Umilkła ze łzami wstydu w oczach, po chwili jednak podjęła wątek:
– Engelbert przyglądał mi się uważnie, jakby chciał się przekonać, co naprawdę myślę, lecz inni goście otaczali nas coraz tłumniej, więc jedyne, co mogłam zrobić, to napisać na kartce jedno proste nazwisko i dać mu to.
– Jakie nazwisko? – zapytał Móri.
Księżna pochyliła ze wstydem głowę. Wciąż głaskała i głaskała kark Nera, prawdopodobnie po to, by ukryć łzy.
– „Carl Dahl. Christiania”.
Zaległa kompletna cisza.
Przerwał ją w końcu Móri.
– A zatem Engelbert von Graben wiedział, gdzie znajdowała się Tiril?
– Nie. On o Tiril nie wiedział nic. W każdym razie nie więcej, niż mu wtedy powiedziałam. Przypuszczam, że nie zrozumiał, co chcę mu przekazać, bo wciąż patrzył na mnie pytająco, a potem podeszli inni ludzie i nie mogliśmy już rozmawiać.
Tiril zapamiętała słowa matki wypowiedziane tamtego dnia, kiedy Móri ją zapytał, czy ojciec Tiril wie o jej istnieniu. „Nie, nie”, odparła wtedy Theresa pospiesznie. A potem dodała zagadkowe zdanie: „Ale powinien był wiedzieć”.
To by się zgadzało z tym, co matka mówiła teraz.
Móri długo siedział pogrążony w myślach i wodził palcem po wargach. Potem przechylił głowę, głęboko wciągnął powietrze, a wzrok skierował w stronę sufitu, zanim ponownie zwrócił się do księżnej.
– Wydaje mi się, że nareszcie otrzymaliśmy rozwiązanie niepojętej dotychczas tajemnicy.
– Nie tylko jednej – wtrąciła Tiril cicho. – Otrzymaliśmy chyba odpowiedź na kilka pytań.
– Owszem. – Móri ze smutkiem kiwnął głową.
Rozdział 13
Siedzieli na pięknym wewnętrznym tarasie w Theresenhof. Pokojówka podała podwieczorek, a niańka przyniosła świeżo przewinięte dziecko. Właściwie chłopczyk powinien teraz spać, lecz Móri prosił, by mógł go wziąć na ręce. To była ich wspólna chwila, ojca i syna. Ręce Móriego obejmowały czule drobne ciałko i malec spoglądał na ojca z poczuciem bezpieczeństwa.
Tiril uwielbiała tę popołudniową godzinę.
Theresa również. Nie była przyzwyczajona do tego, by ojcowie zajmowali się swoimi dziećmi. Dla nich to przeważnie stworzenia wrzeszczące w dziecinnym pokoju, dopóki nie dorosną na tyle, by można je było poddać musztrze.
Miłość Móriego do obdarzonego osobliwym wyglądem syna wzruszała ją do głębi. Ona sama również dużo przebywała z wnukiem, podobnie jak Tiril, która większość dnia spędzała w pokoju synka. Ale ta chwila należała do Móriego.
Podano jakieś lekkie przekąski i napoje, a kiedy pokojówka wycofała się z tarasu, Theresa powiedziała:
– Co wy mieliście na myśli? O co wam chodziło z tym rozwiązaniem wielu zagadek?
Móri odsunął ciemny lok z czoła synka.
– Zacznijmy od pierwszej zagadki – rzekł. – Nigdy nie potrafiliśmy się dowiedzieć, z kogo konsul Dahl wyciskał pieniądze. Ani jakim sposobem Heinrich Reuss mógł się dowiedzieć o istnieniu Tiril. To nie bankier księżnej Theresy go o tym poinformował, bo Reuss wiedział już wszystko, kiedy przyszedł do bankiera. To ojciec Engelbert, późniejszy biskup Engelbert, był tym ogniwem, którego przez cały czas szukamy.
– Nie, to niemożliwe – szepnęła Theresa udręczona.
– Księżna pani sama podała mu nazwisko konsula Dahla – rzekł Móri przyjaźnie, choć zabrzmiało to surowo. – Teraz myślę, że Engelbert von Graben nie był człowiekiem na tyle inteligentnym, by samodzielnie odszukać Dahla, ale przecież zdawał regularnie sprawę ze wszystkiego, co się działo, swemu drogiemu wujowi. Mogę sobie wyobrazić, że kardynał dał mu porządną burę za jego lekkomyślność. Georg Wetlev i Heinrich Reuss byli ludźmi kardynała. Ale to nie z nimi kontaktował się konsul Dahl, kiedy jeździł do Christianii, by wymuszać pieniądze wtedy, gdy lichwiarz domagał się całej sumy. Ci dwaj ludzie znajdowali się wówczas w Bergen. To musiał być ktoś inny. Próbuję zgadnąć, czy konsul nie pisał przypadkiem listu do Engelberta von Grabena…
– Skąd konsul mógłby o nim wiedzieć? – zdumiała się Tiril.
– Von Grabem musiał odszukać konsula. Może wuj, który ostatecznie odnalazł Tiril, powiedział mu, gdzie Dahl się znajduje? Niewiele o tym wiemy, możemy się jedynie domyślać. Księżna Theresa wciąż, poprzez swojego bankiera, płaciła za wychowanie Tiril. Ale kiedy gdzieś daleko zamajaczył również ojciec Tiril, konsul Dahl postanowił wycisnąć jeszcze więcej…
– Lecz przecież Engelberta nie było w Christianii – przerwała mu Theresa.
– Nie. Musieli mieć jakiegoś pośrednika. Wydaje mi się, że to mógł być von Kaltenhelm.
– Dlaczego?
– Von Kaltenhelm jest rangą znacznie wyższy niż Wetlev i Reuss. A poza tym on prawdopodobnie na stałe mieszkał w Christianii, przynajmniej przez dłuższy czas. Miał też dość władzy, by nakazać Wetlevowi i Reussowi zamordowanie konsula i jego żony. Lichwiarza także, kiedy zaczął być kłopotliwy i wiedział zbyt wiele.
– Uff! – jęknęła Tiril. – Ale to wszystko to tylko twoje przypuszczenia?
– Tak, choć sądzę, że są bardzo bliskie prawdy.
– Ale ja nie mogę pojąć, dlaczego to wszystko – żaliła się Theresa. – Czego oni chcieli od Tiril? A później również ode mnie?
– I właśnie na to pytanie dostaliśmy teraz odpowiedź, prawda, Móri? – zapytała Tiril z ożywieniem.
– Tak jest. Ty chyba tego nie słyszałaś, ale kiedyś, gdy byliśmy bardzo blisko Wetleva i Reussa, zdaje mi się, że to było podczas podróży do Bergen, jeden z nich powiedział o dwu, moim zdaniem, bardzo ważnych, rzeczach. Wtedy się nad tym nie zastanawiałem, ale dzisiaj, kiedy wszystko stało się bardziej jasne…
Położył swoją dużą dłoń na głowie chłopca i trzymał dziecko z czułością, ale pewnie przy swojej piersi.
– Oni szukają i zawsze szukali fragmentu kamienia. Nie wiedzą, że my już byliśmy w Tiersteingram, wciąż z desperacją starają się odnaleźć to miejsce. Część Wetleva znalazła się w ich posiadaniu, ale ją utracili. Zaczęli wobec tego szukać części habsburskiej, prawdopodobnie wiedzieli, że trzecia trafiła do samego Tiersteingram. Nie wiedzą tylko, gdzie się znajdują ruiny zamku. My mamy nad nimi naprawdę wielką przewagę, z czego oni nie zdają sobie sprawy.
Tiril zachichotała w poczuciu triumfu.
– A ruin już przecież nie ma!
Theresa spoglądała pytająco na Móriego.
– Rozumiem, że to jeden z tych ważnych dla nas wątków. A drugi?
Móri głęboko i z drżeniem wciągał powietrze.
– Wasza wysokość… Czy mogłaby pani przypomnieć sobie coś na temat naszyjnika z szafirów? Myślę mianowicie, że to jest ten drugi wątek. Dlaczego Engelbert von Graben tak bardzo chciał go odzyskać?
– Naszyjnik? – Theresa była zdumiona. – Nie, on… Widzieliście go przecież sami.
– Tak, ale to było jakiś czas temu. Naszyjnik jest ze srebra, prawda?
– Owszem, oprawa i łańcuszek są wykonane z pięknie cyzelowanego srebra.
Móri się zamyślił.
– Ale ta oprawa nie jest taka ważna, patrzy się przede wszystkim na wspaniałe szafiry, czyż nie? Natomiast srebro… czy jest jakiś specjalny wzór?
– Nie wiem, nigdy się nad tym nie zastanawiałam – powiedziała Theresa.
– Ale ja kiedyś przyglądałam się naszyjnikowi bardzo uważnie – wtrąciła Tiril. – I rzeczywiście łańcuszek ma wzór… Jakby trochę nieregularne ogniwka… – Ściszyła głos i wstała. – Dlaczego nie mielibyśmy go obejrzeć?