Выбрать главу

— Ha. Chciałbym zobaczyć, jak pan walczy — wyznaje pan Stacy. — Zawsze uważałem to za szczeniacką imitację prawdziwego sportu, całe to białe wdzianko i przewody, ale gdy pan o tym opowiada, zaczyna być interesujące. A więc groził panu bronią, pan odtrącił ją na bok i uderzył go w brzuch, a potem co?

— Potem mnóstwo ludzi zaczęło krzyczeć i kilka osób rzuciło się na niego. Zakładam, że to byli policjanci, ale nie widziałem ich wcześniej. — Urywam. Resztę informacji może uzyskać od policjantów, którzy tam byli. Tak przynajmniej sądzę.

— W porządku. Wróćmy do paru innych kwestii… — Kilkakrotnie prowadzi mnie przez wydarzenia tego wieczoru i za każdym razem przypominam sobie jakiś szczegół. Martwi mnie to. Czy naprawdę wszystko zapamiętałem, czy tylko zapełniam luki, by go zadowolić? Czytałem o tym w książce. Czasem mam wrażenie prawdy, ale czasami jest to kłamstwo. Kłamstwo jest złe. Nie chcę kłamać.

W kółko wypytuje mnie o grupę szermierczą: kto mnie lubi, a kto nie. Kogo ja lubię, a kogo nie. Myślałem, że lubię wszystkich; myślałem, że wszyscy mnie lubią, a przynajmniej tolerują, dopóki nie wyszła ta sprawa z Donem. Wydaje się, jakby chciał, żeby Marjory była moją dziewczyną albo kochanką; ciągle pyta, czy się widujemy. Strasznie się pocę, rozmawiając o Marjory. Mówię prawdę, która jest taka, że bardzo ją lubię i często o niej myślę, ale razem nigdzie nie wychodzimy.

Wreszcie wstaje.

— Dziękuję, panie Arrendale. Na dzisiaj to wszystko. Spiszę pańskie zeznania, a wówczas będzie pan musiał przyjść na posterunek i je podpisać. Potem skontaktujemy się z panem odnośnie rozprawy.

— Rozprawy? — pytam.

— Tak. Jako ofiara napaści będzie pan świadkiem oskarżenia. Czy to jakiś problem?

— Pan Crenshaw będzie zły, jeśli zbyt długo nie będzie mnie w pracy — odpowiadam. O ile do tej pory będę miał jeszcze pracę. A jeśli nie?

— Jestem pewny, że to zrozumie — mówi pan Stacy. Jestem pewny, że nie, ponieważ nie chce rozumieć.

— Istnieje możliwość, że jego prawnik będzie chciał dogadać się z sędzią — tłumaczy pan Stacy. — Przyjmą proponowany wyrok, by nie ryzykować czegoś gorszego w wyniku rozprawy. Damy panu znać. — Idzie do drzwi. — Proszę na siebie uważać, panie Arrendale.

Cieszę się, że złapaliśmy tego gościa i że nic się panu nie stało.

— Dziękuję za pomoc — mówię.

Po jego wyjściu wygładzam kanapę i kładę poduszki z powrotem na swoim miejscu. Jestem niespokojny. Nie chcę już myśleć o Donie i napadzie. Chcę o tym zapomnieć. Chcę, żeby to się w ogóle nie zdarzyło.

Szybko przyrządzam sobie kolację — gotowany makaron z warzywami — i ją zjadam, po czym myję talerz i garnek. Jest już ósma. Biorę książkę i zaczynam rozdział siedemnasty: „Integracja pamięci i kontrola uwagi: lekcje z NP i ADHD”.

Teraz znacznie łatwiej radzę sobie z długimi zdaniami i skomplikowaną składnią. Nie są linearne, lecz spiętrzone lub promieniste. Żałuję, że nikt nie nauczył mnie tego wcześniej.

Informacja, którą autorzy chcą przekazać, jest logicznie uporządkowana. Czyta się to tak, jakbym sam to napisał. Dziwna jest myśl, że ktoś taki jak ja mógłby napisać rozdział książki o funkcjonowaniu mózgu. Czy kiedy mówię, brzmi to jak tekst z podręcznika? Czy to właśnie doktor Fornum określa mianem języka koturnowego? Zawsze wyobrażałem sobie wtedy aktorów w barwnych strojach, tańczących na szczudłach ponad tłumem. To niepoważne. Nie jestem wysoki ani nie ubieram się kolorowo. Jeśli chodziło jej o to, że przemawiam książkowym językiem, mogła to wyrazić tymi właśnie słowami.

Wiem już, że NP to „nerwica pourazowa”, która może wywoływać dziwne zmiany w funkcjonowaniu pamięci. Wszystko jest kwestią pełnej kontroli procesów kontrakcji z otoczeniem, jak również zahamowania i odblokowania transmisji sygnałów.

Wydaje mi się, że sam jestem teraz pourazowy, że bycie ofiarą napaści ze strony kogoś chcącego mnie zabić można określić mianem traumy, urazu, choć nie czuję się nadmiernie zestresowany czy podekscytowany. Może normalni ludzie nie siedzą i nie czytają książek kilka godzin po uniknięciu śmierci, ja jednak uważam to za odprężające. W książce odnajduję fakty, ułożone w logicznym porządku przez kogoś, kto zadał sobie trud, by przedstawić je możliwie jak najjaśniej. Tak samo jak wtedy, gdy rodzice mi powiedzieli, że gwiazdy świecą niezależnie od tego, co dzieje się na naszej planecie. Podoba mi się, że gdzieś istnieje niewzruszony porządek, nawet jeśli wszystko wokół mnie się wali.

Co czułaby normalna osoba? Pamiętam eksperyment naukowy w liceum, kiedy sadziliśmy ziarna w doniczkach ustawionych pod różnymi kątami. Rośliny rosły ku światłu, niezależnie od tego, w którą stronę musiały obracać się ich łodygi. Pamiętam, jak się zastanawiałem, co by było, gdyby to mnie zasadzono w ukośnie ustawionej doniczce, ale nauczyciel powiedział mi wtedy, że to zupełnie inna sprawa.

Nadal mam wrażenie, że to to samo. Jestem ustawiony bokiem do świata i czuję się szczęśliwy, podczas gdy inni uważają, że powinienem być załamany. Mój mózg próbuje rosnąć w stronę światła, ale nie może się wyprostować, gdy ktoś ustawia doniczkę w poziomie.

Jeśli właściwie rozumiem tekst w książce, pamiętam procent niebieskich samochodów na parkingu, ponieważ zwracam na kolory i liczby więcej uwagi niż większość ludzi, którzy nie dostrzegają pewnych rzeczy i nic ich to nie obchodzi. Ciekawe, co widzą, gdy patrzą na parking. Cóż innego można tam zobaczyć, oprócz rzędów pojazdów, tylu niebieskich, tylu beżowych, a tylu czerwonych? Czego ja nie dostrzegam, tak jak oni nie zauważają pięknych relacji numerycznych?

Pamiętam kolory, liczby, wzory oraz rosnące i malejące serie; to właśnie najłatwiej przechodzi przez mój filtr zmysłów, dzielący mnie od świata. Później zamieniają się one w parametry rozwoju mojego mózgu, dzięki czemu widzę wszystko — od procesów produkcyjnych lekarstw po ruchy walczącego ze mną szermierza — w ten sam sposób, jako przejawy jednego rodzaju rzeczywistości.

Rozglądam się po mieszkaniu i zastanawiam nad własnymi reakcjami, potrzebą uporządkowania, fascynacją powtarzającymi się zjawiskami, seriami i wzorami. Każdy potrzebuje uporządkowania; każdy w jakimś stopniu kocha wzory i serie. Wiem to od wielu lat, ale teraz rozumiem o wiele lepiej. My, ludzie autystyczni, znajdujemy się na jednym biegunie ludzkich zachowań i preferencji, ale jesteśmy powiązani. Moje uczucie do Marjory jest zwyczajnym uczuciem, żadnym dziwactwem. Możliwe, że bardziej niż inni jestem świadomy różnych odcieni jej włosów czy oczu, lecz pragnienie bycia blisko niej jest najzupełniej normalnym pragnieniem.

Już prawie pora spać. Wchodzę pod prysznic i oglądam swoje doskonale normalne ciało: normalną skórę, normalne włosy, normalne paznokcie u rąk i nóg, normalne genitalia. Z pewnością istnieją ludzie, którzy też lubią mydło bezzapachowe, stałą temperaturę wody, tę samą fakturę myjki.

Kończę kąpiel, czyszczę zęby i opłukuję umywalkę. Twarz w lustrze wygląda jak moja twarz — oto twarz, którą znam najlepiej. Światło wpada przez źrenicę oka, niosąc informację, która zawiera siew widzialnym dla mnie zakresie, niosąc zarazem świat, lecz kiedy zaglądam tam, dokąd wpada światło, widzę mrok, głęboki i aksamitny. Światło w nim znika, a mrok na mnie patrzy. Obraz znajduje się w moim oku i mózgu, tak samo jak w lustrze.

Gaszę światło w łazience i idę do łóżka, wyłączając lampkę nocną w chwili, gdy siadam na materacu. W mroku jarzy się przez chwilę fantom światła. Zamykam oczy i widzę, jak balansują w przestrzeni przeciwności, unoszące się naprzeciwko siebie. Najpierw słowa, a potem kryjące się za nimi obrazy.