– Nigdzie nie widziałem Billy'ego – zauważył Freddy, gdy tylko zostali sami.
– Bał się, że Etta zrobi z niego pazia w satynowym ubranku, więc postanowił trzymać się z dala od tej imprezy.
– Mądry chłopak! Gdzie teraz jest? Chyba nie we Włoszech na tych twoich nowych wykopkach?
– Właśnie tam. Jutro do niego wracam. Skrzywił się.
– Jo, to kiedy ja go zobaczę? Stęskniłem się za nim jak jasna cholera!
– Może odwiedzisz go w Montegiano? Gustavo na pewno nie będzie miał nic przeciw temu, a Billy ogromnie się ucieszy.
Freddy rozpromienił się.
– Dzięki za zaproszenie! A teraz chodź, pogadajmy. Przystała na jego propozycję, głównie dla dobra dziecka starając się podtrzymywać jak najbardziej przyjazną relację z byłym mężem. Oczywiście wolałaby spędzać czas w towarzystwie Gustava, lecz tego wieczoru nastrój został i tak bezpowrotnie zepsuty. Wynagrodzą to sobie innym razem. Już niedługo.
Przez następne dwie godziny bardzo miło rozmawiała z Freddym o ich synu, a na koniec dała się porwać do tańca.
– O której musisz jechać? – spytała.
– Jechać? Dokąd?
– Przecież wpadłeś tylko na kilka godzin. Sam tak powiedziałeś.
– Może i powiedziałem. Joanna westchnęła z rezygnacją. -Rozumiem…
– Wkręciłem się na wesele tylko dlatego, że ty byłaś zaproszona. Miałem nadzieję zobaczyć Billy'ego i pogadać z tobą na jego temat.
– Skoro chciałeś pogadać, mogłeś po prostu zadzwonić. Zresztą wtedy upewniłbyś się też, czy Billy tu będzie, a tak jechałeś na próżno.
– Wiesz… – Freddy zrobił dziwną minę, trochę tajemniczą, trochę zakłopotaną. – Był jeszcze jeden powód. Ale o tym kiedy indziej.
– W porządku. Masz gdzie spać?
– Tak.
– Świetnie. W takim razie do zobaczenia rano. Ucałowała go w policzek i poszła szukać Gustava, lecz nigdzie nie mogła go znaleźć, aż wreszcie dowiedziała się od kogoś, że już wrócił do siebie.
W dzień po weselu Gustavo zszedł na dół wcześnie, w nadziei znalezienia Joanny samej. W pustej jadalni Gustavo nalał sobie kawy, podszedł do okna i cofnął się niemal od razu, by nie zauważyła go przechodząca za oknem para pogrążona w rozmowie. Przecież Freddy miał wyjechać jeszcze poprzedniego dnia wieczorem, czemu więc został do rana? Czyżby dla Joanny? Wyglądali na bardzo zajętych sobą.
Usłyszał zbliżające się głosy, zorientował się, że również oni podążają na śniadanie. Zawrócił do stołu, usiadł i właśnie miał sobie nałożyć coś na talerz, by udawać pochłoniętego jedzeniem, gdy nagle znieruchomiał, gdyż tamci dwoje znaleźli się już na tyle blisko, że mógł rozróżnić słowa.
– Muszę wykorzystywać mój wdzięk, bo nic innego mi nie zostało.
– Nic? Akurat! Otrzymałeś ode mnie krągłą sumę, nie możesz narzekać.
– Fakt, ale miałem nadzieję…
– Ile? – W jej głosie brzmiały zarazem rozbawienie i rezygnacja.
– Widzisz, trafia się wyjątkowa okazja…
– Znam te twoje wyjątkowe okazje, Freddy. Dobrze, nie susz mi już głowy. Zapisz mi, ile ci trzeba i na kiedy, zadzwonię do banku i każę to przelać na twoje konto.
– Jesteś aniołem. Nadal masz do mnie słabość, co?
– Wcale tego nie ukrywam, ale nie związałabym się z tobą po raz drugi, choćby mi obiecywano wszystkie skarby świata.
– Nikt by cię o to nie prosił, miałaś już ładnych parę następczyń.
– I tak nie czekałeś z tym do rozwodu – zauważyła cierpko.
Przez chwilę panowała cisza.
– Czy ja mam ci przypomnieć, moja droga, że są różne rodzaje niewierności? – odezwał się wreszcie Freddy. -Dobra, zostawmy to. Obiecaliśmy sobie, że żadne z nas nie będzie chować urazy.
– To prawda – przyznała Joanna, a w jej głosie brzmiała ulga.
Gustavo wstydził się, że podsłuchuje, lecz nie mógł się powstrzymać, gdyż zbyt mu zależało na tym, by dowiedzieć się o Joannie jak najwięcej. W rezultacie zupełnie już nie miał pojęcia, co myśleć, szczególnie zaskoczyła go zagadkowa uwaga o różnych rodzajach niewierności.
Moment później do jadalni wszedł sam Freddy, widocznie Joanna zostawiła go i wróciła na górę.
– Kawy? – zagadnął uprzejmie Gustavo.
– Dzięki, chętnie. No proszę, proszę… Że też to właśnie pan!
– Ach, słyszał pan zapewne o tej starej historii? To naprawdę zamierzchła przeszłość – rzucił z udawaną beztroską Gustavo.
– Skoro tak pan mówi… – Freddy posłodził sobie kawę wyjątkowo szczodrze, a podchwyciwszy spojrzenie Gustava, rzucił: – A co będę sobie żałował!
– Tak, domyślam się, że pan nie z tych, co sobie żałują. Freddy ściągnął brwi.
– Co to właściwie miało znaczyć?
– Cóż, ujmę to następująco… Joanna jest bardzo hojną kobietą.
– Ach, słyszał pan koniec naszej rozmowy? Tak, jest bardzo hojna, a z kolei ja – tolerancyjny. Widzi pan, mężczyzna, który poślubia bardzo bogatą kobietę, zawsze czuje się w jakiś sposób gorszy, tak to już jest. Ale robiłem, co mogłem, żeby moja frustracja nigdy nie odbiła się na Joannie.
Gustavo odwrócił wzrok, starając się ukryć wzgardę. Tamten nie tylko wykorzystywał ją, ale jeszcze miał się za szlachetnego, biorąc jej pieniądze! A ty co innego zamierzałeś zrobić, spytał głos w jego głowie. Jakie ty masz prawo oceniać w ten sposób jej byłego męża?
Przypomniał sobie cień politowania pobrzmiewający w głosie Joanny, ilekroć ustępowała Freddy'emu. Przywykła do mężczyzn, którzy potrzebowali jej pieniędzy – a Gustavo był pierwszym z nich…
– Hej, wszystko w porządku? – Freddy klepnął go po ramieniu.
– Tak – odparł z trudem Gustavo. – W porządku. Wstał i wyszedł, wzburzony do głębi. W drodze na piętro spotkał Joannę. Uśmiechnęła się na jego widok.
– Wybacz, że wczoraj tak cię zostawiłam, ale mieliśmy z Freddym wiele spraw do omówienia.
– Oczywiście – wycedził, choć starał się mówić normalnym tonem. – I zajęło wam to całą noc? Podobno miał wyjechać wczoraj wieczorem.
– Tylko tak powiedział, by mnie zmusić do pogadania z nim. Niestety ma zwyczaj mówić to, co jest dla niego w danym momencie wygodne.
– Zdumiewające. Nigdy bym na to nie wpadł.
– O co chodzi, Gustavo?
– O nic, po prostu nie jestem w najlepszym nastroju.
– W takim razie nie wiem, jak przyjmiesz moje wyznanie. Otóż Freddy ogromnie się stęsknił za Billym, więc pozwoliłam sobie… Wiesz, oni naprawdę bardzo się kochają…
Jęknął.
– Przyjedzie do Montegiano? Kiedy?
– Nie wiem. Masz coś przeciw temu?
– A nawet gdybym miał, czy to by coś zmieniło? Uśmiechnęła się bezradnie i pokręciła głową.
– Hej, wy tam!
Obrócili się i tym razem jęknęli oboje.
– Co znowu, Freddy? – spytała Joanna.
– Chyba pora się zbierać, skoro jedziemy do Włoch.
– My? – powtórzył złowieszczym tonem Gustavo.
– My – przyświadczył spokojnie Freddy. – Joanna nie mówiła panu, że mnie zaprosiła?
– Tak, właśnie usłyszałem, że spotka mnie ten zaszczyt – oznajmił lodowato Gustavo.
– Zaszczyt? Miło, że pan tak mówi, ale nie musi pan mnie jakoś specjalnie podejmować, wystarczy mi byle wyrko.
– Mimo wszystko postaram się zapewnić panu coś lepszego. Cóż, w tej sytuacji lecimy do Rzymu razem.
– Świetnie! – Freddy wyciągnął z kieszeni telefon komórkowy. – Zaraz zadzwonię do Billy'ego i mu powiem.
– Lepiej nie dzwoń, niech ma niespodziankę – doradziła Joanna. – Wyobraź sobie, jaką minę zrobi na twój widok.
Freddy rozpromienił się na samą myśl.
– To jest pomysł!