Выбрать главу

– To, czy jestem wściekły, czy nie, to nie twoja sprawa. Sama wybrałaś, wiele lat temu, i nie wybrałaś mnie.

Z zaciętą miną wrócił do pracy.

Przez chwilę myślała, że na tym poprzestanie, że nigdy go nie otworzy, ale wtedy zaskoczył ją. Nagle się wyprostował.

– Ale tak nawiasem mówiąc, nigdy nie prosiłem, abyś wybierała. Nigdy nie mówiłem, że albo wyjdziesz za mnie, albo zostaniesz artystką, że nie możesz zrobić jednego i drugiego.

– Joe… – Zamrugała jak ogłuszona. – Oświadczyłeś mi się i poprosiłeś, żebym zamieszkała w bazie wojskowej niemal na drugim końcu kraju, wiedząc, że dostałam stypendium.

– Moglibyśmy to jakoś załatwić, gdybyś mnie uprzedziła, że chcesz iść do college’u. Ale nie. – Rzucił szmatę na warsztat. – Nie miałem czasu, żeby wziąć to pod uwagę przed oświadczynami, bo twoja sensacyjna wiadomość trafiła mnie jak grom z jasnego nieba.

Ogarnął ją gwałtowny, zapiekły gniew.

– Cóż, nie musiałeś z tego powodu tak wariować. Przez zaciśnięte zęby wycedził:

– Nie wariowałem.

– No to wpadłeś w panikę.

– Byłem wściekły. – W jego ciemnych oczach powróciło echo dawnych uczuć. – Bo nigdy nic mi o tym nie mówiłaś. Myślałem, że zmierzamy w tym samym kierunku, a dowiedziałem się, że za moimi plecami snułaś własne, całkiem odmienne plany.

– Mówisz to tak, jakbym cię zdradziła.

– Tak właśnie to odebrałem! – Wziął długi, głęboki wdech i wypuścił powoli powietrze. Widać było, że stara się nad sobą panować.

– Maddy, spotykaliśmy się na poważnie przez niemal dwa lata. Nawet gdy poszedłem do wojska, zostaliśmy razem. Od miesięcy mówiliśmy o ślubie i dzieciach.

– Nie, to ty mówiłeś o ślubie i dzieciach. Ja tylko siedziałam i starałam się nie panikować.

– Co ty wygadujesz? – Jej słowa niemal ścięły go z nóg. – Przez cały ten czas, gdy byliśmy razem, nigdy nie traktowałaś tego poważnie? Chryste, Maddy, coś ty robiła? Wykorzystałaś mnie do seksu? – zaśmiał się ostro. – Nie wierzę, że to powiedziałem. Ale taka jest właśnie prawda, nie? Cholera!

– Nie…

– Zabawiałaś się ze szkolnym rozrabiaką, trzymałaś z niedobrymi dzieciakami, udawałaś, że jesteś jedną z nas, a tak naprawdę byłaś najlepsza w klasie.

– Nie byłam najlepsza.

– Cholera, ale niewiele brakowało. – Pokręcił z niesmakiem głową.

– Media miały prawdziwe używanie. Córka źle opłacanego policjanta, z matką, gospodynią domową, i czwórką rodzeństwa miała małe szanse na opłacenie college’u aż do chwili kiedy, patrzcie państwo, wygrała stypendium w Lidze Samotnej Gwiazdy Sztuki, a jej prace powieszono na Kapitolu. Zrobili jej nawet zdjęcia, jak ściska dłoń gubernatorowi. I jakby tego nie było dość, rety, rety, ludziska, jest nie tylko śliczna i utalentowana, ale też jeszcze idzie łeb w łeb pod względem ocen końcowych z najlepszym uczniem szkoły!

Skuliła się, rozumiejąc teraz szok, jaki musiał przeżyć, gdy odkrył, że szalona Maddy miała świetne oceny.

– Nawet mi nie powiedziałaś, że bierzesz udział w konkursie.

– Bo… A gdybym nie wygrała?

– Myślisz, że bym się przejął? – Zamiast gniewu w jego oczach pojawiała się uraza. – Kochałem cię. Byliśmy praktycznie zaręczeni. Nie uważasz, że miałem prawo wiedzieć, że urabiasz ręce po łokcie, próbując coś osiągnąć w życiu? Nie sądzisz, że byłbym z ciebie dumny? Nie rozumiesz, jak mnie to zraniło, że nie podzieliłaś się ze mną swoimi marzeniami?

– Masz rację. – Ogarnęło ją poczucie winy. – Powinnam była ci powiedzieć. Po prostu… bałam się.

– Czego?

– Że będziesz się ze mnie nabijał. – Do oczu napłynęły jej łzy. – Że uznasz, że się wywyższam, że porywam się na zbyt wiele. Że wyjdę na idiotkę.

– Wywyższasz? – Zmarszczył brwi. – Jezu, tak by mógł powiedzieć twój ojciec.

– I tak powiedział. Przez całe moje życie zawsze, gdy zrobiłam coś dobrego, on… obrażał mnie. – Zagryzła usta, gdy wspomnienia zamieniły się w gulę w gardle. – Wiesz, co powiedział, gdy dowiedział się, że wygrałam stypendium? Zapewniam, że nie „gratulacje”, „jestem z ciebie dumny” ani nawet „dobra robota”. Powiedział „proszę, proszę, a któż to uważa, że jest kimś wyjątkowym?” – Łzy popłynęły jej po policzkach. Starła je ze złością. Wściekła się, że nadal płacze przez ojca. – Tak bardzo chciałam uciec z tego domu, z tego nędznego sąsiedztwa, że czułam to aż w kościach. Chciałam to zrobić, choćby nie wiem co.

– Gdybyś wyszła za mnie, uciekłabyś z tego domu cholernie szybko.

– To nie jest dobry powód do związku na całe życie.

– Masz rację. – Westchnął. – Wiesz, Maddy, część mnie cię rozumie. Twój ojciec był zakompleksionym dupkiem, który czuł się dobrze tylko wtedy, gdy ścinał innych.

– Nadal jest taki.

– Ale ja to nie on – powiedział cicho Joe. – Jak mogłaś myśleć, że nie byłbym dumny z tego, czego dokonałaś?

– Po prostu tak czułam. Wtedy miałam wrażenie, że zaczynasz mówić jak on.

– Jak to? – To go zaskoczyło.

– Gdy z takim entuzjazmem mówiłeś o wojsku. – Podniosła dłoń, gdy chciał jej przerwać. – Dopóki nie dorosłam i nie usamodzielniłam się, naprawdę myślałam, że większość policjantów, a co za tym idzie, większość facetów w mundurach jest taka jak mój ojciec. Od tego czasu nauczyłam się, że to nieprawda. Sporo z nich jest takich jak Pułkownik. Mają w sobie przekonanie, prawość, a przede wszystkim współczucie. Powinnam była wtedy to zauważyć. Nie zamieniałeś się w mojego ojca, tylko upodabniałeś się do swojego. I nie umiem wymyślić lepszego wzoru do naśladowania.

Podeszła do niego. Z całego serca chciała, żeby zrozumiał.

– Niestety wtedy tego nie widziałam. Byłam za młoda, Joe. Miałam siedemnaście lat, kiedy się oświadczyłeś.

– Wiem. – W jego oczach błysnęło zakłopotanie. Odwrócił wzrok. – Właściwie nie zamierzałem oświadczać się jeszcze przez rok, ale powiedziałaś mi o college’u i gdy pomyślałem, że będziesz biegać po kampusie, gdzie pełno chłopaków…

– Spanikowałeś.

– Jeśli kupienie największego pierścionka zaręczynowego, na jaki mnie było stać, nazywasz paniką, to tak, spanikowałem. – Zacisnął usta. – Wiedziałem, że nie pobierzemy się od razu, ale chciałem mieć pewność, że każdy facet, który cię zobaczy, zauważy kamień na palcu i zrozumie, że jesteś zajęta.

Przy tych słowach uśmiechnęła się odrobinę. Zupełnie jakby Joe ogradzał swoje terytorium. Jako adoptowane dziecko nauczył się podróżować bez zbędnego bagażu, ale to, co należało do niego, trzymał obydwiema rękami i walczyłby z każdym dzieciakiem, który by tego tknął. Rzadko używał słowa „moje”, ale jeśli już, to traktował je serio.

Westchnął ciężko.

– Przyznaję, nie podobał mi się pomysł twoich studiów, ale nie zamierzałem cię powstrzymywać. Bałem się, że stracę cię na rzecz jakiegoś studencika z bractwa. Ale… – Świdrował ją wzrokiem. – Nigdy nie sprzeciwiałbym się realizacji twoich marzeń, gdybyś tylko podzieliła się nimi ze mną.

– Kłopot w tym, że nie uwierzyłabym ci. Nie potrafiłabym. Nie, kiedy stałeś tam w mundurze, z ostrzyżonymi krótko włosami i rzucałeś wojskowym żargonem. – Zrobiła jeszcze jeden krok. Położyła rękę na kajaku stojącym między nimi. – Kiedy się oświadczyłeś, całe życie przeleciało mi przez oczami. Tyle że to nie było moje życie. Ale mojej matki. Nie chciałam skończyć jak ona. Była na każde skinienie swojego faceta, gotowała, sprzątała, wychowywała dzieci praktycznie bez żadnej pomocy, podczas gdy wszystkie moje marzenia wdeptano w ziemię. Nie wiedziałam, że małżeństwo może być partnerskie. Że to nie jest dożywocie, w którym kobieta traci tożsamość pierwszego dnia.