– Nie cierpię, kiedy masz rację.
– Wiem.
Wstała i pocałowała go w czubek głowy.
Odeszła, a on siedział jeszcze przez dłuższy czas. I wariował, zastanawiając się.
Maddy wróciła do mieszkania po żałośnie niezręcznym wieczorze i sprawdziła e-maile. Christine nareszcie włączyła się do wcześniejszej wymiany z Amy.
Wiadomość; Daj spokój, Mad, nie może być chyba aż tak źle? Facet ciężko się zdziwił na twój widok. Przejdzie mu i wszystko będzie dobrze.
Maddy: Nie sądzę. Właśnie spędziliśmy razem trzy godziny przy hamburgerach i zdołaliśmy nie odezwać się do siebie nawet słowem.
Christine najwyraźniej właśnie siedziała przy komputerze, więc odpowiedziała natychmiast: Zakładam, że ten facet to maruda.
Maddy: Kaczej światowej klasy maruda. Pod wieloma względami bardzo dojrzał przez te lata, ale najwyraźniej nie zmienił się zbytnio.
Christine: Więc co kiedyś robiłaś, gdy robił się taki marudny?
Maddy zagapiła się na ekran, przypominając sobie tyle rzeczy. Słodko-gorzki ból pojawił się w jej piersi, gdy napisała odpowiedź: Znajdowałam sposób, żeby go rozśmieszyć. To już raczej nie wchodzi w grę. Czuję się jak idiotka z powodu przyjazdu tutaj. Co mam zrobić, żeby dało się znieść następne dwanaście tygodni?
Christine: No dobra, daruję sobie najbardziej oczywiste mądrości na temat seksu i spróbuję dać ci poważną radę. Przeczytaj raz jeszcze rozdział w książce Jane na temat dogadywania się w pracy z mężczyznami. Nie mam ochoty tego przyznać (nadal jestem wściekła, że nas wykorzystała), ale w tej kwestii zgadzam się z nią. I pamiętaj, że musisz TYLKO dogadać się z nim w pracy. Nie z jego powodu tam jesteś. Załatwienie dawnej sprawy i szalony seks to były tylko potencjalne efekty uboczne. Twój główny cel to dostanie się ze swoimi pracami do galerii. Nie strać tego celu z oczu. Pamiętaj, uważamy z Amy, że jesteś wspaniała niezależnie od tego, co pewni rozkapryszeni faceci sobie myślą.
Maddy: Dzięki, C.
Christine: Nie ma za co. A teraz prześpij się trochę. Zmykam, żeby ratować ludzkie życie.
Zamykając laptopa, Maddy zerknęła na błyszczącą okładkę poradnika, który leżał obok niej na brzegu stołu. Westchnęła i wzięła książkę. Liczyła, że lektura pomoże jej zasnąć.
Rozdział 5
Jeśli chcesz odnieść sukces w świecie biznesu, naucz się zostawiać emocje w domu.
Jak wieść idealne życie
I o niespokojnej nocy Maddy wstała dość wcześnie, żeby następnego ranka obejrzeć wschód słońca. Stała na balkonie, sącząc kawę, podczas gdy przed nią rozgrywał się świetlny spektakclass="underline" zaczął się od nieśmiałego rumieńca i wyrósł na prawdziwy pożar, dosłownie symfonię barw. Świt zawsze był jej ulubioną porą dnia, tak samo jak dla Amy Nieraz obie oglądały świt. Dla Maddy początek nowego dnia niósł nieskończenie wiele obietnic i radości. Dla Amy był to czas, gdy problemy dnia poprzedniego jeszcze spały.
Pamiętała, jak pewnego ranka Amy przyznała się szeptem, że kiedy była dzieckiem, wierzyła, iż jeśli będzie bardzo cicho i nie drgnie nawet, zło na świecie zapomni o tym, by się obudzić. Ta teoria zaintrygowała Maddy. Szkoda, że nigdy nie potrafiła dość długo być cicho i nieruchomo, aby to sprawdzić. A kto by mógł, kiedy na świecie jest tyle cudownych rzeczy do zrobienia i zobaczenia?
Ten poranek stanowił doskonały przykład. Czy mogła przegapić dreszczyk obserwowania początku nowego dnia? Górskie powietrze było takie rześkie, kiedy z ciepłego kubka, który trzymała w dłoniach, unosił się zapach kawy. Słońce wzniosło się wyżej, złocąc szczyty, podczas gdy dolinę nadal skrywał błękitny cień.
Ten widok obudził nigdy niegasnące pragnienie, aby uchwycić te barwy na płótnie.
Gdyby pozostała cicha i nieruchoma, to może napięcie w jej relacjach z Joem zapomniałoby się obudzić, ale być może przespałaby czekające na nią okazje. Christine miała rację, żeby wziąć sobie do serca radę Jane. Przyjechała tutaj, by zrobić coś, o czym zawsze marzyła. Jeśli to oznaczało życie obok nachmurzonego Joego, to zachowa spokój, odłoży emocje na obok i zachowa się jak profesjonalistka.
Już miała wrócić do mieszkania, kiedy ruch na drodze przyciągnął jej wzrok. Zerknęła na długie, błękitne cienie, które kłady się na szlak, i zobaczyła Joego biegnącego pod górę, w jej kierunku, szybko i miarowo. Pędził równym i szybkim krokiem. Serce zabiło jej szybciej.
Coś się stało?
Jej umysł przeskakiwał od jednej możliwości do drugiej: Mama dostała zawału, jedna z dziewcząt miała wypadek, wybuchł pożar w górach i trzeba się ewakuować. Albo Joe na nowo się wściekł i wybiegł, żeby znowu na nią nawrzeszczeć.
Już chciała popędzić po szlafrok, nim Joe wejdzie po schodach i zapuka do jej drzwi. Jednak gdy dotarł na płaski teren, skręcił ku ścieżce prowadzącej w dół i przebiegł tuż pod jej balkonem. Przebiegł! Prawie uderzyła się w czoło. Nie pędził do niej, po prostu biegał rano.
I podarował jej interesujący widok.
Mimo porannego chłodu zrobiło jej się ciepło, gdy obserwowała płynne ruchy jego mocnego ciała. Miał na sobie szarą bluzę z oderwanymi rękawami, w której mógł się popisać rzeźbą mięśni na ramionach. Zmrużyła oczy, patrząc na opaski na wielkich bicepsach. To były tatuaże? Potem jej wzrok zjechał poniżej szortów, na nogi. Rytm i siła każdego kroku sprawiły, że jej serce zaczęło bić do taktu.
Wtedy zauważyła opaskę na jego lewym kolanie i że porusza się, lekko utykając. Tam właśnie został postrzelony? W kolano? Myśl o jego cierpieniu, o tym, co musiał przejść, sprawiała jej ból do chwili, gdy ją minął, a Maddy aż zamrugała na ten spektakularny widok. Szorty były dość obcisłe, by widziała, jak pracują mięśnie jego pośladków. Pochyliła się do przodu, żeby lepiej się przyjrzeć.
„Przestań! – zbeształa się w myślach. – Pożerasz faceta wzrokiem!”.
„Tak, ale tylko popatrz! – sprzeczała się ze sobą, pochylając się nad murkiem. – Jest śliczny. Ten facet jest śliczny!”.
Dotarł do końca szlaku i zaczął zbiegać w dół, przez co musiała się wychylić jeszcze bardziej. Wyciągnęła szyję i przechyliła głowę.
W powietrzu eksplodowało głośne dzwonienie. Wrony zerwały się z osik z trzepotem czarnych skrzydeł. Maddy podskoczyła, aż wypuściła kubek z kawą, a potem prawie wypadła z balkonu, kiedy go łapała. Z sercem łopoczącym jak u przerażonego królika cofnęła się w głąb tarasu.
„Co to do diabła było?”. Przycisnęła pusty już kubek do piersi. Spojrzała w dół na obóz i zobaczyła Carol odchodzącą od wielkiego dzwonu zwieszonego na słupie pośrodku placu. Zakłopotana Maddy zaśmiała się do siebie. Pobudka. „Pora wstać, obozowiczki. Czas zacząć wspaniały dzień”.
Postanowiła odpuścić sobie kolejne sztywne spotkanie z Joem i na śniadanie zjadła batonik muesli, który odkryła w głębinach torebki. Potem zeszła piętro niżej, żeby po raz pierwszy przyjrzeć się dobrze sali do zajęć plastycznych. Drzwi otworzyły się ze zgrzytem. Promienie słońca wlewały się przez szpary solidnych, drewnianych okiennic, które zamknięto na zimę. Włączyła przycisk i kilka gołych żarówek nad głową ożyło. Niewiele to dało, ale dość, by oświetlić kilka zakurzonych składanych stołów i stos metalowych krzeseł w kącie.