Natomiast zupełnie nie wiedziała, co zrobić z ukochanym wnuczkiem.
Pokazać go, tak jak pragnęła? I wywołać okrzyki zdziwienia, może nawet szok?
Czy może ukryć dziecko, oszczędzić córce, i zięciowi upokorzenia? Ale zarazem dałaby im przecież do zrozumienia, że wstydzi się tego dziecka.
Pojawił się jeszcze inny, przerażający problem.
Od chwili gdy dziecko przyszło na świat, nieustannie wszyscy troje przekonywali się nawzajem, że sinobiała barwa skóry z pewnością niedługo zniknie…
I rzeczywiście znamię, znak czarownika, powoli bladło, ale razem z nim bladła również normalna, różowa skóra.
Ich ukochany mały skarb, któremu wszyscy w domu okazywali tyle czułości, stawał się cały równomiernie bladosiny. Taka barwa nie była w żadnym razie właściwa ludziom. Nawet chore na serce dzieci są sine w inny sposób. One bowiem są bardziej niebieskie z wyraźnie czerwonawą tonacją pod skórą.
Maleńki synek Tiril był zimny i biały niczym szron. Najbardziej nieprzyjemnie wyczuwało się ten chłód przy dotyku. I na nic się nie zdało to, że pokojówka Theresy i niańka wynajęta do dziecka bardzo się starały, żeby w pokoju wciąż było ciepło. W końcu Móri musiał im powiedzieć, żeby przestały palić w piecu, dziecko od tego i tak się nie rozgrzeje.
Oczywiście pochodząca z najbliższej okolicy służba bardzo się dziwiła przypadłości malca, szukano wytłumaczenia w różnych przesądach, ale w ich stosunku do dziecka było bardzo wiele współczucia. Tiril i Móri wielokrotnie w pokoju dziecka znajdowali mające je chronić amulety i inne dziwne przedmioty. Pozostawiali je na miejscu, przecież i tak nie mogły chłopcu zaszkodzić.
Ale co Theresa miała zrobić ze swoim bratem? Czy mogła mu pokazać to dziecko? Powiedziała o swoim dylemacie Tiril i Móriemu, a oni zrozumieli ją bardzo dobrze.
– Tego dnia, kiedy przybędzie brat waszej wysokości, powiemy, że akurat dziecko nie jest całkiem zdrowe – zaproponował Móri. – Myślę, że powinniśmy zaczekać, niech książę pobędzie u nas kilka dni, niech nas lepiej pozna.
– To bardzo rozsądna propozycja – zgodziła się Theresa. – Z tą tylko drobną uwagą, że mój brat nie jest księciem. To sam cesarz!
Tiril i Móri, którzy dotychczas stali, usiedli oboje równocześnie z bardzo niepewnymi minami.
Theresa spoglądała na nich zakłopotana.
– Ja wiem, że powinnam była powiedzieć wam o tym wcześniej. Nie chciałam jednak, żeby dystans między nami był zbyt duży. On przybędzie tutaj w całkowitej tajemnicy, jedynie w towarzystwie kilku ludzi ze swojej gwardii przybocznej. Nie będzie ani cesarzowej, ani córek, ani żadnej z moich sióstr, bo one po prostu nie wiedzą o waszym istnieniu. Brat również robił mi poważne wymówki w liście, ale potem złagodniał. Ja osobiście wstęp do Hofburga mam zamknięty, on jednak chce mnie zobaczyć. Tutaj. I poznać moją córkę.
– To może lepiej, żebyśmy obaj, i ja, i malec, pozostali w ukryciu – zaproponował Móri.
– Ty nie. Mój brat wie, że Tiril wyszła za mąż. Ale masz rację, chłopca na razie mu nie pokażemy. Nie możemy władcy narażać na zbyt wielki szok. On pozostanie tu tylko dwie noce, wobec tego pokażemy mu dziecko następnego dnia po przyjeździe. Bo przecież wszyscy troje jesteśmy bardzo dumni z naszego maleństwa, prawda?
Tiril i Móri uśmiechnęli się, ale w ich oczach było tyle smutku…
Zanim jednak wspaniały gość przybył z wizytą, Theresa została zaproszona na przyjęcie do sąsiedniego dworu. Gospodarze nie znali jej osobiście, lecz osoby książęcego rodu zapraszane są chętnie. Można zaimponować innym gościom!
Theresa pojechała z radością. To przyjemnie móc spotkać się z ludźmi ze swojej klasy, myślała. Bardzo, oczywiście, kochała swoją małą rodzinę, ale szczerze powiedziawszy nie była przyzwyczajona do tej warstwy społecznej, do której należeli. Poza tym Móri był dość szczególnym człowiekiem, temu przecież nie można zaprzeczyć.
U sąsiadów została przyjęta z otwartymi ramionami, wszyscy chcieli z nią rozmawiać. Zaproszono wiele wytwornych dam, bo właśnie dla najelegantszych pań z okolicy zorganizowano ten wieczór. Po znakomitym obiedzie towarzystwo rozmawiało w salonie.
Początkowo Theresa uważała, że wszystkie panie są przemiłe. Znalazła kilka znajomych swoich dawnych znajomych z czasów młodości spędzonej w Wiedniu. Trochę ją to co prawda zaniepokoiło, bo nie miała pojęcia, co te panie o niej wiedzą, a dopiero co opowiedziała, że mieszka w Theresenhof z córką, zięciem i czarującym małym wnuczkiem, co dwie panie z Wiednia przyjęły z niejakim zdumieniem.
– Słyszałyśmy, że małżeństwo pani z księciem Adolfem von Holstein – Gottorp było bezdzietne – nie wytrzymała jedna z nich.
Theresa nie mogła nie odpowiedzieć damie, gapiącej się na nią z otwartymi ustami, na których zostały jeszcze okruchy ciasta. W popłochu rozpaczliwie szukała jakiegoś wyjścia. Posłużyła się pierwszą wymówką, jaka przyszła jej do głowy, nie zastanawiając się, czy jest dobra, czy nie.
– Och, Tiril jest dzieckiem z mego pierwszego i bardzo smutnego małżeństwa, zanim jeszcze wyszłam za księcia Adolfa. To była krótkotrwała, młodzieńcza przygoda, która skończyła się bardzo szybko. Mój małżonek zmarł, zanim Tiril przyszła na świat. Jego matka tak strasznie rozpaczała po śmierci ukochanego syna, że bliska była utraty zmysłów, i ubłagała mnie, bym oddała jej córeczkę na kilka lat. Przystałam na to, ale potem starsza pani złamała obietnicę, nie pozwoliła mi nawet widywać dziewczynki, ukrywała się wraz z dzieckiem za granicą. Przez wszystkie te lata szukałam mojej córeczki. Odnalazłam ją dopiero teraz i wszyscy nareszcie jesteśmy bardzo szczęśliwi.
W salonie zapadła cisza.
Wybacz mi, Najświętsza Panienko, modliła się w duchu księżna. Wybacz mi to kłamstwo.
Wścibska dama z Wiednia powiedziała jednak z przekonaniem:
– Ale myśmy nigdy nie słyszeli, że księżna była dwukrotnie zamężna.
– Och, bo nie urządzono wesela i wszystko dokonało się w wielkim pośpiechu. Mój przyszły mąż udawał się na wojnę, a teściowa chciała, żeby ceremonia odbyła się w jej posiadłości; uczestniczyła w niej tylko najbliższa rodzina. Jak powiedziałam, małżeństwo trwało bardzo krótko, natomiast Adolf był tak dobry i ożenił się ze mną niedługo po śmierci mego pierwszego męża.
Boże, jak ja kłamię, myślała Theresa przerażona. Ale nie zamierzam dawać im powodu do nowych plotek. Tiril jest moją córką, również w obliczu prawa, nie będzie musiała odpowiadać za błędy mojej młodości.
– Zatem książę Adolf wiedział… – zaczęła znowu tamta pozbawiona wszelkiego taktu dama, ale gospodyni, która sprawiała wrażenie osoby rozsądnej, przerwała jej w pół słowa:
– O, cóż za wzruszająca historia! I jaka romantyczna! Pomyślcie tylko, odzyskać po latach utraconą córkę!
– Tak – uśmiechnęła się Theresa z wdzięcznością, wszystkie panie odetchnęły.
Czy uwierzyły w tę opowieść? Theresa miała nadzieję, że tak.
Rozmowa toczyła się dalej.
Początkowo Theresa brała w niej udział, potem jednak zaczęła słuchać.
Panie rozmawiały o pomponach do zasłon, o leniwych służących, które nie potrafiły odpowiednio zaprasować fałdek na szlafmycy, o śmiesznych mamkach (Theresa nie miała odwagi powiedzieć, że Tiril sama karmi swego synka, bo by chyba wywołała skandal), skarżyły się na bezczelnych żebraków, którzy wystają pod ich bramami, ujawniały drażliwe szczegóły swego małżeńskiego pożycia i plotkowały jak najęte.