Выбрать главу

Tym razem u Joego uśmiech pojawił się również w oczach; ten rzadki obraz sprawił, że wnętrze Maddy zmieniło się w galaretkę.

– Praca w zespole i zdrowa rywalizacja pomagają dzieciakom zdobyć pewność siebie, dzięki czemu potem potrafią dać z siebie wszystko. Komandosi nauczyli mnie, jak ważna jest praca zespołowa. Tym razem celem nie jest utrzymanie kawałka ziemi ani pokonanie wroga, ale życie zgodnie z naszym mottem.

– „Ukształtować charakter i dać wspomnienia na resztę życia” – zacytowała Mama.

– Właśnie. – Joe pokiwał głową. – Kiedy przez następny tydzień będziemy razem pracować, przygotowując się na coroczną inwazję pięciuset obozowiczek, chciałbym, abyśmy wszyscy pamiętali o tym celu i szukali sposobu, dzięki któremu to lato stanie się dla wszystkich wspaniałym doświadczeniem. Domyślam się, że też myślałyście o tym lecie i projektach, jakie planujecie zrealizować. Chciałbym więc, żeby teraz każda z was po kolei przedstawiła swoje zamierzenia. Carol, ponieważ zawsze jesteś królową organizacji, zacznijmy od ciebie.

– Dobrze. – Carol otworzyła teczkę i zaczęła rozdawać papiery. – Przygotowałam rozpiskę…

Bobbi parsknęła śmiechem.

– Co? – Carol zmarszczyła brwi.

– Nic. – Joe powstrzymał uśmiech. – Uwielbiamy twoje rozpiski.

– I tak powinno być. – Carol skinęła głową i zaczęła przedstawiać, co należy przygotować i do kiedy, żeby sprawnie załatwiono sprawy formalne w obozie.

Pozostałe dziewczyny zreferowały swoje pomysły na lato i plany, nad którymi pracowały. Słuchając ich, Joe tak samo jak rok wcześniej był pod wrażeniem tych projektów. Szkoda, że ich entuzjazm nie wystarczył, aby oderwać go od kobiety, która siedziała po przekątnej.

„Maddy – myślał cały czas – co ty tu robisz?”.

Wyglądała nieznośnie atrakcyjnie, naturalnie i seksownie i była kompletnie z innej planety. Patrzył, jak pędziła przez boisko ze spódnicą wirującą wokół łydek i w tych idiotycznie niestosownych butach. I chociaż stopy schowała bezpiecznie poza jego polem widzenia, myślami cały czas wędrował do pomarańczowych sandałów z długimi sznurówkami owiniętymi wokół jej kostek… i do tego, jak bardzo chciałby je rozwiązać.

No i ten jej żółty top. Zwykłe takie bluzki na ramiączkach wyglądały lepiej na kimś opalonym, z wyraźnie zarysowanymi mięśniami. Jednak jej pasował. Boże, i to jak bardzo. Dzianina obejmowała jej piersi, odsłaniała odrobinę rowka między nimi, jego głowę wypełniały myśli, jakby to było przesuwać dłonie po jej rękach.

Albo po prostu trzymać ją za ręce.

Zapomniał już o tym, że zawsze, idąc dokądkolwiek, trzymali się za ręce. Wróciły również wspomnienia innych, drobnych przyjemności. Nie chodziło tylko o seks, lecz o prawdziwą czułość. Przynajmniej z jego strony.

– Maddy – odezwała się Carol, aż podskoczył na sam dźwięk tego imienia. – Ponieważ po raz pierwszy pracujesz na letnim obozie, potrzebujesz pomocy w zaplanowaniu zajęć?

– Może trochę.

Wyczuł, że się waha, gdy nerwowo zerknęła w jego stronę. A potem zebrała się w sobie, jakby doszła do tego samego wniosku co on: że najłatwiej przebrną przez to zebranie, jeśli będą udawać obcych sobie ludzi.

– Mama przesłała mi mnóstwo informacji z poprzednich lat, poza tym znalazłam sporo książek o zajęciach z rzemiosła. Oto lista rzeczy, które chciałabym zorganizować. – Rozdała swoje notatki wokół stołu. – Ale jestem otwarta na sugestie, bo macie większe doświadczenie w pracy z dziećmi.

Wziął kartkę i zobaczył, że jest wyjątkowo dobrze przygotowana do pracy. Tyle, jeśli idzie o możliwość zwolnienia jej za brak kompetencji. To by było zbyt proste. A jak się przekonał, w życiu nic nie jest proste.

Wreszcie skończyli dzielenie obowiązków przy sprzątaniu i przygotowywaniu obozu.

– Dobrze – powiedział, zerkając na zegarek, gotowy, aby zamknąć zebranie. – Myślę, że dość już omówiliśmy. Mamy godzinę do kolacji, na której będą hamburgery smażone nad rzeką.

– Więc możemy już iść? – zapytała Dana.

– Tak – potwierdził Joe.

– Hura! – Dana skoczyła i odwróciła się do Bobbi. – Wesz, co to znaczy.

– Rewanż w badmintona – odparła Bobbi. – Przygotuj się na miażdżącą porażkę.

– Możesz sobie pomarzyć!

I obydwie wybiegły.

Pozostałe dziewczyny ruszyły spokojniejszym krokiem. Joe zaniepokoił się, gdy Maddy nie zerwała się od razu. Chyba nie będzie tu dalej siedziała, gdy oddzielać ich będzie tylko matka? Na szczęście Carol odwróciła się na skraju patio.

– Maddy, nie idziesz?

– Och. – Wyprostowała się zdziwiona, że przyjęły ją do swojego grona. – Tak, oczywiście.

Złapała ogromną, hipisowską torbę i ruszyła za resztą. Najwyraźniej nadal lubiła staroświeckie, trochę dziwaczne ciuchy.

Teraz, kiedy się odwróciła, spokojnie mógł jej się przyjrzeć. Pozostałe dziewczyny szybko ją otoczyły. Roześmiała się, słysząc słowa jednej z nich. Ten dźwięk sprawił, że natychmiast powrócił do chwili, kiedy spotkał ją po raz pierwszy. To było zaraz po tym, jak przeprowadził się z Albuquerque do Austin. Szedł korytarzem nowej szkoły ze spuszczoną głową, z rękoma w kieszeniach, krokiem, który oznajmiał wszystkim „Tak, jestem zły”. Usłyszał śmiech – nie dziewczęcy chichot, ale śmiech pełną piersią. Podniósł wzrok i zobaczył Maddy idącą w jego kierunku z paczką dziewczyn. Widok jej, jak odrzuca głowę do tyłu i się śmieje, sprawił, że zamarł w pół kroku. Stał tak z wytrzeszczonymi oczami, podczas gdy ona go mijała. To było coś więcej niż typowe dla nastolatków buzujące hormony. W jego umyśle pojawiała się jedna myśclass="underline" „chcę”. Pragnienie wypełniło go z taką intensywnością, na jaką rzadko sobie pozwalał. Nie mógł sobie pozwolić. Ale przy Maddy pozwolił sobie na coś więcej niż pragnienie. Pozwolił sobie ją mieć.

I ponownie przyswoił sobie jedną z najokrutniejszych lekcji życiowych: że mieć i zatrzymać to nie to samo.

– Mam jedno pytanie – zwrócił się do matki, która siedziała i spokojnie go obserwowała.

– Tak?

– Co ona tu robi?

– Maddy? – Mama Fraser zamrugała, jakby to pytanie ją zaskoczyło. Wiedział, że to nieprawda. W żadnym wypadku. – Przyjechała, aby pracować jako nasz nowy koordynator plastyki i rzemiosła.

– Ale dlaczego? To mnie gryzło całe popołudnie. Pamiętając sposób, w jaki mnie rzuciła, trudno mi uwierzyć, że zjawiła się, mając nadzieję, że zaczniemy w miejscu, w którym przerwaliśmy. A jeśli rzeczywiście tego chciała, to po co praca? Dlaczego po prostu nie skontaktowała się ze mną?

Matka zacisnęła usta, zastanawiając się.

– A gdyby zadzwoniła, co byś jej powiedział?

– Nic. Odłożyłbym słuchawkę. A zaraz potem dostałby zawału.

– Właśnie. Trochę trudniej odłożyć słuchawkę, kiedy rozmawia się z kimś osobiście.

Szarpały nim sprzeczne uczucia.

– Chcesz powiedzieć, że ona chce wrócić?

– Nie powiedziałam tego.

– Dobra… – Przesunął dłonią po włosach i spróbował się zastanowić. – Załóżmy, że chce, a sama ta myśl sprawia, że mózg mi się gotuje, to po co praca? Dlaczego nie przyjechała tu pod pretekstem odwiedzenia ciebie? Po co trzydziestodwuletnia kobieta miałaby przejechać setki kilometrów, żeby zacząć pracę na letnim obozie? Na pewno nie dla pieniędzy. Nie zarobi tu dużo. Więc co właściwie ona tu robi?

– Dlaczego sam jej nie zapytasz?

„Bo to by wymagało odezwania się do niej”. Pochyliła się ku niemu i poklepała go po rękach.

– Zapytaj ją, Joe. Inaczej zwariujesz, ciągle się zastanawiając. Pokonany pochylił głowę.