Выбрать главу

Potem udał się do Sekcji A, zanim Crenshaw — do tej pory musiał już się dowiedzieć — wydrze się na niego przez telefon. Czuł się kruchy i bezbronny. Miał nadzieję, że jego zespół ułatwi mu obwieszczenie nowiny.

* * *

Nie widziałem Camerona, odkąd opuścił nas tydzień temu. Nie wiem, kiedy go znowu zobaczę. Nie podoba mi się, że jego samochód nie parkuje już naprzeciwko mojego. Nie podoba mi się, że nie wiem, gdzie jest ani czy u niego wszystko w porządku.

Symbole na ekranie się zmieniają, wzory się tworzą i rozpadają. Wcześniej nic takiego się nie zdarzało. Włączam wentylator. Od wirujących spiral i rozbłysków odbitego światła bolą mnie oczy. Wyłączam wentylator.

Zeszłej nocy przeczytałem kolejną książkę. Wolałbym jej nie czytać.

To, czego nauczono nas o autyzmie, kiedy byliśmy dziećmi, stanowiło jedynie część tego, w co wierzyli nasi nauczyciele. Później dowiedziałem się o paru rzeczach, ale o innych tak naprawdę wcale nie chciałem wiedzieć. Myślałem, że wystarczająco trudno jest radzić sobie ze światem i lepiej nie wiedzieć, co inni ludzie uznają we mnie za złe. Sądziłem, że wystarczy dostosować do ich oczekiwań zachowanie zewnętrzne. Tego mnie uczono: zachowuj się normalnie, a będziesz wystarczająco normalny.

Jeśli chip, który wszczepią Donowi do mózgu, sprawi, że będzie zachowywał się normalnie, to czy stanie się wystarczająco normalny? Czy to normalne mieć w mózgu chipa? Mieć mózg wymagający obecności chipa, zapewniającego normalne zachowanie?

Skoro mogę wyglądać na normalnego bez chipa, a Don potrzebuje takiego chipa, to czy oznacza to, że jestem normalny, bardziej normalny od niego?

W książce napisano, że osoby autystyczne mają skłonność do nadmiernego roztrząsania tego typu abstrakcyjnych, filozoficznych kwestii, bardzo tym przypominając psychotyków. Autorzy odwoływali się do wcześniejszych książek, w których spekulowano, że osoby autystyczne nie mają prawdziwego poczucia tożsamości, własnego ja. Definiują siebie, ale w sposób ograniczony i rygorystyczny. Wszystko to sprawia, że dostaję mdłości na samą myśl o przymusowej rehabilitacji Dona i o tym, co dzieje się z Cameronem.

Jeśli moje samookreślenie jest ograniczone i podporządkowane zasadom, to przynajmniej jest to moje samookreślenie, a nie cudze. Lubię pieprz na pizzy, a nie lubię anchois. Jeśli ktoś mnie zmieni, to czy nadal będę lubił na pizzy pieprz, a nie anchois? Co będzie, jeśli ten, kto będzie mnie zmieniał, uzna, że powinienem lubić anchois… Czy mogą to zmienić?

W książce o funkcjonowaniu mózgu napisano, że okazywane preferencje są wynikiem interakcji pomiędzy wewnętrznym procesem przetwarzania danych oraz uwarunkowaniem społecznym. Jeśli osobie, która chce, żebym lubił anchois, nie udało się ze społecznym uwarunkowaniem, a ma dostęp do mojego systemu przetwarzania danych, to może sprawić, że polubię anchois.

Czy będę pamiętał, że nie lubię anchois… że nie lubiłem anchois?

Lou, który nie lubił anchois, zniknie, a nowy Lou, wielbiciel anchois, będzie żył pozbawiony przeszłości. To, kim jestem, zależy od mojej przeszłości tak samo jak to, czy lubię anchois, czy nie.

Jeśli moje zachcianki są zaspokajane, to jakie ma znaczenie, na czym polegają? Jaka jest różnica pomiędzy człowiekiem lubiącym, a nielubiącym anchois? Jaką różnicę by sprawiało, gdyby każdy lubił anchois bądź ich nie lubił?

Dla anchois — wielką. Gdyby każdy lubił anchois, ginęłoby więcej anchois. Dla handlarza anchois — wielką. Gdyby każdy lubił anchois, człowiek ten zarobiłby więcej pieniędzy, sprzedając je. A dla mnie, tego, który jestem teraz, i tego, kim będę potem? Będę zdrowszy czy nie mniej zdrowy, bardziej uprzejmy czy mniej uprzejmy, sprytniejszy czy mniej sprytny, gdy polubię anchois? Widywani przeze mnie ludzie, lubiący lub nielubiący anchois, wyglądali tak samo. W wielu przypadkach nie ma znaczenia, co ludzie lubią: jakie kolory, smaki czy muzykę.

Pytanie, czy chcę być uzdrowiony, jest jak pytanie, czy chcę lubić anchois. Nie potrafię sobie wyobrazić, jakby to było lubić anchois, jak smakowałyby w moich ustach. Ludzie, którzy lubią anchois, mówią mi, że są smaczne; ludzie normalni zapewniają, że normalność jest dobra. Nie potrafią opisać smaku ani uczucia w zrozumiały dla mnie sposób.

Czy potrzebuję uzdrowienia? Komu zaszkodziłoby, gdybym pozostał nieuleczony? Mnie, ale tylko wówczas, gdybym czuł się źle z sobą takim, jaki jestem obecnie, a ja się tak nie czuję, z wyjątkiem chwil, gdy inni mówią, że nie jestem jednym z nich, że nie jestem normalny. Zakłada się, że osoby autystyczne nie dbają o opinie innych na ich temat, ale to nieprawda. Mnie na tym zależy i boli mnie, gdy ludzie mnie nie lubią, ponieważ jestem autystyczny.

Nawet uchodźcom, którzy zabrali ze sobą jedynie ubranie na grzbiecie, nie odmawia się prawa do wspomnień. Choć zdezorientowani i przerażeni, mają samych siebie do porównania. Możliwe, że nigdy więcej nie skosztują ulubionych potraw, nadal jednak pamiętają ich smak. Mogą już nigdy więcej nie ujrzeć rodzinnych stron, ale mają prawo pamiętać, że tam mieszkali. Mogą osądzić, czy ich życie jest lepsze, czy gorsze, czyniąc stosowne porównania ze wspomnieniami.

Chcę wiedzieć, czy Cameron pamięta tego Camerona, którym był, oraz czy uważa, że kraj, do którego zawitał, jest lepszy od tego, który porzucił.

Po południu znowu mamy się spotkać z konsultantami. Zapytam o to.

Patrzę na zegarek. Jest 10:37:18, a ja jeszcze nic nie zdziałałem. Nie chcę robić tego projektu. To projekt sprzedawcy anchois, nie mój.

ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY

Pan Aldrin wchodzi do naszego budynku. Puka do moich drzwi i mówi:

— Chodź, proszę. Chcę porozmawiać z wami w sali gimnastycznej.

Żołądek zawiązuje mi się w supeł. Słyszę, jak puka do pozostałych osób. Wychodzą na zewnątrz: Linda, Bailey, Chuy, Eric i pozostali, po czym wszyscy z napięciem na twarzach wkraczamy do sali gimnastycznej. Jest wystarczająco obszerna, by pomieścić nas wszystkich. Staram się nie martwić, ale czuję, że zaczynam się pocić. Czyżby zamierzali rozpocząć kurację natychmiast? Niezależnie od tego, co postanowimy?

— To bardzo skomplikowane — mówi pan Aldrin. — Ktoś inny wyjaśni wam to później, ja jednak chcę powiedzieć o tym teraz.

— Wygląda na wzburzonego i nie tak smutnego, jak kilka dni temu.

— Pamiętacie, jak na samym początku powiedziałem, że moim zdaniem to źle, że próbuje się zmuszać was do podjęcia leczenia? Kiedy do was dzwoniłem?

Pamiętam to, również fakt, że nie zrobił nic, żeby nam pomóc, a później twierdził, że powinniśmy wyrazić zgodę na kurację dla naszego dobra.

— Firma uznała, że pan Crenshaw postępował źle — oznajmia pan Aldrin. — Zarząd chce, abyście wiedzieli, że wasze stanowiska są absolutnie niezagrożone niezależnie od decyzji, jaką podejmiecie. Możecie pozostać takimi, jakimi jesteście, i pracować tutaj, korzystając z tych samych środków wsparcia, jakie macie obecnie.

Muszę zamknąć oczy; zbyt wiele do zniesienia. Na ciemnych powiekach tańczą kolorowe, radosne kształty. Nie muszę tego robić. Jeśli nie zamierzają rozpocząć leczenia, to nie muszę nawet decydować, czy tego chcę, czy nie.

— Co z Cameronem? — pyta Bailey.

— Pan Aldrin kręci głową.

— O ile wiem, już rozpoczął kurację — mówi. — Nie sądzę, żeby mogli przerwać na tym etapie. Otrzyma jednak pełną rekompensatę…

To, co powiedział, uznaję za głupie. Jak można komuś zrekompensować zmianę mózgu?