Przy samej ziemi znajduję paproć, której mogę dotknąć językiem — ma tylko jeden zielony listek. Bez smaku. I korę innych drzew, których nie znam, ale które odróżniam po wyglądzie. Każde ma nieco inny, niemożliwy do opisania smak, nieznacznie odmienny zapach, różne wzory na korze, bardziej szorstkiej lub gładszej pod moimi palcami. Szum wodospadu, początkowo jedynie cichy syk, rozpada się na mnóstwo pojedynczych dźwięków: grzmot największej kaskady uderzającej o skały w dole, echo tego grzmotu, przechodzące w ryk, pluskanie pióropuszy wody, szemranie mniejszych wodospadów, ciche kapanie pojedynczych kropel z uschniętych od mrozu liści paproci.
Obserwuję spadającą wodę, próbując dojrzeć każdą jej część w pozornie jednolitej masie, która dopływa gładko do progu i rozszczepia się na mnóstwo strumieni w drodze ku dołowi… Co czułaby kropla, ześlizgując się z ostatniej skały i spadając w nicość? Woda nie ma rozumu, nie może myśleć, ale ludzie — normalni ludzie — piszą o wściekłych rzekach i podstępnych powodziach, jakby nie wierzyli w tę niemożność myśli.
Podmuch wiatru spryskuje mi twarz kropelkami; najmniejsze na przekór grawitacji unoszą się na wietrze i nie wracają tam, skąd się wzięły.
Niemal zaczynam rozmyślać o podjętej decyzji, o niewiadomej, o niemożności powrotu, ale nie chcę rozważać tego dzisiaj. Chcę czuć wszystko, co mogę czuć, i zapamiętać to, na wypadek gdybym zachował wspomnienia w tej nieznanej przyszłości. Skupiam się na wodzie, doszukując się jej wzoru, porządku w chaosie i chaosu w porządku.
Poniedziałek. Dziewiąta dwadzieścia dziewięć. Znajduję się w klinice w głębi campusu, daleko od Sekcji A. Siedzę na jednym z ustawionych w rzędzie krzeseł, pomiędzy Dale’em a Baileyem.
Krzesła wykonane są z jasnoszarego plastiku; na siedzisku i oparciu umieszczono niebiesko-zielono-różowe tweedowe poduszki. Po przeciwległej stronie pomieszczenia znajduje się kolejny rząd krzeseł; dostrzegam niewielkie wgłębienia w miejscach, gdzie siedzieli ludzie. Ściany pokryte są tapetą w szare paski, nad którą umieszczono jasnoszarą listwę, a ponad nią — białawy, kamienisty tynk. Pomimo pasków ściana ma taką samą chropowatą strukturę jak nad listwą. Na ścianie naprzeciwko wiszą dwa obrazy; pejzaż ze wzgórzem w tle i zielonymi polami na pierwszym planie oraz martwa natura z bukietem maków w mosiężnym dzbanku. Na końcu pomieszczenia znajdują się drzwi. Nie wiem, co się za nimi kryje. Nie wiem, czy to przez te drzwi przejdziemy. Przed nami stoi niski stolik z dwoma schludnymi rządkami przeglądarek osobistych oraz pudełkiem dysków z etykietką: „Informacje dla pacjenta: zrozumieć projekt”. Na etykietce dysku, który widzę z mojego miejsca, napisano: „Zrozumieć swój żołądek”.
Mój żołądek przypomina zawieszoną w próżni zimną kluchę. Mam wrażenie, że ktoś zbyt mocno naciągnął na mnie skórę. Nie sprawdzam, czy w pudełku znajduje się dysk z podpisem: „Zrozumieć swój mózg”. Nie chcę go odczytywać, nawet jeśli tam jest.
Kiedy próbuję wyobrazić sobie przyszłość — pozostałe godziny tego dnia, jutro, przyszły tydzień, resztę swój ego życia — przypomina to zaglądanie w źrenicę oka, skąd wyziera czerń. Mrok, który już tam jest, zanim dotrze światło, nieznany i niemożliwy do poznania przed nadejściem światła.
Niewiedza pojawia się przed wiedzą; przyszłość przybywa przed teraźniejszością. Od tej chwili przeszłość i przyszłość są tym samym, tylko o przeciwnych kierunkach, ale ja wybrałem tamtą drogę, a nie tę.
Kiedy tam dotrę, prędkość światła i prędkość mroku będą takie same.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY
Światło. Mrok. Światło. Mrok. Światło i mrok. Promień światła w mroku. Ruch. Hałas. Znowu hałas. Ruch. Zimno i ciepło, gorąco, jasno, ciemno, szorstko, gładko, zimno, ZA ZIMNO, BÓL, ciepło, ciemność, brak bólu. Znowu światło. Ruch. Hałas. Coraz głośniejszy. ZA GŁOŚNO MUCZY KROWA. Ruch, kształty w świetle, żądło, ciepło. Z powrotem w mrok.
Światło to dzień. Mrok to noc. Zaczyna się dzień czas wstawać. Noc leżenie w łóżku w ciszy sen.
Teraz się obudź, usiądź, wyciągnij ramiona. Zimne powietrze. Ciepły dotyk. Wstań. Zimno w stopy. Przejdź się. Idź do miejsca jest błyszczące jest zimne przerażająco pachnie. Miejsce stawania się mokrym lub brudnym, miejsce stawania się czystym. Wyciągnij ręce, odczuwaj jak spływa po skórze. Spływa po nogach. Wszędzie zimne powietrze. Wejdź pod prysznic, trzymaj się poręczy. Poręcz zimna. Przerażający dźwięk, przerażający dźwięk. Nie bądź niemądry. Stój spokojnie. Coś uderza, bardzo dużo rzeczy uderza, mokro, za zimno, potem ciepło, potem za gorąco. W porządku, już dobrze. Niedobrze. Tak, tak, stój spokojnie. Wrażenie ociekania na całym ciele. Czysto. Teraz czysto. Jeszcze więcej wilgoci. Czas minął, stój. Pocieranie całego ciała, teraz skóra ciepła. Włóż ubranie. Włóż spodnie, włóż koszulę, włóż pantofle. Czas na spacer. Trzymaj się tego. Idź.
Miejsce do jedzenia. Miska. Jedzenie w misce. Podnieś łyżkę. Jedzenie na łyżkę. Łyżka do ust. Nie, trzymaj łyżkę prawidłowo. Jedzenie zniknęło. Jedzenie spadło. Trzymaj nieruchomo. Spróbuj jeszcze raz. Spróbuj jeszcze raz. Spróbuj jeszcze raz. Łyżka do ust, jedzenie do ust. Jedzenie źle smakuje. Mokro na brodzie. Nie, nie wypluwaj. Spróbuj jeszcze raz. Spróbuj jeszcze raz. Spróbuj jeszcze raz.
Kształty, poruszający się ludzie. Ludzie żyją. Kształty nieruchome nie żyją. Chodzenie, kształty się zmieniają. Nieżywe kształty nie zmieniają się zbytnio. Żywe kształty bardzo się zmieniają. Ludzkie kształty mają na szczycie pustą przestrzeń. Ludzie mówią ubierz się ubierz się dostaniesz coś dobrego. Dobre jest słodkie. Dobre jest ciepłe. Dobre jest ładne błyszczące. Dobry jest uśmiech, imię twarzy przedmioty poruszają się tędy. Dobry jest szczęśliwy głos, nazwa takiego dźwięku. Taki dźwięk to mowa. Mówienie mówi ci, co masz zrobić. Ludzie się śmieją to najlepszy dźwięk. Dobrze, bardzo dobrze. Dobre jedzenie jest dobre. Ubranie jest dobre. Mówienie jest dobre.
Ludzie więcej niż jeden. Ludzie mają imiona. Używanie imion jest dobre, szczęśliwy głos, ładne błyszczące, nawet słodkie. Jeden to Jim, dzień dobry czas wstawać i ubierać się. Jim ma ciemną twarz, błyszczące coś na czubku głowy, ciepłe dłonie, głośne mówienie. Inne więcej niż jeden nazywa się Sally, proszę to twoje śniadanie możesz spróbować prawda że smaczne? Sally ma jasną twarz, białe włosy na czubku głowy, niegłośne mówienie. Amber ma jasną twarz, ciemne włosy na czubku głowy, nie tak głośne mówienie jak Jim ale głośniejsze od Sally.
Cześć Jim. Cześć Sally. Cześć Amber.
Jim mówi wstań. Cześć Jim. Jim się uśmiecha. Jim szczęśliwy ja mówię cześć Jim. Wstań, idź do łazienki, skorzystaj z toalety, zdejmij ubranie, wejdź pod prysznic. Sięgnij po okrągłą rzecz. Jim mówi bardzo dobrze i zamyka drzwi. Obróć okrągłą rzecz. Woda. Mydło. Woda. Dobre uczucie. Same dobre uczucia. Otwórz drzwi. Jim się uśmiecha. Jim szczęśliwy ja sam biorę prysznic. Jim trzyma ręcznik. Weź ręcznik. Wytrzyj się. Sucho. Sucho jest dobre. Mokro jest dobre. Poranek jest dobry.
Ubierz się, idź na śniadanie. Usiądź przy stole z Sally. Cześć Sally. Sally się uśmiecha. Sally szczęśliwa ja mówię cześć Sally.
Rozejrzyj się mówi Sally. Rozglądam się. Więcej stolików. Inni ludzie. Znam Sally. Znam Amber. Znam Jima. Nie znam innych ludzi. Sally pyta czy jestem głodny. Tak mówię. Sally uśmiecha się. Sally szczęśliwa ja mówię tak. Miska. Jedzenie w misce płatki. Słodkie na wierzchu to owoc. Jedz słodkie z wierzchu, jedz płatki, mów smaczne, smaczne. Sally się uśmiecha. Sally szczęśliwa ja mówię smaczne. Szczęśliwy że Sally jest szczęśliwa. Szczęśliwy bo słodkie jest dobre.