Выбрать главу

– To wcale nie musi być nonsens. Cuda się zdarzają.

– Wiem – szepnął tak cicho, że ledwo usłyszała.

– Słucham?

– Nie, nic takiego – uciął szybko i wskazał porozstawiane namioty. – To wygląda jak nieduża wioska.

– Ten największy namiot to nasza kantyna, dlatego za nim stoi ciężarówka, a w niej generator prądu, więc zawsze możemy liczyć na zimne piwo z lodówki. Pełna niezależność, jak widzisz!

– Ty zawsze byłaś niezależna – zauważył. – Niezależna, samodzielna, nie chciałaś nikomu niczego zawdzięczać…

– Nic podobnego nie mówiłam.

– Nie musiałaś. Nawet kiedy miałaś osiemnaście lat, sprawiałaś wrażenie zupełnie samowystarczalnej.

– W takim razie masz szczęście, że nie ożeniłeś się ze mną – rzuciła lekkim tonem. – Z takimi ludźmi ciężko się żyje, bo chociaż często potrafią dawać, to w ogóle nie potrafią brać, a w ten sposób też można kogoś zranić.

– Miła odmiana po kimś, kto potrafi tylko brać – mruknął z gryzącą ironią, lecz po chwili zreflektował się. – Zapomnij, co powiedziałem. Naprawdę staram się unikać krytykowania Crystal, to w końcu matka mojego dziecka.

– Oczywiście, rozumiem. Jednak chyba trochę się mylisz co do mojej osoby.

– Niewykluczone, przecież byłaś bardzo skryta… Zawsze mnie intrygowało, czy pancerz, którym się odgrodziłaś od świata, był przemyślaną decyzją. Może trzymałaś wszystkich na dystans, bo czułaś się z tym bezpieczniej? Nie wiem.

Zaskoczył Joannę po raz kolejny. Zdołał ją poznać o wiele lepiej, niż sądziła. Przypomniała sobie swoją przysięgę, że już nigdy więcej nikogo tak nie pokocha, że stanie się absolutnie samodzielna. A jeśli podobną postawę nieświadomie przejawiała już wcześniej? Jeśli Gustavo, który był naprawdę spostrzegawczy, wyczuł tę cechę i właśnie to go zniechęciło?

– Patrz – rzekł nagle, wskazując niebo na wschodzie.

Obróciła się i ujrzała narastającą jasność, nad horyzontem pojawił się brzeg tarczy słonecznej. Stojący za Joanną Gustavo delikatnie położył dłonie na jej ramionach.

– Zawsze uważałem, że to najpiękniejsza pora dnia.

– Ja też.

Potem nic już nie mówili i żadne nawet nie drgnęło, aż do momentu, gdy blask podnoszącego się coraz wyżej słońca oślepił ich i musieli osłonić oczy.

– Chyba pora wracać – rzekł wreszcie z żalem Gustavo. W drodze powrotnej Joanna nie odzywała się. W oczach jeszcze miała zachwycający spektakl, z kolei w duszy coraz wyraźniej słyszała głos, który powtarzał jej, że powinna wyjechać z Montegiano, nim będzie za późno. Lecz Joanna wiedziała, że już było za późno.

Przez kilka następnych dni Gustavo często jeździł do Rzymu w sprawach finansowych, zazwyczaj drogą prowadzącą koło wykopalisk. Czasem zaglądał do wioski archeologów, oprowadzano go wtedy po namiotach, gdzie na stołach leżały znalezione fragmenty ceramiki. Któregoś dnia, wracając z miasta po południu, wstąpił do nich znowu. Joanna była pogrążona w rozmowie z Halem, Sally siedziała z nosem w komputerze, dzieci oglądały coś na ekranie laptopa.

– Jaki przyjemny chłód! – rzekł zaskoczony Gustavo. -Zainstalowaliście klimatyzację? Jesteście sprawni jak mała armia.

Sally zerknęła znad klawiatury.

– Logistyka – wyjaśniła zwięźle. – Podstawa każdej udanej operacji.

– To tylko pokazuje, jakim byłem ignorantem, wyobrażając sobie archeologów jako ludzi z łopatkami.

– Owszem, używamy łopatek – wyjaśniła Joanna. – Ale oprócz tego dysponujemy radarem, fotografią laserową, komputerami… Przywieźliśmy całą masę sprzętu.

– I nie tylko – rzekł cicho, spoglądając na dzieci. Billy tłumaczył coś Renacie, która chłonęła każde jego słowo. – Ona teraz bardzo potrzebuje kogoś takiego.

– A on potrzebuje kogoś takiego jak ona.

– Tak, podziw kobiety bardzo się przydaje, nawet dziesięcioletniemu mężczyźnie, choć może mu nieźle uderzyć do głowy.

Niby od niechcenia podszedł do dzieci, udając, że jego uwagę przyciągnął rysunek na ekranie laptopa. Spytał, co robią. Billy odpowiedział wesoło i nawet Renata zdobyła się na nikły uśmiech, więc Gustavo skierował następne pytanie bezpośrednio do niej. Odpowiedziała bez zwykłej wrogości. Zadowolona z obrotu sprawy Joanna zbliżyła się do nich dyskretnie.

– Szybko się uczysz – Gustavo pochwalił córkę.

– Joanna mówi, że jestem zdolna – odparła poważnie Renata.

– Bo to prawda – potwierdziła Joanna. – Czy wiesz, że ona w lot wszystko łapie? Nigdy jej nie trzeba wyjaśniać niczego dwa razy.

– Mądra dziewczyna! – ucieszył się Gustavo, promieniejąc dumą, a Renata odpowiedziała uśmiechem.

Oby tak dalej, poprosiła w myślach Joanna.

Coś natchnęło Gustava, który wskazał na ekran laptopa, bardzo przytomnie udał, że czegoś nie rozumie i poprosił o wyjaśnienie. Renata z zapałem zaczęła mu tłumaczyć, lecz w pewnym momencie zawahała się.

– Billy, użyłam właściwego słowa? – upewniła się.

– Nie, chodziło ci o… – Naraz rozległ się sygnał jego komórki. – Chwila. – Przeczytał wiadomość i zachichotał. – To od taty. Przysłał mi kawał. Mój tata zna najlepsze kawały na świecie.

– Ja też mógłbym opowiedzieć kilka całkiem niezłych – oznajmił z godnością Gustavo, by Renata nie poczuła się gorsza.

– Hm, mój tata to prawdziwy mistrz. Ale ja go zaraz zagnę! – Pochylił głowę, a jego palce tylko śmigały po klawiszach komórki. Po chwili triumfalnie wysłał wiadomość. -Widzicie, my się pojedynkujemy na kawały. Wysłałem taki, że mu kapcie spadną!

Odpowiedź przyszła równie błyskawicznie, a po jej przeczytaniu Billy pękał ze śmiechu.

– O rany, ale świński!

– Nie daj się, Billy! – podpuszczała go Joanna.

– Wiem, co możesz mu odpisać – zaproponował Hal. -Znacie ten o…

Tylko Renaty nie rozbawił dowcip opowiedziany przez Hala, ponieważ to, co się działo, uświadomiło jej boleśnie pewną rzecz. Ona też miała komórkę, tylko że jej telefon zawsze milczał. Wybuch płaczu był tuż-tuż, lecz zdławiła go siłą woli. Pyzata buzia stężała.

Joanna dostrzegła niebezpieczeństwo, zaczęła dawać rozpaczliwe sygnały Gustavowi, ten próbował przytulić córkę, lecz było za późno, gdyż poczucie wrogości powróciło, i to ze zdwojoną siłą. Dziewczynka wyrwała się ojcu i wyskoczyła z namiotu.

Gustavo chciał biec za nią, lecz Joanna potrząsnęła głową. Zaufał jej i pozwolił, by to ona poszła szukać Renaty. Znalazła ją schowaną za kawałkiem muru w płytkim wykopie, skuloną, z twarzą ukrytą w dłoniach. Joanna delikatnie dotknęła jej ramienia.

– To musiało być dla ciebie przykre…

– Bo tęsknię za mamą. Ona dzwoniła dziś rano, powiedziała, że mnie bardzo kocha i że cały czas myśli, jak mnie stąd zabrać. Uciekniemy już niedługo. Ale nie powtórzysz nic tacie, obiecaj!

– Obiecuję – zapewniła Joanna, która wyczuła jego obecność. Stał opodal, niewidoczny dla nich.

– Bo gdyby wiedział, toby mnie nie puścił.

– Może dlatego, że cię kocha? – podsunęła Joanna. -Mnie się wydaje, że twój tata nie wytrzymałby bez ciebie nawet jednego dnia. Nie pomyślałaś o tym?

Renata pokręciła głową.

– Pomyśl, jaki on jest samotny i smutny! Tylko ty mu zostałaś. Naprawdę mogłabyś go zostawić zupełnie samego w tym wielkim pałacu?

Buzia dziewczynki rozjaśniła się i Joanna sądziła, że udało jej się trafić do dziecka, lecz to trwało tylko przez chwilę.