– Nie przesadzaj, czy wyglądałam na porzuconą nieszczęśnicę? – spytała z udawanym rozbawieniem. – Powinieneś był widzieć, jak tańczyłam na twoim weselu!
– Oczywiście, że widziałem. Prawie cały czas miałaś jednego partnera. Swoją drogą, nie udało mi się dowiedzieć, kto to był, nikt go nie znał.
Znowu ją zaskoczył. Zauważył jej towarzysza? Pytał o niego? Dałaby głowę, że był wtedy ślepy i głuchy na wszystko.
– Nikt go nie znał, ponieważ to był przyjaciel czyjegoś przyjaciela i wkręcił się na przyjęcie nieproszony, ale zachowywał się, jakby miał prawo tam być. Cały Freddy Manton.
– Manton?
– Tak. Wyszłam za niego.
Gustavo gwałtownie odstawił kieliszek.
– Byłaś w nim zakochana? Zerwałaś ze mną ze względu na niego?
– Skądże. Poznałam go dopiero na weselu, potem przez rok się nie widzieliśmy, spotkaliśmy się przypadkiem na jakiejś imprezie i tak jakoś wyszło…
– Rozumiem – rzekł po chwili i dolał jej jeszcze szampana.
– Nie tak dużo, nie chcę się upić – zaoponowała.
– Nie upijesz się. Pamiętam, że masz mocną głowę. Roześmiała się.
– Nie wiem, czy warto sobie obciążać pamięć takimi drobiazgami.
– Pamiętam wszystko – rzekł cicho. – Wszystko. A ty nie?
ROZDZIAŁ CZWARTY
Czy pamiętała wszystko? Przecież tak usilnie starała się zapomnieć…
– Ja chyba też – przyznała po chwili.
– Wiesz, czego nigdy nie mogłem zrozumieć? Czemu dałaś się w to wszystko wciągnąć.
– Z powodu cioci Lilian, która koniecznie chciała nas wyswatać. Zgodziłam się na spotkanie z tobą, żeby zrobić jej przyjemność, a potem… Potem było za późno na wycofanie się.
– Tak mi przykro! Nie przyszło mi do głowy, że zostałaś do tego zmuszona.
– Och nie, to nie tak.
– A jak? Chciałem z tobą porozmawiać przed moim ślubem, żeby zrozumieć, co się właściwie wydarzyło, a jednocześnie nie miałem pojęcia, co mógłbym ci powiedzieć.
– Ponieważ już wszystko zostało powiedziane.
– Czyżby?
Joanna odstawiła kieliszek, pochyliła się i mocno ujęła go za ręce.
– Posłuchaj, to było, minęło i nie ma sensu do tego wracać. Jesteśmy już zupełnie innymi ludźmi.
Skinął głową.
– Dziwne… Kiedyś znałem cię tak dobrze, a teraz nic o tobie nie wiem.
Mylisz się, pomyślała. Wtedy też czegoś nie wiedziałeś.
I to najważniejszej rzeczy.
– Cieszę się, że wyszłaś za mąż i pewnie przez kilka lat byłaś szczęśliwa. Przynajmniej mam taką nadzieję. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze.
– Dziękuję.
– To nie był czczy komplement, naprawdę tak myślę. Zachowałaś się wtedy wspaniałomyślnie, podziwiałem cię. Ty okazałaś się silna, a ja… – wzruszył ramionami – chętnie z tego skorzystałem.
– Co wcale ci się nie podobało – dokończyła.
– Mężczyzna nie lubi chować się za spódnicą, to oznaka słabości.
– Moim zdaniem przyjęcie czyjejś pomocy wcale nie jest oznaką słabości. W dodatku w tamtej sytuacji właśnie tak należało postąpić. No i nie zapominajmy, że miłość odmienia nawet najsilniejszego mężczyznę, a ty byłeś wtedy bez pamięci zakochany w Crystal.
– Byłem – rzekł z powagą.
Czekała, aż on powie coś jeszcze, lecz zamilkł, więc usiadła na kamiennej balustradzie, podciągnęła kolano, oparła na nim łokieć i zapatrzyła się na zalany księżycową poświatą park.
Gustavo przyglądał jej się z pewnym zakłopotaniem, gdyż miał przed sobą Joannę, jakiej nie znał. Podczas kolacji zauważył, że pracownicy zwracają się do niej „szefowo", a w tym słowie brzmi prawdziwy respekt, a także duma z przynależności do jej zespołu. W pewnym momencie Hal zdradził półżartem, że wszyscy boją się pracodawczyni.
Nie lękali się jej srogości. Po prostu nie chcieli jej zawieść, bo darzyli ją wielkim szacunkiem. Osiągnęła wysoką pozycję, lecz nie dlatego, że tak jak on odziedziczyła tytuł i pozycję, tylko uczciwie na wszystko zapracowała. Biorąc to pod uwagę, miano „szefowej" posiadało wyższą rangę niż tytuł księcia.
Tak, trzydziestoletnia Joanna miała klasę, jakiej osiemnastoletnia mogłaby jej tylko pozazdrościć. I stała się naprawdę piękna.
– Pamiętasz, jak przyszłaś tu na taras którejś nocy? Zobaczyłem cię i chciałem do ciebie dołączyć, ale wydawałaś się tak pogrążona w myślach, że nie śmiałem podejść.
– Och!
– W końcu podszedłem, ale czułem się niezręcznie i rozmowa potoczyła się jakoś sztywno. Miałem wrażenie, że chcesz mi coś powiedzieć, więc czekałem, ale musiałem się mylić.
Joanna milczała, coraz bardziej zdumiona. Jak bardzo był przenikliwy, skoro wyczuł jej pragnienie. A równocześnie jakże niedomyślny, skoro nie odgadł, o co chodzi!
Z głębi lasu znowu dobiegło pohukiwanie sowy.
– Tamtej nocy też odezwała się sowa – przypomniała Joanna z uśmiechem. – Pewnie ta jest jej dalekim potomkiem. Chyba to zawsze najbardziej mi się podobało w Montegiano. Tutaj nic się nie zmienia.
– Nic się nie zmienia – zgodził się. – A jednak zmienia się wszystko.
– Tak – odparła po chwili. – Zmienia się wszystko.
Po tych słowach zamilkli, wpatrując się w noc, poddając się ogarniającemu ich uczuciu spokoju. Gustavo dalej siedział na krześle, wpatrując się w profil Joanny. W pewnym momencie odwróciła twarz w stronę Gustava i uśmiechnęli się do siebie, lecz nic nie mówili.
Zupełnie nie czuła upływu czasu, dlatego była zaskoczona, gdy na niebie pojawiła się zorza.
– Czy to już świt? – spytała.
– Tak. Jest czwarta rano.
– Pamiętam, jak stałam w oknie swojego pokoju i patrzyłam na wschodzące słońce. To było cudowne.
– Ciekawe, o czym wtedy myślałaś… Pewnie o tym zaginionym pałacu, o którym ci opowiadałem i który tak podziałał na twoją wyobraźnię.
Skinęła głową, choć w rzeczywistości myślała wtedy o Gustavie.
– Pamiętam, jak pokazałeś mi miejsce, w którym według starych przekazów wznosiły się niegdyś potężne mury.
– Tak, byłem w błędzie. Pałac znajdował się jakieś osiemset metrów dalej i nigdy byśmy się o tym nie dowiedzieli, gdyby któregoś dnia nie obsunęła się ziemia, odsłaniając fragment ruin. Wielka szkoda, że mnie tu nie było, gdy Carlo po raz pierwszy pokazał ci wykopaliska. Chciałbym zobaczyć twój wyraz twarzy.
Roześmiała się.
– Musiałam wyglądać jak dziecko, które dostało mnóstwo prezentów!
– I właśnie tego widoku żałuję. Zawsze byłaś taka chłodna i opanowana, chętnie zobaczyłbym, jak skaczesz z radości. – Nagle wstał. – Jedźmy tam!
– Chętnie – zgodziła się z ożywieniem.
Parę minut później już jechali jego samochodem w stronę ruin i niedługo potem stali na wzgórzu, spoglądając na odkryte fragmenty.
– Posuwamy się dość powoli, by niczego nie uszkodzić i należycie wszystko zabezpieczyć – wyjaśniła Joanna.
– Ile razy tędy przechodziłem lub przejeżdżałem, nie podejrzewając, co kryje się pod powierzchnią… – stwierdził w zadumie. – To odkrycie nastąpiło w bardzo dobrym momencie, ono może mnie uratować.
– W jakim sensie?
– Muszę spłacić Crystal. Sporo włożyła w renowację pałacu, a teraz domaga się zwrotu poniesionych kosztów. Ma do tego prawo. Częściowo ją spłaciłem, lecz muszę zdobyć resztę sumy. Jest powiedzenie o wydobyciu pieniędzy choćby spod ziemi, co trafnie oddaje moją sytuację.
– Aż tak źle?
– Nie uważam się za biedaka, jak widzisz, żyję na całkiem przyzwoitym poziomie. Znalazłem środki na opłacenie twojej ekipy, ponieważ traktuję to jako dobrą inwestycję. Gdybyś wykopała złotą wazę liczącą dwa tysiące lat oraz jakiś dowód, że Juliusz Cezar otrzymał ją w darze od Kleopatry, byłbym ci niezmiernie wdzięczny… Wybacz, nie powinienem wygadywać podobnych nonsensów.