– Joanno, błagam! Czy musisz mi to wyrzucać?
– Ale co takiego? Ach, to! – zawołała, jakby dopiero w tym momencie pojęła, w czym rzecz. – No tak, przecież właśnie ty zamierzałeś poślubić mnie ze względu na majątek!
Zacisnął szczęki.
– Skoro tak stawiasz sprawę…
– Oczywiście w twoim przypadku było to zupełnie co innego – droczyła się dalej.
– Dobrze, śmiej się ze mnie, ale to naprawdę było co innego. Ja cię od początku ogromnie lubiłem, inaczej w ogóle nie brałbym takiego rozwiązania pod uwagę.
– Wiem o tym doskonale – zapewniła go uspokajającym tonem. – Wybacz, wcale nie zamierzałam sobie z ciebie dworować, no, może troszeczkę, by cię rozbawić. W tej całej nieszczęsnej sytuacji tkwi pewien komizm. Na marne poszło całe… – Nagle urwała i szybko otarła łzę, tak szybko, że on niczego nie dostrzegł.
– Co poszło na marne?
– No… całe planowanie przyszłości.
– A właśnie, co porabiasz w najbliższych dniach? Pytam, bo dostałem zaproszenie na ślub lady Henrietty Rannley. Czy mam rację, sądząc, że ty też się tam wybierasz?
Joanna z trudem ukryła uśmiech, na wszelki wypadek odwróciła głowę.
– Czyżby Billy miał za długi język? Gustavo wolał ująć to dyplomatyczniej.
– Twój syn to bardzo pomocny chłopiec.
Muszę porozmawiać z Billym, postanowiła Joanna. Należą mu się podziękowania.
Rozpierało ją poczucie szczęścia. Gustavo zadał sobie wiele trudu – wyłącznie po to, by być z nią! Nie potrafiła myśleć o niczym innym.
– W takim razie najwygodniej byłoby chyba jechać do Rannley Towers razem, nie sądzisz? – odezwała się w końcu, pozbierawszy się jakoś. – Ja jestem zaproszona na jutro, mam nocować, ty zapewne też.
Kiedy nie usłyszała odpowiedzi, odwróciła się i ujrzała, że on położył głowę na poduszce i zasnął. Widać opadła go nagła senność i musiał się jej poddać, a Joanna nie dziwiła się temu wcale, w końcu miał za sobą wyjątkowo długą podróż. Starając się nie obudzić Gustava, ostrożnie uniosła jego nogi i ułożyła je na kanapie, a potem przykryła go kocem.
Przez chwilę stała nachylona, przyglądając mu się uważnie. Rysy Gustava wygładziły się, znikło z nich napięcie, jakby ta rozmowa przyniosła mu ulgę, zdejmując z jego barków przynajmniej część ciężaru. Zaczynał przypominać tego młodego człowieka, którego obraz Joanna przez tyle lat nosiła w sercu.
Delikatnie pocałowała go w czoło.
– Dobranoc. Miłych snów.
Poszła do sypialni, myśląc o tym, jak była pewna siebie, gdy jechała na to spotkanie po latach. Zamierzała uwolnić się od słabości do Gustava raz na zawsze i czuła się na siłach, by to zrobić. I tak by się stało, gdyby nie ujrzała człowieka głęboko zranionego, który potrzebował jej przyjaźni i pomocy, bo przed kimś takim nie mogła się bronić.
Nie ucieknie przed nim, za późno już na to. Lecz tym razem nie poprzestanie na przyjaźni. Tym razem chce więcej, dużo więcej.
Tym razem chce mieć go całego.
Rano nie znalazła w salonie nikogo. Gustavo zjawił się, gdy kończyła jeść śniadanie.
– Zamierzałem zostawić ci krótki list z przeprosinami za moje prostackie zachowanie, ale nie wiedziałem, jak to ubrać w słowa, więc wymknąłem się cichcem jak złodziej do swojego pokoju – wyznał z zakłopotaniem.
– Nie przejmuj się takimi drobiazgami. Jedziemy do Rannley Towers razem, prawda? Za godzinę będę gotowa do wyjścia.
– W takim razie czekam na dole. Aha, Joanno… Dziękuję za wszystko.
Więcej już nie nawiązywał do poprzedniego wieczoru.
Majątek earla Rannleya znajdował się osiemdziesiąt kilometrów od Londynu. Pojechali tam pociągiem, ze stacyjki odebrał ich brat pana młodego. Kiedy znaleźli się na miejscu, gdzie bawiło już sporo gości, niektórzy unosili brwi ze zdziwienia, widząc ich razem i przypominając sobie o skandalu sprzed lat.
Jeszcze do poprzedniego wieczoru Joanna ogromnie obawiała się przyjazdu w miejsce, z którym wiązały się bolesne wspomnienia, lecz skoro przyjechała z Gustavem, nie musiała się już o nic martwić. To jej towarzystwa szukał, to dla niej naraził się na niewygody długiej podróży, to ją sprowadził wieczorem na kolację.
Idąc przez hol, ujrzeli swe odbicie w wielkim lustrze. Joannę na nowo uderzyła prezencja Gustava, jego klasa, przejawiająca się w każdym ruchu godność. Jaka kobieta nie byłaby dumna, trzymając pod ramię takiego mężczyznę?
Tym razem wiedziała, że pasuje do niego. Znikła tamta niepewna siebie dziewczyna o nijakim wyglądzie, zamiast niej patrzyła z lustra elegancka kobieta w niebieskiej sukni, opanowana, świadoma swej siły, nie bojąca się niczego.
Przez ten moment, gdy odbijali się w lustrze, Joanna dostrzegła jeszcze coś. Błysk dumy w oczach Gustava. Dumy, że ma taką towarzyszkę.
Ze względu na odbywające się następnego dnia wesele nie podano normalnej kolacji, by nie odrywać kucharzy od właściwej pracy, gościom zaoferowano szwedzki bufet. W rezultacie wszyscy krążyli swobodnie po całej jadalni, rozmawiając, z kim dusza zapragnie, a nie tylko z najbliższymi sąsiadami, jak to zazwyczaj dzieje się przy stole. Joanna z przyjemnością witała się z krewnymi, przyjaciółmi i znajomymi, oczywiście licząc się z tym, że niektórzy okażą się ciekawscy. Najbardziej dociekliwy był pan domu, którego ogromnie lubiła, a który miał tę jedną wadę, że przywiązywał nadmierną wagę do tytułów.
– Ty znowu z nim? Tutaj? Czyżby jednak…
– Tommy, jeśli myślisz o tym, o czym myślę, że myślisz, to zapomnij o tym.
– Gdzie w takim razie jest jego żona? Słyszałem jakieś pogłoski…
– Rozwiedli się.
– Rozstał się z tamtą i przyjechał z tobą? Hmm…
– Już ci mówiłam, zapomnij o tym.
– Ależ moja droga, mam milczeć, gdy nadarza się okazja dodania księcia do rodziny? Poprzednim razem wymknął nam się z rąk, ale…
– Tommy, za sekundę przydepnę ci nogę! Mocno!
Dał jej wreszcie spokój, lecz potem rozmawiał o czymś z Gustavem, który miał trochę niewyraźną minę, więc Joanna postanowiła zaoszczędzić mu dalszych niezręcznych konwersacji i podeszła do niego, ledwie lord Rannley dał mu spokój.
– Idę się położyć, robi się późno – oznajmiła.
– Ja też. Weszli na górę.
– Jutro czeka nas długi dzień.
– I pewnie niełatwy – dodał.
– Wszystko będzie dobrze – obiecała. – Dobranoc. Uściskali się i każde udało się do swojej sypialni. Joanna była tak szczęśliwa, że zasnęła z łatwością i spała spokojnie do samego świtu, kiedy to ktoś dosłownie wskoczył na jej łóżko, złapał ją za ramiona i zaczął nią energicznie potrząsać.
– Ciociu Jo, obudź się, stało się coś strasznego! Otworzyła oczy i ujrzała zdenerwowaną twarz Etty.
– Co się dzieje?!
– Gina ma gorączkę! To chyba grypa.
– Cholera jasna! – podsumowała Joanna, nie przebierając w słowach, gdyż rzeczywiście nie wyglądało to dobrze. Gina była pierwszą druhną.
– Błagam, zastąp ją! Macie taką samą figurę, jej sukienka będzie pasować na ciebie.
– Dobrze, dobrze… – Joanna mruknęła półprzytomnie, na co Etta ucałowała ją siarczyście.
– Jesteś kochana. A teraz śpij dalej.
Joanna zasnęła, nim córka jej kuzyna wyszła z pokoju.
Obudziła się dwie godziny później i aż usiadła na łóżku z wrażenia, gdy przypomniała sobie poranną wizytę. Chwyciła za słuchawkę i wybrała numer pokoju Etty.
– Słuchaj, czy mi się zdaje, czy byłaś u mnie rano z pytaniem…
– Tak, ciociu, i zgodziłaś się! Przyjdź, proszę, przymierzysz sukienkę i zjemy razem śniadanie.