Выбрать главу

— Osobom autystycznym zależy na innych autystycznych — oznajmia Eric.

— To nie to samo — upiera się Cameron. Omiata wzrokiem grupę. — Popatrz na nas. Eric rysuje wzory palcem. Bailey żuje wargę, Lou tak bardzo stara się siedzieć nieruchomo, że wygląda jak drewniany kloc, a ja podskakuję, czy tego chcę, czy nie. Akceptujecie to, że podskakuję. Akceptujecie fakt, że trzymam w kieszeni kostki, ale wam na mnie nie zależy. Kiedy zeszłej wiosny miałem grypę, nikt nie zadzwonił ani nie przyniósł mi nic do jedzenia.

Nie odzywam się. Bo nie ma o czym mówić. Nie zadzwoniłem ani nie przyniosłem jedzenia, ponieważ nie wiedziałem, że Cameron tego chciał. Uważam, że jego obecne pretensje są nieuzasadnione. Nie jestem pewny, czy normalni ludzie zawsze dzwonią albo przynoszą jedzenie, kiedy ktoś jest chory. Patrzę na pozostałych. Wszyscy odwracają wzrok od Camerona, tak jak ja. Lubię Camerona; przyzwyczaiłem się do niego. Jaka jest różnica pomiędzy lubieniem a przyzwyczajeniem? Nie jestem pewny. Nie lubię niepewności.

— Ty też nie — mówi w końcu Eric. — Od ponad roku nie byłeś na żadnym spotkaniu stowarzyszenia.

— Pewnie nie — odpowiada cicho Cameron. — Wciąż widziałem starszych, w gorszym stanie od nas. Nie ma młodych. Wszystkich wyleczono jako noworodki lub wcześniej. Kiedy miałem dwadzieścia lat, bardzo mi to pomagało. Ale teraz jesteśmy tylko my. Starsi autystyczni, którzy nie przeszli dobrego, wczesnego nauczania… Nie cierpię ich towarzystwa. Sprawiają, że się boję, że wrócę do takiego stanu i będę taki sam jak oni. A nam nikt nie pomoże, ponieważ nie ma już młodych.

— Tony — podsuwa Bailey, patrząc na swoje kolana.

— Tony jest najmłodszy i ma… ile, dwadzieścia siedem lat? Jedyny poniżej trzydziestki. Reszta młodszych ludzi z Centrum jest… inna.

— Emmy lubi Lou — mówi Eric. Patrzę na niego; nie wiem, co chce przez to powiedzieć.

— Gdybym był normalny, nie musiałbym już więcej chodzić do psychiatry — oznajmia Cameron.

Przypomina mi się doktor Fornum i dochodzę do wniosku, że wizja uwolnienia się od niej jest niemal warta ryzyka poddania się kuracji.

— Mógłbym się ożenić — ciągnie tymczasem Cameron — bez konieczności posiadania świadectwa stabilności psychicznej. Mieć dzieci.

— Chcesz się ożenić? — pyta Bailey.

— Tak — odpowiada Cameron. Znowu mówi głośniej, lecz tylko trochę; poczerwieniał na twarzy. — Chcę się ożenić. Chcę mieć dzieci. Chcę żyć w zwyczajnym domu, w zwyczajnym sąsiedztwie, korzystać ze zwyczajnej komunikacji miejskiej i spędzić resztę życia jako normalny człowiek.

— Nawet gdybyś nie był tą samą osobą? — chce wiedzieć Eric.

— Oczywiście, że będę tą samą osobą — odpowiada Cameron. — Tylko normalną.

Nie jestem pewny, czy to jest możliwe. Kiedy myślę o tym, co sprawia, że jestem nienormalny, nie potrafię wyobrazić sobie bycia normalnym i pozostania tą samą osobą. Cała sprawa polega na zmianie, zmianie w kogoś innego, co musi pociągać za sobą zmianę osobowości, własnego ja.

— Zrobię to sam, jeśli nikt inny się nie zgłosi — oznajmia Cameron.

— To twoja decyzja — mówi poważnym głosem Chuy.

— Tak. — Cameron jakby cichnie. — Tak.

— Będzie mi ciebie brakowało — wyznaje Bailey.

— Ty też możesz poddać się leczeniu — podsuwa Cameron.

— Nie. W każdym razie jeszcze nie teraz. Chcę się dowiedzieć więcej.

— Idę do domu — oznajmia Cameron. — Powiem im jutro. — Wstaje. Widzę, jak jego dłoń obraca kości w kieszeni.

Nie żegnamy się. Nie musimy. Cameron wychodzi i cicho zamyka za sobą drzwi. Pozostali patrzą na mnie, po czym odwracają wzrok.

— Niektórzy ludzie nie lubią siebie takimi, jakimi są — mówi Bailey.

— Niektórzy ludzie są inni, niż się o nich sądzi — dodaje Chuy.

— Cameron zakochał się w kimś, kto go nie kochał — oznajmia Eric. — Tamta kobieta powiedziała, że nic z tego nie wyjdzie. Jeszcze w szkole średniej.

Zastanawiam się, skąd Eric o tym wie.

— Emmy twierdzi, że Lou kocha normalną kobietę, która zamierza zrujnować mu życie — wyznaje nagle Chuy.

— Emmy nie ma pojęcia, o czym mówi. — Wzruszam ramionami. — Emmy powinna zająć się swoimi sprawami.

— Czy Cameron uważa, że ta kobieta go pokocha, jeśli będzie normalny? — pyta Bailey.

— Wyszła za kogoś innego — odpowiada Eric. — Myśli, że mógłby pokochać kogoś, kto pokochałby jego. Uważam, że to dlatego chce się poddać leczeniu.

— Nie zrobiłbym tego dla kobiety — oświadcza Bailey. — Żeby to zrobić, musiałbym mieć ważny powód. — Ciekawe, co by powiedział, gdyby znał Marjory. Czy zrobiłbym to, gdybym wiedział, że dzięki temu Marjory mnie pokocha? Niewygodna myśl; odpycham ją od siebie.

— Nie wiem, co czuliby normalni. Nie wszyscy normalni wyglądają na szczęśliwych. Możliwe, że bycie normalnym jest tak samo złe, jak bycie autystycznym. — Głowa Chuya obraca się w prawo i lewo, do przodu i wstecz.

— Chciałbym spróbować — mówi Eric. — Ale chciałbym móc wrócić do dawnego siebie, gdyby to się nie sprawdziło.

— To nie działa w ten sposób — uprzedzam. — Pamiętacie, co doktor Ransome powiedział Lindzie? Gdy neurony raz się połączą, pozostają uformowane, chyba że zostaną rozerwane przez jakiś przypadek czy coś w tym rodzaju.

— Czy to właśnie zrobią: utworzą nowe połączenia?

— A co ze starymi? Czy… — Bailey macha rękami — … nie dojdzie między nimi do kolizji? Zamieszania? Chaosu?

— Nie wiem — odpowiadam.

Nagłe czuję się przytłoczony ogromem niewiedzy. Z takiego bezmiaru może wyniknąć mnóstwo złych rzeczy. Wtem przypominam sobie zdjęcie zrobione przez jeden z umieszczonych w kosmosie teleskopów: rozświetlony przez gwiazdy bezkres mroku. W nieznanym też może kryć się piękno.

— Powiedziałbym — ciągnę — że będą musieli zdemontować obwody, które pracują teraz, zbudować nowe i je uruchomić. W ten sposób będą działać tylko dobre połączenia.

— Nie tak nam to przedstawiali — przypomina Chuy.

— Nikt nie zgodziłby się na zniszczenie własnego mózgu, by zbudować nowy — mówi Eric.

— Cameron… — zaczyna Chuy.

— Jego zdaniem to nie będzie tak wyglądało — przerywa Eric. — Gdyby wiedział… — Milknie z zamkniętymi oczami. Czekamy. — I tak mógłby to zrobić, jeśli jest wystarczająco nieszczęśliwy. Nie jest to gorsze od samobójstwa. Lepsze, jeśli powróci jako osoba, którą chce być.

— Co ze wspomnieniami? — pyta Chuy. — Czy usuną wspomnienia?

— Jak? — pyta Bailey.

— Wspomnienia są przechowywane w mózgu. Jeśli wszystko wyłączą, wspomnienia znikną.

— Może do tego nie dojdzie. Nie czytałem jeszcze rozdziałów o pamięci — mówię. — Przeczytam je; są następne w kolejności. — W książce omówiono już częściowo pamięć, ale nie zrozumiałem jeszcze wszystkiego i nie chcę o rym teraz rozmawiać. — Poza tym — dodaję — kiedy wyłączasz komputer, nie tracisz zapisanych na dysku danych.

— Podczas operacji ludzie są nieprzytomni, a mimo to nie tracą wspomnień — wtrąca Eric.

— Ale nie pamiętają operacji, poza tym istnieją lekarstwa wpływające na kształtowanie się pamięci — odpowiada Chuy. — Skoro mogą wpływać na pamięć, to może potrafią również usuwać stare wspomnienia.

— Informacji na ten temat możemy poszukać w sieci — oznajmia Eric. — Zrobię to.

— Zmiana połączeń i ustanawianie nowych przypomina hardware — zauważa Bailey. — Nauka używania nowych połączeń to software. Za pierwszym razem było mi wystarczająco trudno nauczyć się mówić; nie chcę znowu przez to przechodzić.