Na warsztacie Ottona salamandry wyczuły ciepło. Lubiły ciepło. Ich przodkowie ewoluowali w wulkanach. Teraz więc przebudziły się i zaczęły pomrukiwać. Pan Tulipan, który chodził tam i z powrotem jak schwytane zwierzę, sięgnął po jedną z klatek i przyjrzał się niechętnie salamandrom.
— Co to za …one zwierzaki? — zapytał i odstawił klatkę. Wtedy zauważył stojący obok słój. — A dlaczego tutaj jest …ony napis „Oztrożnie zię obchodzić”?
Węgorze były już zdenerwowane. One także wyczuwały ciepło, ale były istotami żyjącymi zwykle w głębokich jaskiniach i podziemnych, lodowatych strumieniach.
Kiedy pan Tulipan podniósł słój, zaprotestowały, emitując błysk ciemnego światła.
Większa jego część przemknęła bezpośrednio przez mózg pana Tulipana. Jednak to, co pozostało z tego znękanego organu, przetrwało wszelkie próby mieszania w nim, zresztą pan Tulipan i tak nieczęsto go używał, bo to za bardzo bolało.
Na krótki moment tylko pojawiło się wspomnienie śniegu, jodłowych lasów, płonących zabudowań i kościoła. Tam się schronili. Był wtedy mały. Pamiętał wielkie, lśniące obrazy mające więcej kolorów, niż kiedykolwiek widział…
Zamrugał i upuścił słój.
Szkło roztrzaskało się na podłodze. Węgorze raz jeszcze błysnęły ciemnym światłem, a potem rozpaczliwie wypełzły spośród odłamków i ruszyły wzdłuż ściany, wciskając się w szczeliny między kamieniami.
Pan Tulipan odwrócił się, słysząc za sobą jakieś dźwięki. Jego partner osunął się na kolana i oburącz ściskał głowę.
— Coś się stało?
— Są tuż za mną — wyszeptał pan Szpila.
— Nie, jesteśmy tu tylko my dwaj, stary przyjacielu.
Pan Tulipan poklepał pana Szpilę po ramieniu. Żyły na czole wystąpiły mu z wysiłku. Wspomnienie zniknęło. Młody Tulipan nauczył się redagować wspomnienia.
Uznał, że w tej chwili pan Szpila powinien przypomnieć sobie dobre czasy.
— Hej, a pamięta pan, jak Gerhardt But i jego chłopaki zapędzili nas do tego …onego zaułka w Quirmie? — zapytał. — Pamięta pan, cośmy z nim potem zrobili?
— Tak — odparł pan Szpila, wpatrując się w ślepą ścianę. — Pamiętam…
— A wtedy z tym staruchem w tym …onym domu w Genoi, co o nim nie wiedzieliśmy? No więc zabiliśmy drzwi gwoździami i…
— Dość! Zamknij się!
— Staram się tylko zobaczyć …oną jaśniejszą stronę.
— Nie powinniśmy zabijać tych wszystkich ludzi — szepnął pan Szpila, niemal do siebie.
— Czemu nie? — zdziwił się pan Tulipan.
Ale nerwowość Szpili zaczynała udzielać się także jemu. Sięgnął do rzemyka na szyi i poczuł na końcu uspokajającą bulwę. Ziemniak może być wielką pomocą w trudnych chwilach.
Ciche pluskanie z tyłu kazało mu się obejrzeć. Rozpromienił się.
— Zresztą już wszystko dobrze — stwierdził. — Wygląda na to, że pada.
Srebrzyste krople opadały wokół klapy.
— To nie jest woda! — wrzasnął Szpila.
Krople zlały się razem w jeden nieprzerwany strumień. Pluskał dziwnie i zastygał pod klapą, ale coraz więcej cieczy spadało do wnętrza i rozlewało po podłodze.
Szpila i Tulipan stanęli pod ścianą.
— To gorący ołów — stwierdził Szpila. — Drukują nim tę swoją azetę.
— A ile go może być?
— Tu, na dole? Nie więcej niż parę cali głębokości.
Po drugiej stronie piwnicy warsztat Ottona zaczął dymić, kiedy dotknęła go kałuża.
— Musimy na czymś stanąć — oświadczył Szpila. — Tylko dopóki nie wystygnie. Tu jest chłodno, więc to nie potrwa długo.
— Tak, ale tu nie ma nic oprócz nas! To …ona pułapka!
Pan Szpila zasłonił oczy i głęboko odetchnął powietrzem, które mocno się już rozgrzało od srebrzystego deszczu.
Znowu otworzył oczy. Pan Tulipan patrzył na niego z gotowością. To pan Szpila odpowiadał za myślenie.
— Ja… mam plan — oznajmił.
— Tak, dobrze. Jasne.
— Moje plany są zwykle całkiem niezłe, tak?
— Tak, zawsze przychodzą panu do głowy prawdziwe …one cuda. Jak wtedy, kiedy pan powiedział, że mamy skręcić…
— I zawsze myślę o przyszłości Firmy, tak?
— Tak. No pewnie.
— No więc… ten plan… to nie jest właściwie plan doskonały, ale… Och, do demona z tym! Daj mi swojego ziemniaka.
— Co?!
Pan Szpila wyciągnął nagle rękę i kusza znieruchomiała o cal od szyi pana Tulipana.
— Nie ma czasu na dyskusje! Dawaj tego przeklętego ziemniaka, byle szybko. Nie mamy czasu, żebyś się namyślał!
Niepewny, ale jak zawsze ufny w możliwości umysłowe partnera, pan Tulipan ściągnął przez głowę rzemyk i wręczył ziemniak panu Szpili.
— Dobrze. — Panu Szpili zadrgał policzek. — Otóż, jak ja to widzę…
— Niech się pan lepiej spieszy — przerwał mu pan Tulipan.
— Zostało jeszcze tylko parę cali!
— Jak ja to widzę, to jestem niedużym człowiekiem, panie Tulipanie. Nie mógłby pan na mnie stanąć. Ja się nie nadaję. Ale pan jest potężnym mężczyzną, panie Tulipanie. Nie chciałbym, żeby pan cierpiał.
I pociągnął za spust. To był dobry strzał.
— Przepraszam — szepnął pan Szpila, kiedy ołów się rozprysnął.
— Przepraszam, naprawdę. Przepraszam. Ale nie po to się urodziłem, żeby się usmażyć.
Pan Tulipan otworzył oczy.
Otaczała go ciemność, ale z sugestią gwiazd nad głową i zachmurzonego nieba. Powietrze było nieruchome, ale słyszał odległy szum — jakby wiatru wśród martwych drzew.
Odczekał chwilę, by sprawdzić, czy coś się zdarzy. A potem zapytał:
— Ktoś tu jest?
TYLKO JA, PANIE TULIPANIE.
Fragment ciemności otworzył oczy i na pana Tulipana spojrzały dwa błękitne lśnienia.
— Ten …ony drań ukradł mojego ziemniaka. Jesteś …onym śmiercią?
SAMO ŚMIERĆ WYSTARCZY, JAK SĄDZĘ. KOGO PAN OCZEKIWAŁ?
— Co? Niby czemu?
ŻEBY PRZYSZLI PO PANA JAK. PO SWEGO.
— Nie wiem właściwie. Nigdy nie myślałem…
NIGDY PAN NIE SPEKULOWAŁ?
— Wiem tyle, że jak się ma swojego ziemniaka, to wszystko będzie dobrze.
Pan Tulipan powtórzył to zdanie jak papuga, bez namysłu, ale wszystko powracało teraz w pełnej wizji człowieka umarłego, z punktu widzenia położonego dwie stopy nad ziemią i wieku trzech lat. Mamroczący starcy. Płaczące stare kobiety. Promienie światła przez święte okna. Świst wiatru pod drzwiami i wszystkie uszy wytężające się, by usłyszeć żołnierzy. Swoich czy tamtych, to bez znaczenia, kiedy tak długo trwa wojna…
Śmierć rzucił cieniowi pana Tulipana długie, chłodne spojrzenie.
I TO WSZYSTKO?
— Zgadza się.
NIE WYDAJE SIĘ PANU, ŻE MÓGŁ PAN POMINĄĆ NIEKTÓRE FRAGMENTY?
…świst wiatru pod drzwiami, zapach oleju w lampach, świeży i ostry zapach śniegu wpadającego przez…