawie rekrutacji ochotników, proszę wybrać wewnętrzny 337. Nie mam z tym nic wspólnego.

— Jest pani szefową zespołu badawczego, prawda?

— Tak… — Aldrin był w stanie wyobrazić sobie jej zdumioną minę.

— Cóż, zastanawiam się po prostu, kiedy wreszcie przyślecie nam formularze dla ochotników.

— Czemu miałabym je wam przysyłać? — zdziwiła się doktor Hendricks. — To doktor Ransome powinien się tym zająć.

— Cóż, wszyscy pracują tutaj — odparł Aldrin. — Tak byłoby prościej.

— Wszyscy w jednej sekcji? — Hendricks była bardziej zaskoczona, niż Pete oczekiwał. — Nie wiedziałam o tym. Czy nie stworzy to wam żadnych problemów?

— Poradzę sobie — odrzekł Aldrin, siląc się na chichot. — Bądź co bądź, jestem szefem. Rzecz w tym, że jeszcze nie wszyscy się zdecydowali… choć jestem pewien, że w końcu wszyscy się zgodzą, tak czy inaczej, ale…

Głos Hendricks zabrzmiał ostrzej.

— Co ma pan na myśli, mówiąc: „tak czy inaczej”? Wywieracie na nich naciski, co? To nieetyczne…

— Och, nie przejmowałbym się tym zbytnio — odparł Aldrin. — Oczywiście, nikogo nie można zmusić do współpracy… Nie ma tu mowy, rzecz jasna, o żadnym przymusie, ale z ekonomicznego punktu widzenia patrząc, czasy są ciężkie i pan Crenshaw mówi…

— Ale… ale… — wyrzucała z siebie.

— Więc byłbym zobowiązany, gdyby jak najszybciej przesłała nam pani te formularze — dokończył Aldrin i odłożył słuchawkę. Po czym szybko wykręcił numer Bartona, z którym Crenshaw kazał mu się skontaktować.

— Kiedy będziesz miał te formularze? — zapytał. — I jak będzie wyglądał harmonogram? Rozmawiałeś już z księgowością o pensjach? A z kadrami?

— Eeee… nie. — Barton miał zbyt młody głos, żeby być kimś ważnym, został jednak wyznaczony przez Crenshawa. — Myślałem… pan Crenshaw powiedział, że… jego sekcja… zajmie się szczegółami. Ja miałem tylko dopilnować, żeby zakwalifikowali się do projektu badawczego. Formularze… Nie jestem pewny, czy już je przygotowaliśmy…

Aldrin uśmiechnął się do siebie. Zmieszanie Bartona było nieoczekiwaną nagrodą; każdy menedżer mógłby spokojnie zlekceważyć tak niezorganizowanego durnia. Miał pretekst, by zadzwonić do Hendricks. Jeśli dopisało mu szczęście — a takie miał wrażenie — nikt się nie zorientuje, czyj numer wykręcił jako pierwszy.

Pozostawało pytanie, kiedy udać się wyżej. Wolałby to zrobić, kiedy dotrą tam plotki, nie miał jednak pojęcia, ile czasu to zajmie. Jak długo Shirley lub Hendricks będą nad tym siedziały, zanim coś zrobią? Co uczynią najpierw? Jeśli pójdą od razu na najwyższe piętro, kierownictwo dowie się o wszystkim w ciągu kilku godzin, jeśli jednak postanowią odczekać dzień czy dwa, wszystko może się przedłużyć nawet do tygodnia.

Piekło go w żołądku; wziął dwie tabletki na nadkwasotę.

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

W piątek policja załatwiła, że podwieziono mnie do pracy. Mój samochód został odholowany na policyjną stację diagnostyczną celem dokładnego zbadania; mówią, że oddadzą go w piątek wieczorem. Pan Crenshaw nie przychodzi do naszej sekcji. Robię istotne postępy w swoim projekcie.

Policja przysyła radiowóz, żeby zabrał mnie do domu, najpierw jednak podjeżdżamy do sklepu, aby kupić nowy akumulator do mojego auta, a następnie na parking, gdzie policja przetrzymuje samochody. Nie jest to zwykły posterunek, lecz jednostka zajmująca się konfiskatami. To nowe dla mnie słowo. Muszę podpisać dokumenty, że ten samochód to mój samochód oraz że przejmuję za niego odpowiedzialność. Mechanik montuje w nim akumulator, który właśnie kupiłem. Jeden z policjantów proponuje, że pojedzie ze mną do domu, nie uważam jednak, bym potrzebował pomocy. Mówi, że umieścili moje mieszkanie na liście obiektów pod obserwacją.