Выбрать главу

– Czy spotykała pani wcześniej kardynała von Grabena?

– Nie. Nigdy.

Tiril mruczała pod nosem:

– Von Graben. To brzmi jak von Groben, od grobu. Wyjątkowo dobrze pasujące nazwisko!

– Myślę, że jego nazwisko ma coś wspólnego z umocnieniami, twierdzą, może z grodem – poprawiła ją Theresa. – Jeden z przodków Engelberta wsławił się szturmowaniem twierdz i miejsc umocnionych, za to właśnie dostał tytuł szlachecki. A na dodatek wielki zamek w Szwajcarii.

– Proszę mi powiedzieć, czy to pragnienie kościelnej kariery i ambicje w tym kierunku przeszkodziły Engelbertowi ożenić się z waszą wysokością?

– Tak.

Tiril i Móri przyjęli to w milczeniu, ale w ich twarzach Theresa mogła wyczytać obrzydzenie.

– Wybacz mi, mamo – rzekła Tiril półgłosem. – Ale nigdy nie poznałam historii twojej miłości z moim… z biskupem Engelbertem.

Z jakiegoś powodu Tiril miała trudności w utożsamianiu osoby ojca z biskupem.

Theresa siedziała pogrążona w myślach. Wyprostowana.

– Masz rację. Powinniście wiedzieć, jak to było. Ale to żałośnie krótka historia.

Wyciągnęła rękę i pogłaskała Nera po głowie i karku, jakby chciała przejąć od niego trochę siły. Pies uniósł głowę i patrzył na nią z oddaniem.

– Jak wiecie, byliśmy przyjaciółmi od dzieciństwa. Von Grabenowie należeli do tych nielicznych szlacheckich rodzin, których dzieciom wolno było się spotykać z dziećmi cesarskimi. Niegdyś rodzina mieszkała w Wiedniu, ale wkrótce się wyprowadziła. Cóż, dorastaliśmy ja zostałam zaręczona z księciem Holstein – Gottorp, ale przecież uczuciom nikt nie mógł zabronić, by się rozwijały… Uczucia nie znają barier.

Zawahała się na chwilę. W pokoju panowała cisza.

– Może ja byłam zakochana bardziej niż on – powiedziała cicho. – Ale nie ulegało wątpliwości, że Engelbert mnie kochał, on mnie ubóstwiał, wiem o tym. I starał się przebywać ze mną sam na sam. To były kradzione chwile, ale… Czułam się niewiarygodnie szczęśliwa i żyłam tylko teraźniejszością, nie myślałam o tym, co stanie się później. Nasz pierwszy pocałunek… Bawiliśmy się wtedy w pałacu w chowanego, to było chyba najpiękniejsze przeżycie w całym moim miłosnym doświadczeniu. Ale potem w naszym dziecinnym jeszcze wzajemnym uwielbieniu zaczęły się pojawiać tony budzące lęk. Pilnowano nas, nigdy nie mogliśmy być sami, a my chwytaliśmy każdą możliwość, by choć na chwilkę zniknąć innym z oczu. To było podniecające, ale chyba niezbyt zabawne, podążaliśmy w niewłaściwym kierunku, sami to odczuwaliśmy. Aż kiedyś… na wycieczce łodziami… wszyscy mieli wysiąść na jakiejś małej wysepce na jeziorze… a gdy wracano, na obu łodziach myśleli, że my jesteśmy właśnie na tej drugiej. Zostaliśmy sami, Engelbert i ja. Ja byłam już wtedy zaręczona z księciem Adolfem, a Engelbert zaczął naukę w seminarium duchownym. Ale to wszystko nie miało dla nas znaczenia, byliśmy jak opętani. Potrzeba było godziny, by łódź mogła po nas wrócić, i wtedy to się stało…

Pochyliła głowę.

– Ślub z księciem Adolfem odbył się w zaledwie cztery miesiące później i wyjechałam do Gottorp, śmiertelnie przerażona, rzecz jasna, że odkryją mój stan. Ale wojna w Europie sprawiła, iż po pewnej podróży do Danii nie mogłam wrócić do domu, musiałam czekać, i zanim książę przyjechał, żeby mnie zabrać, uciekłam z zaufaną pokojówką do Norwegii i tam urodziłam Tiril. Potem mogłam spokojnie spotkać się z moim małżonkiem w Danii i wrócić z nim do Gottorp.

Theresa najwyraźniej uznała, że powiedziała dość, ale Móri nie był zadowolony.

– Czy on został poinformowany o tym, że wasza wysokość urodziła dziecko? Engelbert von Graben, oczywiście.

– I tak, i nie. Zaczął się już wspinać po szczeblach kościelnej kariery i nie chciałam niszczyć mu życia. Ale w jakiś rok później odwiedził mnie w Wiedniu, gdy przyjechałam do domu na Boże Narodzenie. Kiedy nikt nie mógł nas słyszeć, prosił, bym mu wybaczyła.

– O, to rzeczywiście rychło w czas – wyrwało się Móriemu.

Theresa spojrzała na niego z wyrzutem.

– Nie, ta prośba nie odnosiła się do naszej miłosnej przygody, a raczej odnosiła się do niej tylko pośrednio. On wyrażał żal, że musi prosić o zwrot naszyjnika z szafirami. Dostałam go od niego następnego dnia po wycieczce na wyspę. Teraz jego matka chciała mieć ten naszyjnik, bo przecież jemu samemu, jako osobie duchownej, był on całkiem niepotrzebny. To klejnot, który w jego rodzinie przechodził z pokolenia na pokolenie. Nie bardzo pojmuję, co prawda, jak jego matka mogła się czegoś takiego domagać, bo w tamtym czasie miała już taką sklerozę, że nie pamiętała imion własnych dzieci. Okazało się, że on nigdy nikomu nie zdradził, iż to ja dostałam ten naszyjnik, i bał się, że to rozgłoszę. Musiałam mu, niestety, odpowiedzieć, że naszyjnika już nie mam.

Tiril i Móri czekali na dalszy ciąg.

– Popatrzył na mnie pytająco, ale ja nie mogłam mu wówczas opowiedzieć o naszym dziecku, wokoło było zbyt wiele ludzi. Odrzekłam więc tylko, że szafiry odziedziczył już ktoś inny i mam nadzieję, że reszty sam się domyśli. Nie domyślił się, niestety, natomiast bardzo się zdenerwował, mówił gniewnym głosem, co do niego niepodobne, i oświadczył, że absolutnie muszę klejnot odzyskać.

Tiril i Móri wymienili spojrzenia.

– Byłam zrozpaczona – mówiła dalej księżna. – Czego on właściwie ode mnie żądał? Przypomniałam mu, że dał mi te szafiry w prezencie, on jednak odparł, że takiej młodzieńczej igraszki nie należy brać zbyt poważnie i żebym powiedziała, gdzie jest naszyjnik.

Theresa raz po raz przełykała ślinę. Jej upokorzenie musiało być straszne, kiedy sobie uświadomiła, jak mało była kochana przez największą miłość swego życia.

Móriemu sprawiało przykrość, że musi rozdrapywać wciąż bolące rany:

– Proszę mi wybaczyć, droga księżno, ale muszę zadać jeszcze jedno pytanie: Czy Engelbert von Graben znał te trzy fragmenty kamienia? Klucz do tajemnicy Tiersteingram?

– Tego… nie… Owszem, znał! Mój ojciec pokazywał część, która była w posiadaniu Habsburgów, kiedy opowiadał baśń o morzu, które nie istnieje. Engelbert przy tym był.

Móri wahał się przed zadaniem następnego pytania, jakby obawiał się odpowiedzi.

– Czy ojciec księżnej… również był cesarzem?

– Tak. Moim ojcem był Leopold Pierwszy, pan Czech i Węgier, a później również Austrii. Był trzykrotnie żonaty. Moja matka była trzecią żoną, Eleonora von Pfalz – Neuburg.

Obie panie spostrzegły, że Móri skulił się na myśl o tym, iż ożenił się z cesarską wnuczką. Szybko się jednak opanował.

– Czy Engelbert von Graben wiedział, że ojciec księżnej właśnie jej dał kamień, kiedy leżał już na łożu śmierci?

Na dźwięk tego pytania Theresa drgnęła i ze sztucznym ożywieniem zaczęła mówić o czymś całkowicie nieistotnym:

– Tak, teraz widzę, że popełniłam błąd mówiąc, iż ojciec znajdował się na łożu śmierci. Ojciec był przekonany, że niedługo umrze. W rzeczywistości żył jeszcze potem kilka lat. Ale to prawda, że ów kawałek kamienia otrzymałam właśnie wtedy, a potem nigdy ojciec mnie o niego nie pytał.

Móri rzekł spokojnie:

– Nie odpowiedziała pani na moje pytanie, wasza wysokość. Czy Engelbert wiedział, że to pani otrzymała kamień?

Theresa zastanawiała się długo. Widać było, że czuje się źle.

– Uderzasz mocno, Móri! Z wielkim wstydem muszę przyznać, że powiedziałam mu o tym właśnie w ten świąteczny wieczór, kiedy zażądał zwrotu szafirów.

– Czy o ten ułamek kamienia także wtedy pytał?

– Tak. Tak, opowiedziałam mu o „zabawce”, którą dostałam od ojca, opisałam, jak wygląda i w ogóle, on zaś stwierdził, że tak właśnie to sobie wyobrażał. Pamiętam, że się śmiałam, bo zapomniałam, do czego to może być przydatne. Engelbert natomiast zbladł i był bardzo zdenerwowany, przypominam to sobie teraz bardzo dobrze, i mówił, że chętnie by kamień obejrzał. Wtedy wyjaśniłam mu, że ojciec życzył sobie, by odziedziczyło go moje pierworodne dziecko, no i że już go nie mam.